A/N: Opowiadanie po raz pierwszy ukazało się na Forum Mirriel, skąd niestety znikło. Wciąż jest nieukończone, lecz nie zamierzam go porzucić. Nie mogę jednak obiecać, że będę regularnie dodawać nowe rozdziały.
To jest pierwsze dłuższe opowiadanie, jakie piszę, więc może być straszne. Zostaliście ostrzeżeni. Jest to alternatywna wersja wydarzeń z „Insygniów Śmierci". Opowieść podejmuję w momencie, kiedy Trójca trafiła na Grimmauld Place po weselu Billa i Fleur. Postanowiłam to spisać, ponieważ odczułam zdecydowany niedosyt Regulusa A. Blacka po przeczytaniu HP. Teraz już wiecie, co was w głównej mierze czeka.
Oprócz tego opowiadanie zawiera wątek, który sklasyfikowano jako Snape mentors, choć niezbyt klasyczne. Jest parę niekanonicznych pairingów, przede wszystkim HG/DM, a z wątków pobocznych NT/CW i może ktoś się dopatrzy jeszcze jakichś sugestii.
Pominęłam też niektóre fakty z kanonu. Bo tak.
- Moody żyje!
- Nie uznaję spadku Dumbledore'a. Nawet, jeśli coś im zostawił, to mogą się o tym dowiedzieć już po wojnie. O.
- Nie uznaję również pomysłu na zaklęcie tabu. Wydaje mi się to odrobinę… niedorzeczne.
- Przemiana wilkołaka następuje w każdą noc (od zachodu do wschodu słońca), kiedy jest pełnia, nawet jeśli księżyca nie widać.
- Lucjusz Malfoy jest w Azkabanie od czasu Bitwy w Departamencie Tajemnic.
- No i przede wszystkim: Regulus Arcturus Black ŻYJE. Niech nikt nie twierdzi, że jest inaczej.
Być może czegoś zapomniałam wymienić. Jesteście ostrzeżeni, że będą pewne niezgodności z kanonem.
Pragnę też podziękować za inspiracje: Nai Snake – za Severusa (nie, mój nie jest wampirem, ale jej wizja bardzo mi się podoba) i nie tylko, Alvair – za Lucjusza, oprócz tego Mayi, Enahmie, Modrzew (za sama-wiesz-co)… i wielu innym osobom, których tekstami inspirowałam się nieświadomie, a na końcu pani JKR (świat HP jest bardzo interesujący, jeśli się pominie kanon…).
Oprócz tego dziękuję Niuch, mojemu Czepiakowi Etatowemu, Jod (za znoszenie mojego nieustannego rozważania, czy fabuła trzyma się kupy, a wątki są logiczne) oraz Modrzew – za zastępstwo Jod, kiedy ona już nie dała rady.
Wszystkie błędy należą do mnie.
Jeśli was jeszcze nie wystraszyłam, życzę miłej lektury!
Prolog
Z notatek Severusa Snape'a, Mistrza Eliksirów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie:
Wzmianki o Eliksirze Płynnej Odwagi, znanym też jako Fortis Fortitudo, po raz pierwszy pojawiają się w materiałach pisanych w X wieku. Napomknął o nim Muhammed al-Qisi w opisie bitwy z czarodziejami z Północy w 954 roku: „Był to napój niezwykły, błękitny jak niebo bezchmurne, bardziej przejrzysty niźli kryształ. Barbarzyńcy pili go przed bitwą i jakby nowy duch w nich wstępował. Walczyli, nie zważając na liczne rany, a powstrzymać ich mogła jedynie śmierć. Najmniejszej różnicy im nie czyniło, czy nasze wojska przeszyją gradem strzał, czy też odetną im ręce i nogi – wtedy z zębami, jak dzikie stwory, rzucali się na naszych wojowników. Szybkością i zwinnością dorównywali lampartom (…) Jednakże sekretu tego napoju magicznego strzegli lepiej niż oka w głowie, gotowi prędzej zginąć, niż wyjawić tajemnicę."*
Eliksir o podobnych właściwościach jest wspominany przez celtyckich druidów, najczęściej w podaniach i legendach dotyczących ich kultury, a zwłaszcza wojowników zwanych berserkerami. Nie są to zbyt wiarygodne źródła i różnią się w szczegółach właściwości „magicznego napoju". Z tych źródeł wynika, że mikstura ta ma dawać ogromną siłę, tłumić strach, wyostrzać wszystkie zmysły i czynić nieczułym na urazy zewnętrzne i wewnętrzne. Podejrzewam również, że umacnia wolę i determinację, by bez względu na wszystko dążyć do celu. Nigdzie nie spisano receptury tego eliksiru; widocznie była ona przekazywana ustnie między druidami.
(…)
Pierwszą osobą, która zażyła przygotowany przeze mnie Eliksir Płynnej Odwagi, był Regulus Arcturus Black, pomagający mi w badaniach. Trudno ocenić, czy eliksir zadziałał poprawnie, gdyż Regulus umarł, nim zdążył podzielić się ze mną swoimi obserwacjami, a ja nie byłem świadkiem działania mikstury. Znając jednak Regulusa, mogę śmiało stwierdzić, iż eliksir zadziałał przynajmniej w części poprawnie, a nie był to efekt placebo. Regulus, nawet przekonany o tym, że zażył Płynną Odwagę, nie poświęciłby swojego życia.
Po raz drugi Eliksir Płynnej Odwagi, mimo jego wątpliwego działania, wykonałem na zamówienie osoby, która nie podała mi swojego nazwiska. Częścią umowy było to, by wróciła do mnie, aby opisać szczegółowo działanie eliksiru. Niestety, nigdy więcej jej nie widziałem. Stąd można wywnioskować, że spotkało ją jakieś nieszczęście, prawdopodobnie on również zginął, gdyż jestem skłonny uwierzyć jej słowu.
Osobiście nigdy nie zażyłem Płynnej Odwagi, obawiając się, że receptura jest błędna i eliksir doprowadza do śmierci osoby, która go wypiła. Podejrzewam, że tłumi wszelki rozsądek i instynkt samozachowawczy na tyle skutecznie, by zrobić coś, co nawet najodważniejszy i najgłupszy człowiek na świecie uznałby za samobójstwo. (…)
* - „Kroniki maga al-Qisiego", tłumaczenie Williama z Salisbury, kopia prawdopodobnie z pierwszej połowy XII wieku, znajdująca się w posiadaniu Szlachetnego i Starodawnego Rodu Blacków.
Następne kilkadziesiąt kartek zawierało opis tego, co zrobił, by dojść do receptury, którą uznał za ostateczną. Jedynymi pewnikami były łzy feniksa, sproszkowana łuska smoka, bezoar, kilka gatunków roślin i krew mysikrólika. Jak na ironię, to właśnie Regulus pomagał mu w badaniach. Snape uśmiechnął się pod nosem, szacując, że wypróbowali łącznie kilkaset różnych składników (z których wiele miało niestwierdzone właściwości magiczne), łączonych i dodawanych na wszelkie możliwe sposoby.
Ta praca zajęła mu z pięć, może nawet sześć lat, trudno powiedzieć. Właściwie to Regulus wpadł na ten pomysł na swoim czwartym roku. Po jego śmierci Mistrz Eliksirów zaniechał kontynuacji badań. Ograniczył się tylko do spisania wniosków. A potem…
Czarny Pan znikł z powierzchni ziemi, jednak Snape nadal uczył w Hogwarcie. Obiecał Dumbledore'owi; kto jak kto, ale on dotrzymywał słowa. Albus nie potrzebował już szpiega, więc Mistrz Eliksirów miał czas, by robić mikstury na zamówienia przypadkowych klientów. Na Nokturnie to był bardzo opłacalny biznes.
I wtedy, chyba w 1993, pojawił się ten facet. Młodszy od niego o parę lat, ukrywający swoją tożsamość, ale wyraźnie było widać, że pochodzi z dobrego domu. Snape nie doszedł, skąd wiedział o badaniach, które przecież utrzymywali w tajemnicy. Płacił dużo. Ale to nie dlatego Mistrz Eliksirów przyjął zamówienie. W ruchach klienta było coś bardzo znajomego. Jakieś echo, którego chciał się pozbyć za wszelką cenę. Pewnie dlatego uwarzył mu eliksir, który z dużym prawdopodobieństwem powodował śmierć.
Teraz, cztery lata później, uznał, że to było głupie.
