„Błąd"

W końcu to zrobiłem...

Zabiłem Sinbada...

Nie mogę w to uwierzyć...

O dziwo nie czułem radości, tylko pustkę.

Mimochodem spojrzałem na króla. Fioletowłosy leżał w dość sporej już kałuży krwi, która z każdą chwilą stawała się coraz większa i większa. Miał zamknięte oczy, a z jego delikatnie uśmiechniętych ust sączyła się strużka krwi. Gdyby nie to, można było by pomyśleć, że śni słodki sen. Wyglądał tak pięknie. Nie wiem ile tak stałem zauroczony patrząc na niego. Poczułem jak coś mokrego spada mi na głowę – to deszcz zaczął padać.

- Czyżby pogoda opłakiwała Sinbada, króla Sindrii? - zapytałem cicho unosząc głowę i patrząc w pochmurne niebo. Z letargu wyrwały mnie przybliżające się głosy, to jego przyjaciele byli coraz bliżej. Ostatni raz spojrzałem na fioletowłosego. Po chwili wahania z niewiadomego powodu, podbiegłem do niego i pocałowałem go zachłannie w usta. Oderwałem się od niego i zacząłem biec przed siebie. Nie minęło kilka chwil gdy usłyszałem wrzask.

Znaleźli, znaleźli go bez życia w kałuży własnej krwi.

Pogrzeb jak na króla przystało był pełen przepychu. Pełno było kwiatów, arcydzieł rzemieślniczych, a zapalone świece i kadzidła zachwycająco pachniały. Sinbad ubrany na biało wyglądał jak olśniewająca i cudowna istota nie z tego świata. Obrazu dopełniały jego długie rozpuszczone włosy i baśniowo lśniąca w słońcu biżuteria. Na nadgarstkach i kostkach miał dużo bransolet, które wysadzane były drogimi kamieniami, między innymi szafirami, rubinami i ametystami. Na szyi miał złoty, owalny medalion z dużym tygrysim okiem i to on najbardziej przykuł moją uwagę. Korzystając z odpowiedniej chwili, wywołałem zamieszanie. Ludzie zgromadzeni wokół krzyczeli z przestrachu, ale ja nic sobie z tego nie robiłem. Podbiegłem do fioletowłosego, leżącego na podwyższeniu. Jednym sprawnym ruchem zdjąłem mu medalion i założyłem go sobie na szyję. Pochyliłem się i złożyłem na jego ustach czuły pocałunek. Po chwili odsunąłem się od niego i spojrzałem po raz ostatni raz na jego piękną twarz. Zamieszanie powoli ustawało dlatego zdecydowałem się odejść.

-Żegnaj – wyszeptałem cicho w stronę Sinbada. Odwróciłem się na pięcie i w kilku skokach znalazłem się na dachu. Zacząłem biec byle przed siebie, a na twarzy czułem swoje słone łzy.

Wiesz Sinbad, kocham Cię...

Bardzo za Tobą tęsknię...

i przepraszam, że Cię zabiłem.

Wybaczysz mi to?