Obito śmiał się w niebogłosy. Całe siły shinobi leżały pokonane u jego stóp. Ninja leżeli na ziemi ciężko ranni bądź już martwi. Nawet Naruto i Bee nie byli wstanie tu pomóc. Nie pomogło 4 wielkich Hokage. Wszyscy już stracili nadzieje… Ci, którzy mogli się jeszcze czołgać szukali swoich bliskich.

Chcieli powiedzieć wcześniej niewypowiedziane słowa.

Chcieli znów usłyszeć bicie serca ukochanej osoby.

Obito widział to i śmiał się jeszcze głośniej. Patrzył jak te żałosne istoty szukają oparcia w czyiś ramionach. Po chwili odwrócił się i zaczął się oddalać, a im cichszy był jego śmiech tym był bardziej histeryczny. Nikt nie widział łzy w jego oku, tylko Rin. Ona widziała wszystko. Teraz mógł już do niej wrócić… A tamci niech się żegnają jak on za dawnych lat.

Wśród wielu ciał przedzierała się pewna postać. Ciężka do dostrzeżenia w tym bezmiarze ciał. A kilkanaście metrów dalej leżała Blond włosa kunoichi. Na jej twarzy zalanej krwią nie było już woli walki czy chociaż wściekłości, na siebie, świat, czy cokolwiek innego. Była tylko rezygnacja, pustka. Chciała w życiu przygód, ale przecież nie takich!

Czuła każdą część swojego ciała. Spoczywała na brzuchu, jej noga wygięta była pod nienaturalnym kątem. Z trudem podniosła odrętwianą rękę i przyłożyło do bolącej głowy i od razu poczuła między palcami krew. „To moja czy czyjaś?"- Zdążyło jej przemknąć przez myśl. Z kolejną porcją rezygnacji westchnęła, by zaraz pożałować. Jej płuca zawołały do niej kolejną porcja bólu. W kąciku oka pojawiła się łza, którą natychmiast ktoś starł palcem. Podniosła wzrok i zobaczyła Shikamaru wpatrzonego w łzę tańczącą mu na palcu.

-Proszę, proszę. Wielki ninja, a jednak pojedynczą łzę oddała- Mruknął chłopak przenosząc wzrok na Temari.

- Po co tu przeszedłeś?

Chłopak w odpowiedzi najpierw westchnął i spojrzał w chmury. Gdy wzrok znów wrócił na dziewczynę, odpowiedział.

-Przecież wiesz- po tych słowach wyciągnął do niej rękę i zabawił się kosmykiem włosów trochę ubabranych od krwi.

Spojrzała na niego. Był w nie dużo lepszym stanie od niej. Krwawił z sporej rany na klatce piersiowej, krew z łuku brwiowego zalewała mu jedno oko. Ale to nie przeszkadzało mu się do niej uśmiechać. Zebrała się w sobie i przewróciła na plecy. Wylądowała z głową na jego brzuchu (czystym przypadkiem, oczywiście…). W końcu an jej twarzy pojawił się uśmiech, zwykłe ułożenie warg, figlarny błysk w oku, za które Shikamaru tak ją pokochał. Miał racje, wiedziała, po co przyszedł.

-Ja ciebie też Shika.

Zaśmiał się na dźwięk zdrobnionego imienia, nigdy tak do niego nie mówiła. Przytulił ją do siebie i tchnął słabnącym głosem w jej włosy.

-Kocham cię.

Te słowa doszły do niej już lekkim opóźnieniem. Walczyła między snem a jawą. Było tylko rytmiczne bicie jego serca, albo ciemność. Gdy tylko ona następowała chciała wrócić. Usłyszeć je jeszcze raz. W czasie jednego z przebudzeń pocałował ją w czubek głowy i jego serce wydało ostatnie tchnienie. Ona nie pozostawała dłużna i zanim poczuła smutek ciemność otoczyła ją na zawsze.