HP \ GD


Podekscytowani członkowie Gwardii Dumbledore'a zebrali się w Pokoju Życzeń. Dziś miał być wielki dzień! Dzień, w którym ich przywódca pokaże im, ile jest wart. Ustawili się w kolejce. Na przemian: chłopak, dziewczyna, chłopak, dziewczyna. Gdy przyszedł Harry, byli gotowi.

Potter wziął się do roboty. Na pierwszy ogień poszedł Ron. Nie stawiał oporu, chyba chciał ułatwić przyjacielowi zadanie. Trudno się dziwić, że Harry poradził z nim sobie bardzo szybko.

Jako druga podeszła Cho. To była czysta przyjemność! Później Dean – z nim było trochę kłopotu, był wszak od Harry'ego znacznie roślejszy i silniejszy. Ale nic to! Nie z takimi dawał już sobie Potter radę…

Padma uległa bardzo szybko, podobnie Dennis, przy którym Harry nie mógł opędzić się od niemiłego uczucia, że jak na Gwardzistę jest on stanowczo za młody. Lavender była tak zapatrzona w Rona, że nawet nie zauważyła, że przyszła jej kolej.

I tak kolejni Gwardziści ulegali swojemu przywódcy. Pozostała już tylko jedna osoba. I wtedy wyczerpanie dało o sobie znać – Harry upadł bez sił na podłogę.


– Słyszałeś, Zabini? – powiedział wieczorem Malfoy w pokoju wspólnym Slytherinu. – Podobno Potter próbował dzisiaj przelecieć całą tę swoją „Gwardię Dumbledore'a".

– I co?

– I nic. Przy Marietcie wysiadł.

Blaise wzruszył ramionami.

– Zawsze podejrzewałem, że to impotent.