Walentynkowy Wyjec
- Weasley! – zagrzmiał Draco.
Ron odwrócił się na pięcie i spojrzał z przestrachem na wysokiego blondyna, który przemierzał pusty korytarz zamaszystym krokiem. Na gładkich policzkach kwitły czerwone plamy. Ron był prawie pewien, że przy jego twarzy w odcieniu burgundy, rumieńce Ślizgona sprawiały wrażenie bladych.
- Weasley, ty bezmózgi trollu! – Szare oczy błyszczały gniewem. – Coś myślał?!
- Malfoy, ja… - zaczął niepewnie Ron. – Ja nie… - Przygryzł dolną wargę. – Ja nie wiem, o co ci chodzi – wydukał w końcu.
- Nie udawaj głupa, Weasley – warknął Draco. – Wszyscy, tak kretynie, nawet twój team – dodał napotkawszy przerażone spojrzenie rudzielca. – Wszyscy TO słyszeli!
Twarz Rona przybrała odcień już nawet nie burgundy, a głębokiego szkarłatu.
- Ale ja… Wyjec… On… Zaczarowany…
Draco przerwał mu machnięciem ręki.
- Wysłów się, Weasley – powiedział z niesmakiem. – Jeśli życie ci miłe, zrób to.
Błysk w oku Ślizgona ponaglał.
- A więc…
- Nie zaczyna się zdania od „a więc", ty tępy padalcu.
Ron mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i kontynuował ze wzrokiem wbitym w podłogę:
- Walentynkowy wyjec był zaczarowany tak, żebyś mógł go otworzyć dopiero, kiedy znajdziesz się sam…
- Po pierwsze, szczerze wątpię, żebym w Wielkiej Sali był sam, aczkolwiek moja osoba przyćmiewa blaskiem wszystkie inne. Po drugie, wyjec – jak romantycznie – skwitował Draco z nutą ironii w głosie.
- … Ale nie wiem, czemu tak się nie stało – kontynuował Ron, najwyraźniej niezrażony odzywkami Ślizgona. – Przykro mi. I… naprawdę cię lubię.
Gryfon po raz pierwszy odważył się podnieść wzrok.
Na twarzy Draco malowała się irytacja, ale także coś na kształt rozbawienia.
- Weasley, czemu zawsze musisz być takim idiotą?
- No wiesz, ja…
- To pytanie retoryczne, zakuta pało. – Draco machnął rękoma, wytrącony z równowagi. Posłał Gryfonowi spojrzenie tak pełne nienawiści, że… Chwila, pomyślał Ron. W tych szarych oczach czaiło się coś jeszcze…
Nagle blondyn sięgnął za szatę. Ron osłupiał, kiedy zobaczył w wyciągniętej bladej dłoni rulonik owinięty czerwoną wstążką.
- Nie będę tu stał cały dzień – ponaglił zirytowany Draco.
Ron wziął do ręki zwitek, bardzo przy tym uważając, by nie dotknąć Malfoya. Przyjrzał się czerwonej wstążce. Natychmiast nabrał haust powietrza. Wstążka była w serduszka!
- Może byś rozwinął? – zasugerował blondyn.
Ron usłuchał rady Ślizgona i już po chwili trzymał w dłoniach liścik.
Twa twarz jak buraki,
Oczy jak psia kupa,
Poszedłbym z Tobą w krzaki,
Bo kręci mnie Twa dupa.
Draco Malfoy
Ron jeszcze raz przebiegł wzrokiem po schludnym piśmie Malfoya. I powtórnie, tak dla pewności.
- No to co, idziemy w krzaki? – zapytał głupkowato rudzielec po jakiejś setnej lekturze liścika.
Draco posłał mu oburzone spojrzenie pełne dezaprobaty i obrzydzenia. Gryfon zamarł. Ta walentynka. To nie mógł być żart. Prawda?
- Weasley, czy ty wszystko musisz brać dosłownie? – zapytał Draco.
Ron otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale przypomniał sobie. Pytanie retoryczne. Czuł się jak głupek. Było mu wstyd. Obnażył duszę, a ON go wyśmiewał. Miał już się odwrócić i odejść teatralnie, kiedy usłyszał coś, co na zawsze zmieniło jego życie.
- W krzakach można się pokaleczyć, tymczasem istnieje wiele innych, przyjemniejszych miejsc, gdzie mógłbym pieścić twoje ciało i – ciągnął Malfoy z drapieżnym błyskiem w oku – w końcu oswobodzić cię z pasu cnoty, w który się przyodziałeś.
Ron wciągnął gwałtownie powietrze. Czyżby DRACO MALFOY proponował mu rozdziewiczenie?
- Weasley, nie mamy całego dnia.
Dopiero teraz spostrzegł, że niebo za oknem poszarzało.
- Dobra – wykrztusił.
- „Dobra" co?
- Zgadzam się na niepójście w krzaki – wydukał Ron.
Draco zachichotał. Kiedy spojrzał na Gryfona, w jego oczach czaiły się groźne ogniki.
Z kocią zręcznością przemierzył dzielącą chłopców odległość.
- No, Weasley. Czas cię czegoś nauczyć – rzekł, kładąc dłoń na rozpalonym policzku rudzielca. – Gorący chłop – skomentował przybliżając twarz do świńskiego ryja Weasleya.
Ron poszedł w ślady Draco i przymknął powieki. Po chwili poczuł na ustach miękkie wargi Ślizgona. Niezmierna przyjemność związana z tym dotykiem dodała Ronowi pewności siebie. Jedną rękę położył na karku Draco, a drugą oplótł go w pasie i przyciągnął do siebie.
W momencie, kiedy sprawny język Malfoya wślizgnął się do ust Rona, ten zadrżał z podniecenia. Czuł, że jego męskość twardnieje, pragnąc zbliżenia.
- Chodź tu – szepnął Draco, podczas gdy język Weasleya wodził po jego szyi.
Malfoy oderwał jedną rękę od ciała młodego chłopaka, sięgnął po różdżkę i otworzył alohomorą drzwi do jednej z sal.
Niezgrabnie, tuląc się do siebie, wkroczyli do pomieszczenia.
- Czemu tutaj? - zapytał Ron zdyszany.
- Żeby nikt nas nie zobaczył, idioto. – Draco przewrócił oczami. – Chciałeś uprawiać seks na korytarzu, gdzie w każdej chwili może nas ktoś nakryć?
Serce Rona na wzmiankę o seksie zaczęło bić jeszcze mocniej.
- Nie – powiedział i pchnął Malfoya na biurko, przygniatając go swoim ciałem.
Draco zaskoczony gwałtownością Gryfona, uśmiechnął się i oplótł go nogami.
- Nigdy bym nie podejrzewał, że jesteś gejem – wychrypiał Ron między jednym a drugim pocałunkiem.
- Nie jestem, Weasley. Ja tylko lubię nowe doświadczenia – powiedział Draco, kiedy uporał się już z paskiem od spodni.
KONIEC!
Coś mi się popieprzyło z tym szkarłatem i burgundem, a zauważyłam to dopiero po dwóch latach od napisania;D Nie zlinczujcie mnie tylko:)
W ogóle ten fik jest moim pierwszym samodzielnym tworem, który ujrzał światło Internetu. A powstał, ponieważ... przegrałam zakład. No zdarza się:D
