Kwestionariusz
Przez bezkresy morza do wieczności nieba,
Aż po magię i światło gwiazd.
- Grzegorz Turnau, „Loloudi"
Gdyby go zapytać ile ma lat, Korsarz roześmiałby się, mówiąc, że szczęśliwi czasu nie liczą. Bo przecież Korsarz jest szczęśliwy.
Gdyby opisać Korsarza, trzeba by zapamiętać jego śniadą, opaloną skórę i srebrne oczy, lśniące niby liście gallifreyskich drzew. Gallifrey to tylko jedno z miejsc, które Korsarz wspomina z ciepłym sentymentem i o którym chce jak najszybciej zapomnieć.
Gdyby się zastanowić, czy nie jest samotny, Korsarz wzruszyłby ramionami.
- Do mojej załogi trafiają wyłącznie najlepsi – oświadczyłby z dumą i wspomniał o Francisie Drake'u, którego miał u siebie przez kilka tygodni. Nie zaskoczyło. Teraz po pokładzie TARDIS włóczą się dwa koty, Ahab i Armada, żebrząc o resztki ryby i polując na gwiezdny pył. Na drążku w bibliotece przysypia Stevenson. I tyle wystarcza.
Gdyby chcieć poznać jego największą wadę, bez żenady odpowiedziałby: próżność. Może miało to coś wspólnego z Sumerami i faktem, że przez pół roku był – dosłownie – bogiem.
Gdyby poprosić Korsarza, żeby opowiedział o swoim Dniu Próby, o dniu, w którym spojrzał w otchłań, milczałby długo. Wspomniałby pewnie o dwóch chłopcach, których wessała przy nim pustka. Nie patrzyłem w wir, powiedziałby Korsarz, paląc swoją ulubioną arabską fajkę, dym o zapachu jabłek gęstniałby pod sufitem, patrzyłem na nich i starałem się zapamiętać.
Gdyby go zapytać, czym dla niego jest wszechświat, Korsarz odpowiedziałby: morzem. To nic dziwnego. W końcu mieszka w prawdziwej hiszpańskiej karaweli.
Gdyby go spytać, czego mu brakuje, Korsarz na trzeźwo odparłby: słonego powietrza. Od jakiegoś czasu kosmos nie pachnie przygodą.
Gdyby upić Korsarza, wybrałby szkocką, świetny rocznik, z czasów Czarnobrodego. A potem wspomniał coś o starych, dobrych czasach.
Gdyby mu przypomnieć, kiedy ostatnio pił, powiedziałby, że na Ziemi, z Doktorem, w 1963. Jego dziewiąte wcielenie, moje szóste. Dwa dni po zabójstwie Kennedy'ego, godzinę po Wojnie Czasu.
Gdyby próbować się dowiedzieć, co ma najcenniejszego, podwinąłby rękaw, pokazując węża gryzącego własny ogon, nieskończoność i kurs cała naprzód, po nową historię, aż na horyzoncie widać nie ten Dom, co trzeba.
Gdyby, gdyby, gdyby, Amy Pond, nie naciskaj, proszę.
Gdyby.
Gdyby.
Gdyby.
Też mi coś.
Gdyby Korsarz żył.
