Lestrade przejechał ręką po włosach. To śledztwo ciągnęło się już tak długo… Próbował rozwiązać sprawę zamordowanej pani Rawlins, którą martwą znalazł w domu jej mąż. Ktoś mocno uderzył ją w głowę. Policjant był na miejscu zbrodni i czuł, że dłużej nie ustoi na nogach. Już zamierzał zawołać taksówkę, kiedy znikąd pojawił się przed nim mały chłopiec. Miał siedem lub osiem lat, czarne loki, był blady i bardzo chudy. Sierżant zamrugał i zapytał:

- Co ty tu…?

- Mordercą jest Rawlins.

- Co? – chłopiec wywrócił oczami.

- Mordercą jest Rawlins.

- Skąd…

- To oczywiste. Rawlinsowie już się nie kochali, a Rawlins zdradzał żonę z inną panią, ale ona nie wiedziała, że jest żonaty. Raz przyłapał ich listonosz, który kocha się w pani Rawlins i on jej powiedział, a ona zagroziła mężowi, że powie tamtej i… - chłopiec nabrał powietrza, co zaraz wykorzystał Lestrade.

- Czekaj, czekaj. Skąd ty to wiesz? I kim jesteś?

- Nazywam się Sherlock Holmes.

- Dobrze… Więc Sherlocku… Skąd ty to wiesz?! - Sherlock westchnął.

- Że się nie kochali widać z obrączek. Obie są brudne, podczas gdy inna biżuteria jest czysta. Pani Rawlins ma brudną z obu stron, a pan Rawlins ma czystą od wewnątrz, czyli często ją zdejmował…

- Czekaj… Widziałeś ciało pani Rawlins?!

- Tak, byłem w kostnicy. A na jej biurku był list od…

- Czekaj. Pan Rawlins nie jest martwy. Jak mogłeś widzieć wnętrze jego obrączki?

- Poszedłem do niego i powiedziałem, że ukradł obrączkę mojego taty i ma ją na palcu, on powiedział, że nie i się trochę pokłóciliśmy i mu powiedziałem, że w środku są inicjały moich rodziców, więc ją zdjął i mi pokazał, że nie ma. – wzruszył ramionami chłopiec. Lestrade zmarszczył brwi.

- Ile ty właściwie masz lat?

- Osiem i 6 miesięcy.

- Masz osiem lat, widziałeś trupa w kostnicy i kłóciłeś się z potencjalnym mordercą?

- Nie mógł mi nic zrobić, bo gdyby mnie znaleziono martwego, wiedzieliby, że to on, bo powiedziałem gdzie i do kogo idę. I jemu też powiedziałem, że wiedzą gdzie jestem, jak zaczął mi grozić.

- Groził ci?!

- E tam, raczej chciał mnie tylko nastraszyć, żebym sobie poszedł. – Lestrade patrzył w osłupieniu na stojącego przed nim chłopca. – W każdym razie, na biurku pani Rawlins był list właśnie od listonosza, w którym jest wiadomość o zdradzie męża. Widać, że się starał, słowa są ułożone tak, jakby proponował jej odejście od pana Rawlinsa i wyjście za niego. Oczywiście nie wprost…

- Gdzie znalazłeś ten list? I gdzie jest teraz?

- Był, jak już mówiłem, na biurku pani Rawlins, i nadal tam jest. Nie moja wina, że go nie zauważyliście.

- Ale skoro ją zabił, to czemu zadzwonił na policję?!

- Żeby odsunąć od siebie podejrzenia. Jest inteligentny. Musiał być, skoro udawał kawalera przed tamtą drugą panią i pewnie jej rodzicami i znajomymi. Ukrywał listy miłosne i inne rzeczy, nie niszczył ich, bo prawdopodobnie kochał tę drugą. Być może już wtedy planował zabójstwo żony, ale w bardziej subtelny sposób niż uderzenie w głowę, sądząc po odnowionej znajomości z aptekarką…

- Z jaką aptekarką?! – Lestrade zaczynał tracić cierpliwość. Właściwie mógłby nie słuchać dzieciaka i wrócić do domu, ale… No cóż. Niestety to, co mówił było bardzo przekonujące.

- W jego pokoju była otwarta książka telefoniczna z zaznaczonym nazwiskiem Emily Goodfried, która jest aptekarką. Najprawdopodobniej chciał otruć żonę, ale tego wieczora, kiedy ją zabił, ona powiedziała mu, że wie i, że powie jego kochance, więc ją zabił.

- A to skąd wiesz?

- Kiedy znalazłem ten list od listonosza zobaczyłem też list pisany jej ręką do Heather Wild, w którym pisze, że jej kochanek jest żonaty i, że to ona jest tą żoną. Stąd wiem też o listach, bo skądś musiała znać nazwisko i adres. Znalazła je na kopertach. Były adresowane do Richarda Greya na Bond Street 32. Tam pracuje Rawlins.

- Byłeś w domu Rawlinsów?

- Oczywiście

- Jak? Jeśli w środku nie ma policjantów, to jest Rawlins…

- Dwa dni temu o pierwszej w nocy policji nie było, a Rawlins poszedł do pubu.

- A ty nie powinieneś spać o pierwszej w nocy? – Sherlock spojrzał na policjanta z politowaniem.

- Zresztą… Czemu tu jesteś?

- Żeby powiedzieć panu, kto jest mordercą, bo pan pewnie sam by na to nie wpadł. – Lestrade chwilami zapominał, że rozmawia z dzieckiem. Chłopiec mówił jak dorosły i patrzył na sierżanta z wyższością.

- A rodzice wiedzą gdzie jesteś?

- Nie, wyjechali do Paryża na miesiąc.

- Ale ktoś musi się tobą zajmować!

- Sam się sobą zajmuję.

- I sam jesteś w domu?

- Nie, jestem z bratem.

- On jest pełnoletni?

- Nooo, nie do końca…

- Nie można być pełnoletnim nie do końca! Ile ma lat?

- Za dwa miesiące skończy szesnaście.

- Ale ktoś dorosły musi się wami zajmować!

- Nie musi. Mycroft i ja świetnie dajemy sobie radę sami. – Lestrade westchnął.

- Dobrze… Więc twój brat wie gdzie jesteś?

- Teraz tak, do widzenia sierżancie! – zawołał chłopiec, przeskoczył przez płot i zaczął uciekać. Policjant przez chwilę patrzył za nim oszołomiony, ale chwilę później zrozumiał. Zza zakrętu wyłonił się kilkunastoletni chłopak wołając za Sherlockiem:

- Mówiłem ci, żebyś tu nie szedł! Masz inne rzeczy do roboty! Wracaj natychmiast! – najwyraźniej Mycroft nie interesował się tym, że Sherlock jest na miejscu zbrodni, gdzie ktoś zginął, ale tym, że nie ma go w domu, podczas gdy ma coś do zrobienia. Ach, ta braterska miłość. Lestrade stał chwilę bez ruchu, obserwując uciekającego Sherlocka i goniącego go Mycrofta. Zastanawiał się nad tym, co właśnie usłyszał. Następnego dnia aresztował Rawlinsa, który przyznał się do winy. Opowiedział wszystko, pod warunkiem, że jego kochanka się nie dowie. Wszystko zgadzało się z tym co mówił Sherlock. Zadziwiające. Ten chłopiec był naprawdę niezwykły.