Rozdział 1
Słońce świeciło mi prosto w ryj, kołnierz swetra upijał w szyję, a przez długie rękawy ledwo wyrabiałem z powodu gorąca. Kto wymyślił te durne mundurki, no kto się kurwa grzecznie pytam? I dlaczego do chuja pana mamy nakaz noszenia ich nawet latem? Kiedy można zejść śmiertelnie albo dostać udaru nawet, gdy się jest ubranym w krótkie gacie i podkoszulek. Nie rozumiem tego świata. Dobrze, że przynajmniej są w jasnych kolorach, bo inaczej zaliczyłbym zgon w połowie drogi do szkoły.
Zerknąłem w bok na grupę dziewczyn i poprawiłem czarną torbę, która zaczęła ześlizgiwać mi się z ramienia. A może jednak powinienem przerzucić się na marynarkę zamiast nosić ten bawełniany kłębek nici? Jeszcze raz mój wzrok prześlizgnął się po strojach idących koło mnie uczniów.
A w życiu. Ta szmata tylko utrudniałaby mi ruchy co dla mnie nie byłoby zbyt komfortowe. Poza tym zdecydowana mniejszość nosi swetrową wersję przez co się wyróżniam z tłumu. Yhyhym, chyba sam sobie połaskotałem ego.
Ziewnąłem nawet nie zadając sobie trudu, żeby zasłonić dłonią usta i podrapałem się po policzku. Nie wyspałem się. Tragedia narodowa. Żałobę czas ogłosić. Nie dostarczyłem mojemu mózgowi wystarczającej dawki snu…. a co zrobię jeśli przez to przestanę rosnąć!? Cóż to by był za ból! Czuję, go! Rozsadza mi klatkę piersiową! Oh, nieee!
- O to tylko ty Satsuki – mruknąłem widząc jej różowa czuprynę – Właśnie się tak zastanawiałem czemu żołądek podszedł mi do gardła.
To dziwne, że nie zauważyłem kiedy do mnie podeszła szczególnie, że miała na sobie brązowe botki na obcasie, które upiornie stukały przy każdym jej kroku. Obejmowała mnie mocno w pasie rękami, jakbym zaraz miał jej gdzieś zwiać. No cóż trochę prawdy w tym było. Starałem się jej unikać jak tylko mogłem. Albo po prostu nie dopuszczać do głosu, bo jak już zaczęła gadać to nie tak łatwo było to przerwać.
Obserwowałem jak podnosi głowę, żeby na mnie spojrzeć i nadyma policzki. Wyglądała teraz jak wykastrowany chomik. Na dodatek w kolorze landrynek. Jakie to urocze, aż do porzygu.
- Chciałam się upewnić czy przypadkiem nie mam omamów wzrokowych – wytłumaczyła puszczając mnie co skomentowałem długich westchnieniem ulgi.
- Hę? – moja prawa brew podjechała wysoko do góry.
Uśmiechnęła się szeroko.
- To nadzwyczajne widzieć cię tutaj tak wcześnie. Najczęściej spóźniasz się z kilkanaście minut na pierwszą lekcję.
- Nie moja wina, że szkoła zaczyna się tak wcześnie – odburknąłem przytrzymując jedną ręką drzwi i puszczając ją pierwszą.
Wytrzeszczyła oczy na ten jawny przejaw dobrych manier i bez słowa przekroczyła próg budynku. No co, czasami i mi się to zdarza. Rzadko, bo rzadko, ale zawsze to jakiś przejaw dobrych chęci. Ta, ja i dobre chęci. Świat stanął na głowie. Obserwowałem jej plecy zastanawiając się czy puści to w niepamięć czy może jakoś skomentuje. Nawet w myślach szykowałem zgryźliwą gadkę na wypadek gdybym musiał się jej odszczekać, ale na moje nieszczęście dalej uparcie milczała. Jednak po chwili obróciła się do mnie przodem i spytała podejrzliwym tonem :
- Który jest dzisiaj?
- Dwudziesty czwarty, a bo co?
- Już wszystko jasne – pokiwała głową wyginając kącik ust do góry – Dzisiaj wyszedł nowy numer Horikity Mai dlatego wstałeś wcześniej i masz taki dobry humor, prawda?
Skubana przejrzała mnie. Zaśmiałem się i zmierzwiłem jej grzywkę.
- Masz mnie. Jednak nic nie potrafię przed tobą ukryć.
- A tylko byś spróbował! – odepchnęła moją dłoń i stając na palcach okręciła się wokół własnej osi - Dobra lecę na górę, może jeszcze uda mi się złapać Tetsu przed zajęciami – cała w skowronkach pędem ruszyła w kierunku zatłoczonych, betonowych schodów.
Biedny chłopak. Zostanie podduszony przez jej wielkie piersi już z samego rana. Też bym chciał. Podrapałem się w tył głowy i głośno ziewając wlazłem w sam środek kłębowiska uczniów. Dlatego zawsze przychodzę o kilkanaście minut za późno. Wtedy przynajmniej nie czuję się jak sardynka w puszce i nie muszę używać swoich cennych łokci, żeby się przepchnąć do klasy. Dobrze, że przynajmniej natura obdarzyła mnie dość wysokim wzrostem. Nie wiem jakim cudem te wszystkie kurduple nie zostają stratowane przynajmniej kilka razy dziennie. Chociaż takie tłumy mają też swoje wręcz zajebiste strony. Na przykład można pomacać dziewczyny po cyckach, pośladkach albo nogach bez ryzyka, że spotka się z ich agresją w postaci zasadzenia kopa w jaja, a w najlepszym przypadku liścia w twarz. Gorzej, gdy ręce napatoczy się przypadkiem jakiś chuj. Niezbyt pociągająca opcja chyba że jest się gejem. Jebane cioty tyko czekają na takie okazje. Aż się niedobrze człowiekowi robi.
W końcu po zabójczej drodze udało mi się dotrzeć w jednym lekko wymiętym kawałku do swojej ławki. Olałem zdziwione spojrzenie Midorimy i nawet się z nim nie witając uwaliłem się na krześle wyjmując z torby moje najdroższe maleństwo.
- Porno, porno, porno, dużo, bardzo dużo porno – zanuciłem pod nosem przeglądając najnowszy świerszczyk, który udało mi się kupić tuż przed rozpoczęciem zajęć.
Pogratulowałem sobie w myślach faktu, że udało mi się zwlec wcześniej z wyra dzięki czemu zdążyłem zajrzeć do kiosku, w którym sprzedawali moje cudeńka. Ah, nie ma jak widok dużych balonów z samego rana. Uśmiechnąłem się pod nosem przewracając kolorowe kartki magazynu.
- Fapczę – zagwizdałem pod nosem widząc dziewczynę, która ubrana w strój koszykarski wkładała sobie dwa poślinione palce do waginy – Ruchałbym – prawie wsadziłem nos w wydrukowaną, ślicznie różową pochwę mając głęboko gdzieś, że nauczyciel już dawno wszedł do klasy.
O tak, jednak ten magazyn jest najlepszy ze wszystkich. Zero cenzury, zero paszczurów, same ostre i piersiaste dzidy. Raj dla zboczeńców. Czyli w sumie dla mnie. Chyba będę sobie musiał zwalić w kiblu na przerwie.
Cicho pogwizdując znów pogrążyłem się w dokształcającej lekturze kompletnie olewając to co się działo na lekcji. Najwyżej później skseruję zeszyty od zielonego glona, najlepiej jeszcze z odrobioną pracą domową. Na najbliższy rok. Chuj, że tak się nie da.
- Cycuszkiii – wymruczałem z zadowoleniem oglądając sterczące sutki jakiejś blond piękności – Szkoda, że u nas w szkole nikt takich nie ma – prychnąłem pod nosem odrywając się od gazety i przebiegając znudzonym wzrokiem po klasie.
Niestety dziewczyny albo były płaskie jak deski, lub kulturalniej mówiąc nosiły rozmiar SS czyli same suty, albo tłuste jak krowy. Wtedy nawet nie dało się odróżnić gdzie kończyły się balony, a gdzie zaczynały fałdy na brzuchu. Brr, obrzydliwość. Chociaż w sumie Momoi prezentowała się całkiem całkiem, ale raczej nie wyrobiłbym z nią dłużej niż jest to potrzebne podczas treningów. I była na zabój zakochana w Tetsu. No cóż takie życie. Zawsze zostają mi moje kochane świerszczyki.
Spojrzałem na jej plecy zakryte zieloną bluzą i prychnąłem pod nosem dając upust swojemu zirytowaniu. Czemu najczęściej nawet dobre dupy mają zjebane charaktery? To wręcz niepojęte chamstwo i zbrodnia wobec dojrzewających, młodych osobników płci brzydkiej. Szczególnie mnie. Chyba sobie w tym gimnazjum za szybko nie porucham. Jak mi przykro.
Przeczesałem palcami ciemnoniebieskie włosy i ziewnąłem nawet się z tym nie kryjąc. Nauczyciel spojrzał na mnie wymownie, ale nie przerwał swojego jakże fascynującego wykłady na temat tak trudny do wymówienia, że nawet nie będę próbował tego zrobić. Posłałem mu kpiarski uśmiech i patrzyłem jak krople potu zaczynają się pojawiać na jego pomarszczonej twarzy. Obserwowałem rozdygotane palce przeczesujące siwe pasma włosów, które próbowały niewidocznie pomasować pulsującą skroń. Stary pierdziel się mnie boi, no kto by pomyślał.
Z satysfakcją patrzyłem jak ledwo udaje mu się zapisać jakieś ważne wzory na tablicy. Kreda z piskiem rysowała kolejne cyfry, aż w końcu złamała się pod wpływem zbyt dużego nacisku. Naprawdę jestem aż tak przerażający? A zresztą co mnie to w sumie obchodzi? Dopóki mogę w spokoju czytać porno gazetki pod ławką jest mi wszystko jedno.
Rozsiadłem się wygodniej opierając całe plecy na oparciu krzesła i znów pogrążyłem się w świecie krągłych piersi, idealnych figur klepsydry i kusząco wydętych warg. Chociaż nigdy nie pojąłem czemu baby smarują je takimi ilościami błyszczyku. Można by to przeliczyć na kilogramy, a sam efekt był dość żałosny. Tak jakby na środku całkiem ładnych buziek ktoś doczepił obślizgłe, tłuste i oczojebnie czerwono – różowawe larwy. Sam miód, aż chce się wtedy całować.
Skrzywiłem się widząc coraz bardziej pretensjonalnie wykrzywione usta przy okazji czując, że powoli robi mi się niedobrze. Zdecydowanie mam zbyt dużą wyobraźnię. Potrzasnąłem głową i skupiłem się na widoku wibratora wystającego z jej krągłych pośladków. Odetchnąłem głęboko mocniej ściskając kolorową okładkę magazynu. Od razu lepiej.
- Aomine. Daiki Aomine!
Dopiero po chwili zorientowałem się, że ktoś nachalnie mnie woła. No co za buc śmie przerywać mi w połowie dokształcającej lektury szczególnie, że jeszcze nie podnieciłem się nią do końca? No co się odpierdala w tym kraju. Szczyt chamstwa.
Zirytowany łypnąłem znad gazety na sprawcę zamieszania. Gdyby wzrok mógł zabijać mój nauczyciel już dawno temu byłyby siwiejącym trupem. Wydałem pogardliwie wargi i warknąłem :
- No?
Starzec zamrugał szybko oczami, jakby nie mogąc pogodzić się, że ktokolwiek, a w szczególności uczeń, mógłby się do niego zwrócić w taki sposób. Nerwowo potarł skronie i odparł :
- Może tak trochę grzeczniej? Od początku zajęć czytasz jakieś czasopismo pod ławką zamiast notować. Nie sądzisz, że to trochę niegrzeczne?
Przekrzywiłem głowę, uśmiechając się złośliwie.
- Nie, ani trochę.
Wmurowało go. Przez chwilę patrzył się na mnie jak ciele na malowane wrota i poruszał bezgłośnie ustami, jakby próbując coś powiedzieć. Usłyszałem cichy chichot, który rozniósł się po pomieszczeniu jak i bardzo głośne, zniesmaczone prychnięcie Midorimy. A chuj mu w dupę. A nie, bo się jeszcze ucieszy.
- Daiki czy ty rozumiesz, że powoli zbliża się test międzysemestralny? I to co teraz tłumaczę również się na nim pojawi? – pan Takeda chrząknął odzyskując rezon.
- No, wiem.
- Co będzie jak nie zdasz?
- Zdam.
Jego twarz poczerwieniała, a okulary zsunęły się z długiego, krzywego nosa. Energicznie je zdjął i zaczął przecierać szkła końcem białej, bawełnianej koszuli. Oho, więc dzisiaj nie jest w nastroju na dłuższe kłótnie. Znowu jest wobec mnie bezsilny i się zbyt szybko poddaje. A szkoda, zaczynałem się rozkręcać.
- Mam nadzieję, bo jak nie to osobiście dopilnuję, żebyś za karę miał zakaz grania w koszykówkę, aż nie napiszesz poprawy na satysfakcjonującym poziomie.
Uła, jaki groźny.
- Tak, tak zrozumiałem. Może profesor kontynuować – pozwoliłem łaskawie i nie czekając na jego reakcję zanurkowałem znów w świat cycków.
Coś czuję, że na treningu Momoi opieprzy mnie od góry do dołu. No trudno jakoś to przeżyję. Jak zwykle zresztą. Na razie do szczęścia potrzebne jest mi tylko porno, porno i jeszcze raz porno. No i ewentualnie ręka, żeby załatwiać cisnącą spodnie potrzebę.
- Ty bucu pozbawiony empatii! Głupi imbecylu!
A się rozgadała nie powiem. Od jakiś pięciu minut słuchałem jak Satsuki mnie opieprza. Robiła to z taką pasją, że aż nie miałem serca jej przerwać. Wściekła wymachiwała pięściami tuż przed moim nosem wymyślając coraz to nowsze przekleństwa, żeby tylko soczyściej wysmarować z błotem moją zacną osobę. Mam nadzieję, że niedługo skończą jej się pomysły, bo zaraz mi całe wychowanie fizyczne przepadnie, a chciałbym trochę pograć.
- Chujokradzie!
O, tego jeszcze nie było.
- Ciołku, bezmózgi matole!
I to są słowa panny na poziomie. Tylko powinszować.
- Kretynie niemyty, a co by się stało gdyby cię zawiesili!?
- Nie zrobiliby tego. Wyluzuj – włożyłem najmniejszy palec do ucha i zacząłem w nim grzebać – Już skończyłaś swój bardzo kulturalny wywód? Chciałbym się rozgrzać.
Nadęła policzki i odwróciwszy się napięcie pomaszerowała w kierunku grupy dziewczyn, które właśnie skakały przez kozła. Dziecinada. Ziewnąłem przeciągając się. Kurna znowu coś mis strzyknęło w kręgosłupie. Niedobrze, chyba się starzeję.
- Ajajajajaj – mruknąłem, błyskawicznie łapiąc piłkę, która zagrażała obiciu mojej twarzy – Co się tak rzucasz, Midorima? – warknąłem przymykając z niezadowoleniem jedną powiekę.
Okularnik założył ręce na piersi i zmierzył mnie pogardliwym wzrokiem.
- Nie sądzisz, że powinieneś nauczyć się trzymać język za zębami?
- Co masz na myśli?
- Trochę za bardzo się rzucasz. Jeszcze trochę, a naprawdę mogą cię uziemić. Pan Takeda potrafi być bardzo upierdliwy, gdy ktoś za bardzo mu się naraża.
Uśmiechnąłem się szeroko, gdy wyczułem w jego głosie nutkę niepokoju. No kto by pomyślał, że będzie się o mnie martwić. To takie słodkie. Chyba rzygnę tęczą, a wokół mnie zaczną pojawiać się różowe kwiatuszki.
- Urocze. Nie bój żaby, będzie ok. Przecież zdam.
- Nie wątpię, ale postaraj się go za bardzo nie denerwować.
Przewróciłem oczami i już miałem mu się odgryźć kiedy zobaczyłem, że coś srebrnego dynda mu z ucha. Zaintrygowany podszedłem bliżej i złapałem go za koszulkę, żeby się zniżył. Spiorunował mnie wzrokiem, ale byłem zbyt pochłonięty gapieniem się na kolczyk w kształcie ślimaka, który miał w miejscu czułków przyklejone dwa pomarańczowe kamyki.
- Że, kurwa, co to niby jest? – parsknąłem śmiechem puszczając go.
- Mój szczęśliwy przedmiot na dzisiaj – odparł z godnością wygładzając wymiętoszony materiał.
Nigdy chyba nie zrozumiem jak można, aż tak bardzo wierzyć w jakieś durne horoskopy i o zgrozo dostosowywać się do nich. Przecież to tylko stek bzdur wyssanych z palca, aby zapełnić puste miejsce w gazetach lub ubarwić audycje radiowe. Przyznaję, że w dni dobre dla raków Midorima jest w swojej szczytowej formie, ale jak dla mnie jest to tylko kwestia przypadku umocnionego nastawieniem psychicznym i wiarą we własne możliwości.
Jeszcze raz z rozbawieniem obejrzałem błyskotkę, której nie powstydziłaby się założyć żadna baba.
- Od kiedy niby masz przebite…
- To klips – przerwał mi wyraźnie zirytowany moja postawą – Zresztą to mało ważne. Ty i tak nie zrozumiesz potęgi Oha Asa. Dlatego nigdy nie będziesz w stanie dawać z siebie wszystkiego. Zawsze będzie ci czegoś brakować nie wspominając o poczuciu pełnej satysfakcji – poprawił sobie okulary na nosie palcami, które z zapewne dość dziwnych przyczyn, codziennie owijał taśmą – Chodź zagramy.
Odwrócił się bardzo z siebie zadowolony, że udało mu się udzielić mi cholernie pouczającej gadki i podszedł do reszty klasy. Zmrużyłem powieki obserwując jego oddalająca się sylwetkę. Denerwuje mnie to, że jest ode mnie wyższy.
- Tsk, jak on mnie wkurwia. Nie będziesz miał. Nie będziesz miał. Miał srał ty zielony skurwysynie!
Splunąłem w bok niezadowolony i nie zastanawiając się nad tym co robię z całej siły rzuciłem w niego piłką. Nie odwracaj się, nie odwracaj się, nie odwracaj się! Chcę zobaczyć jak malowniczo może roztrzaskać się ten twój glonowaty łeb. Albo przynajmniej jak zaryjesz mordą o asfalt. W sumie na jedno wyjdzie, a mi uda się upiększyć trochę twój ryj. I zbić okulary. Huehuehue, jestem mistrzem złego planu.
Wydałem z siebie głośny jęk zawodu, kiedy w ostatniej chwili zrobił niezdarny unik. Mój pocisk minął go dosłownie o kilka milimetrów mierzwiąc mu grzywkę i z impetem odbił się od kosza. Siła uderzenia była tak silna, że cały zadygotał, a piłka przeleciała za ogrodzenie. Oż, kurwa żeby tylko nie trafiła jakiegoś niewinnego ucznia bo będę miał przejebane. Niech nikogo nie zabije, niech nikogo nie zabije, niech nikogo nie zab…
- Ała!
W dupę, ale pech.
- Tak się kończy kiedy kompletnie wyłączasz myślenie – Midorima wyprostował się posyłając mi mordercze spojrzenie – Moja fryzura! – zawył dotykając czubka głowy.
- Nie stałoby się tak, gdybyś się nie uchylił. To twoja wina – odgryzłem się – Nie narzekaj i tak zawsze masz zamiast niej zgniłe gniazdo.
I zwiałem zanim dotarł do niego sens moich słów. Uśmiechając się jak debil wybiegłem z boiska kierując się w stronę źródła hałasu. Oby to nie była żadna dziewczyna, bo zaraz zacznie mi robić wywody lub kulturalnie opieprzy jak Momoi albo obije mordę. Żadna z tych opcji nie napawa mnie zbytnim optymizmem.
W końcu udało mi się znaleźć poszkodowanego. Bo na moje szczęście był to facet. Wpadłem na niego kiedy wstawał z klęczek trzymając obiema rękami pomarańczowo – czarną piłkę. Całkiem wysoki, chyba tylko o kilka centymetrów niższy ode mnie, z niesamowicie długimi nogami. Ubrany w, co o dziwo nie uszło mojej uwadze, swetrową wersję naszego mundurku i czarne spodnie. Jego trochę przydługie blond włosy były z tyłu zmierzwione dając jasny dowód na to, że nieźle ode mnie oberwał. Uła, byleby tylko nie chciał mi oddać.
- Sorry trochę za mocno rzuciłem – przeprosiłem podnosząc prawą rękę w geście skruchy.
Odwrócił w moją stronę głowę przez co kolczyk w jego lewym uchu zamigotał w słońcu, a ja stanąłem jak sparaliżowany. Przeszyło mnie intensywne spojrzenie złotych oczu z nieziemsko grubymi i czarnymi rzęsami. Cienkie brwi, prosty, mały nos i pełne, blade wargi ułożone w grymasie zdziwienia. Spiczasta broda pasująca do miękko zarysowanych kości policzkowych. A do tego niemal biała skóra bez żadnej skazy. Oż kurwa. Oż ty w dupę. Ja pierdolę, jaka morda. Ładniejsza niż u baby. Gdyby jeszcze tylko miał duże cycki byłoby idealnie.
A co dziwniejsze skądś kojarzę tego typa. Musiałem go widzieć wcześniej. Tylko gdzie? Czy przypadkiem nie mignął mi w jakiejś gazecie? A może chodzi do jednej klasy z Tetsu? Tak, chyba tak. Tylko jak mu było…? Nagle mnie olśniło.
- O rany czy przypadkiem nie znokautowałem tego sławnego i popularnego Kise?
Zmrużył powieki i odrzucił piłkę w stronę mojej nadstawionej dłoni.
- I co? – odparł poprawiając torbę na ramieniu.
Miał miły, melodyjny głos, chodź jak na mój gust trochę za wysoki biorąc pod uwagę fakt, że był chłopakiem.
- Nic, nic – pokręciłem głową szczerząc się jak głupi – Jeszcze raz sorry za to. Naprawdę niechcący. To ja lecę, na razie.
Odwróciłem się i kozłując zacząłem biec w kierunku boiska. No kto by pomyślał, że w końcu uda mi się spotkać tego bożyszcza nastolatek i to jeszcze w taki sposób. Kise Ryouta był modelem, który bardzo często pojawiał się w tych wszystkich szmatławcach czytanych przez dziewczyny, a na dodatek był uznawany za geniusza sportowego. To aż dziwne, że nie uczęszczał do żadnego klubu. Nigdy nie widziałem jak gra, ani umiejętności jakimi dysponuje, ale z opowieści przekazywanych przez uczniów podobno był nie do zatrzymania. Parsknąłem śmiechem. I ten chłopak, do którego wzdychały prawie wszystkie baby, chodził do naszej szkoły i to jeszcze razem do klasy z Tetsu. Ale jaja. Świat jest mały.
- Oi, Midorima!
Olał mnie. No kurwa mać. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Zacząłem wrzeszczeć na całe gardło, żeby odciągnąć go od zapewnie cholernie fascynującego meczu koszykówki naszej klasy. Patrząc na prawie trzykrotnie wyższy wynik drużyny czerwonej nie trudno się było połapać, że został do niej zwerbowany.
- Czego? – warknął w końcu zdegustowany – O, odzyskałeś piłkę i jesteś w jednym kawałku. To cud – zauważył zgryźliwie.
Wytknąłem język pokazując przy okazji środkowy palec. Prychnął niczym rozjuszony kot, jednak podszedł do mnie dając znać reszcie, żeby zaczęli grać bez niego. Wyglądał jakby chciał mnie obedrzeć ze skóry, zabić, zakopać, odkopać i zjeść. Hyhyhy, jak słodko.
- No to co chcesz mi powiedzieć? – spytał rozdrażniony.
- Kojarzysz tego blondynowatego modela co o nim ciągle trują dziewczyny?
- Kise Ryouta?
- No, no ten. Czaisz, że on jest z naszej budy?
- Wiem. Chyba każdy to wie. No oprócz ciebie – popatrzył na mnie z politowaniem.
- No to właśnie jego udało mi się przed chwilą znokautować – moje białe zęby błysnęły w słońcu.
Okulary zsunęły mu się na sam koniec spiczastego nosa, a on sam wyglądał jakby przeżył spotkanie pierwszego stopnia z piorunem. Udało mi się go czymś zszokować, jestem zajebisty. A zajebistość ocieka mną. Posłałem mu szeroki wyszczerz i pstryknąłem palcami :
- Mam cię grubasku.
Chrząknął, żeby ukryć zaskoczenie co nie za bardzo mu wyszło. Już dawno powinienem dostać w łeb za tego „grubaska" albo przynajmniej opieprz słowny. Poczekałem cierpliwie, aż przypomni sobie jak się używa języka w gębie, cicho pogwizdując.
- Gratuluję ty to masz szczęście. Jeśli podbiłeś mu oko, albo coś innego, jego fanki cię zabiją – podsumował, kiedy udało mu się w końcu doprowadzić do porządku – Ale nadal nie wiem co to ma do rzeczy?
- Też nie wiem – wzruszyłem ramionami – Ale musiałem cię oderwać od meczu, żeby dać szansę białym na odegranie się. Wziąłeś to zbyt poważnie.
- Ja wszystko biorę poważnie – odparł z wyższością zakładając ręce na piersi.
Spojrzałem na niego z politowaniem i wskazałem na tablicę, która pokazywała wynik. Zmarszczył brwi i wyburczał coś pod nosem. Brzmiało to mniej więcej jak „no może rzeczywiście". Uśmiechnąłem się kącikiem ust obserwując znudzonym wzrokiem grę, która była tak pociągająca jak tygodniowe gacie. Mam nadzieję, że na popołudniowym treningu będę mógł się przynajmniej rozgrzać. Bo jeśli znów każą mi trenować z początkującymi to się przekręcę z nudów. Albo zasnę na boisku jak ostatnio. Wzdrygnąłem się i podrapałem po ramieniu. Opuszkami palców wyczułem małe grudki pod skórą w postaci gęsiej skórki. Przymknąłem oczy krzywiąc się z niesmakiem.
Mam pieprzone wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
