prompt: ladynorthstar. tumblr image/144098035021


Danny wiedział, że to się źle skończy. Przede wszystkim nie należało przyjmować zleceń od Rodneya McKaya. Jeśli coś przypadkowo prawie trafiło w Atlantydę, oznaczało to, że jest poza ich jurysdykcją, ale Steve najwyraźniej nie rozumiał podstawowych zasad, panujacyh w ich galaktyce. I uważał, że skoro promień pochodził z Hawajów, oni mieli bliżej.

Możliwe, że lata świetle, a rzut beretem od domu faktycznie były przekonującym argumentem. Danny jednak nienawidził takich sytuacji jak ta.

- Pewnie ma z pięćdziesięciu prawników i jeszcze tego pożałujemy – jęknął, obserwując przez lornetkę rezydencję, do której McGarrett planował się włamać.

- Masz uczulenie na prawników od czasu rozwodu – przypomniał mu Steve. – Da się z nimi rozmawiać – dodał.

- Może do tych, których nasłała Rachel, też powinienem był celować z broni albo granatnika – prychnął.

I miał dodać, że to naprawdę zły pomysł, kiedy dostrzegł, że Steve'a nie ma już koło niego.

- Williams, urządzenie powinno mieć transmiter, który będzie podobny do goaul'dzkiego… - powiedział McKay wprost do jego ucha, ponieważ oczywiście miał bezpośrednie połączenie z inną galaktyką.

Miał ochotę zawyć, bo nigdzie nie widział Steve'a, a to oznaczało kłopoty.

- McKay – jęknął w jego uchu Sheppard. – Williams. Urządzenie będzie wyglądało jak wielka suszarka – podpowiedział mu usłużnie pułkownik.

I były powody, dla których lubił tego faceta bardziej.

Nie mógł tego jednak wyrazić słowami, ponieważ Steve właśnie włamywał się do rezydencji. Przeskoczył przez mur, bo jego czas uciekał. I kiedy wpadł do środka, zamarł, podobnie jak jego partner w zbrodni. A raczej w sianiu czegoś takiego jak praworządność.

Dwóch facetów obejmowało się w kuchni nad kubkiem kawy, która pachniała tak dobrze, że Danny najchętniej odłożyłby broń i wypiłby ją duszkiem. Na stole obok stała wielka suszarka tak jak mówił Sheppard. Chociaż Danny spodziewał się bardziej tajnego laboratorium, a nie zlewu, lodówki oraz mikrofalówki w okolicy narzędzia zniszczenia.

- Pułkownik James Rhodes, Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych – przedstawił się mężczyzna, dość wymownie patrząc na wycelowaną w siebie broń. – Mogę spytać…

- Komandor Steve McGarrett, Marynarka Wojenna – wtrącił Steve, ponieważ najwyraźniej nic nie mogło się bez tego obyć.

- Danny Williams. Chcę wiedzieć kto tutaj jest w stanie trafić w tajną bazę międzynarodowej ekspedycji w innej galaktyce urządzeniem, które nie istnieje – warknął, bo kawa przyzywała go.

- Tony – jęknął Rhodes.

Jego towarzysz nie wyglądał wcale na speszonego. Spoglądał jedynie na swoją suszarkę z pewną dumą, której Danny nie rozumiał. Słyszał jednak wyraźnie Shepparda, który twierdził, że też jest z Sił Powietrznych, jakby to miało jakieś znaczenie.

- Tony Stark, miejscowy geniusz i miliarder – rzucił facet w końcu. – A to jest…

- Promień Śmierci – wszedł mu w słowo Rhodes. – Zbudowałeś mi na urodziny Promień Śmierci? Myślałem, że to podgrzewacz do kawy – jęknął facet.

Danny go totalnie rozumiał. To jednak nie zmieniało ich sytuacji.

- Konfiskujemy – poinformował ich Steve radośnie.

Danny westchnął cierpiętniczo, bo ten zapał McGarretta wcale nie oznaczał nic dobrego. I musieli sobie coś wyjaśnić.

- Ty – rzucił i wskazał na Rhodesa. – Pilnuj swojego geniusza – powiedział, wkładając w to całą swoją determinację. - Zabieramy suszarkę i oddajemy ją McKayowi. To nie jest prezent dla ciebie, Steven – poinformował z kolei McGarretta. – i niech mi ktoś zrobi kawy – dodał, ponieważ było o wiele zbyt wcześnie, aby radził sobie z kryzysem międzygalaktycznym.