Dokładnie w chwili, w której lśniące ostrze zatapia się w jego ciele, wybija północ.

Z każdym uderzeniem dzwonu zaklęcie słabnie, aż znika zupełnie. Czujesz się, jakbyś właśnie obudziła się po długim, męczącym śnie. Patrzysz przed siebie, by ujrzeć jego twarz. Maska, pod którą skrywał swe oblicze, już nie istnieje. Stoi przed tobą i uśmiecha łagodnie. Pragniesz krzyczeć, odwrócić się i uciec, jednak nie możesz się poruszyć. Upadasz wraz z nim na kolana, powtarzając, że to niemożliwe, że to nie dzieje się naprawdę.

A jednak.

Całuje cię delikatnie w czoło i szepce do ucha swe ostatnie słowa. Wyznaje ci miłość - miłość, którą ty w tak okrutny sposób odrzuciłaś. W tej samej chwili wyślizguje ci się z ramion, a jego piękne, szmaragdowe oczy zamykają się na zawsze.

W oddali słychać odgłos miękkich, skórzanych butów. Znasz go bardzo dobrze, to przez niego doprowadziłaś do tragedii. Na schodach pojawia się zamaskowana postać. Uśmiecha się do ciebie i wyciąga rękę w oczekiwaniu na swoją zapłatę. Wypełnia cię smutek i gniew, żałujesz, że kiedykolwiek poddałaś się temu człowiekowi. Podejmujesz błyskawiczną decyzję.

Ściągasz z palca ukochanego pierścień, podobnie jak swoje kolczyki, i rzucasz je w powietrze. Zakapturzony mężczyzna próbuje je złapać, lecz przedmioty znikają w błysku światła. Wściekły, rzuca się na ciebie, ale ty na niego nie czekasz. Wbijasz sobie sztylet w serce.

Pragniesz już tylko jednego: spotkać się z nim jeszcze raz i naprawić swój błąd.


Marinette

Zaspana Tikki usiadła mi na kolanach, starając się mnie uspokoić. Już po raz kolejny obudziłam się w środku nocy, przerażona koszmarem. Przyciskałam dłonie do piersi, jak gdybym starała się coś z niej wyciągnąć.

-Mari, pamiętasz może, co ci się śniło?

-Nie... ale ten sen się powtarza! Za każdym razem jest coraz bardziej prawdziwy...- szepnęłam. Łzy nie przestawały spływać po moich policzkach.

Podniosłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Odkręciłam kurek z zimną wodą i zaczęłam przemywać nią twarz. Wiedziałam, że nie pomoże mi to w pójściu spać, ale przynajmniej znowu będę trzeźwo myśleć. Po kilku chwilach byłam już całkiem spokojna (o ile można tak nazwać zwyczajne dygotanie ze strachu).

Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Jego wskazówki oznajmiały mi, że było mocno po północy. Świetnie! Na pierwszej lekcji pani zapowiedziała sprawdzian z chemii... Wróciłam do pokoju i zakopałam się pod kołdrę. Kwami przytuliła się do mnie. Jej obecność zawsze była kojąca, niezależnie od tego, co działo się dookoła.

-Wszystko już dobrze?- Tikki jak zawsze musiała się upewnić wszystkiego.

-Nie do końca, ale miło, że pytasz. Musimy iść spać i się zregenerować - ja przed chemią, a ty przed kolejną walką.

-Dobranoc, Marinette.

Z obrazem Adriena przed oczyma udało mi się zasnąć.

#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#

Na teście nie było aż tak źle. Pytania były nadzwyczaj łatwe i wszyscy wyszli z sali w dobrych humorach. Wszyscy z wyjątkiem Chloé, która winę za swoje złe oceny jak zwykle zrzucała na biedną Sabrinę. Nigdy nie zrozumiem, co ona widzi w tej wrednej blondynce.

Wróciłam do domu. Resztę dnia spędziłam na odrabianiu lekcji, projektowaniu i rozmawianiu z Alyą na temat Adriena i Nino. Zawsze mnie zadziwiało, jak ona to zrobiła, że chłopak nie widział świata poza nią. Ja, nieważne ile bym się starała, nie dałabym rady. Gdy tylko znajdowałam się w mniejszej niż pięć metrów odległości od blondwłosego modela zaczynałam wariować. Nie potrafiłam się w żaden sposób skupić.

Nagle zadzwonił mój drugi telefon, albo raczej yo-yo. Szybko pożegnałam się z Alyą, tłumacząc się wezwaniem na kolację, a następnie rzuciłam do czerwonego przedmiotu. Na szczęście w porę wyłączyłam wideorozmowę.

-Witaj księżniczko- usłyszałam głos Czarnego Kota.

-Nie zaczynaj znowu. Czas na patrol?

-Już myślałem, że zapomniałaś- uśmiechnął się. Wyglądał nawet uroczo, ale nigdy nie będzie tak uroczy jak Adrien.

-Spotykamy się pod wieżą Eiffela?- właśnie tam zawsze zaczynaliśmy obchód miasta.

-Wolałbym pod Luwrem. Prezydent miasta ma do nas jakąś sprawę.

Byłam zdziwiona. O co mogło mu chodzić?

Nie zwlekając ani minuty dłużej wymówiłam komendę przemiany. Po chwili w lustrze zamiast normalnej mnie pojawiła się nieustraszona bohaterka Paryża, Biedronka. Z uśmiechem na ustach wyskoczyłam przez okno i zaczęłam biec po stromych dachach kamienic. Wspomagając się swoim yo-yo dotarłam na Plac Carrousel. Przy jednej z fontann czekał mój nieodłączny towarzysz.

Na mój widok jego kocie uszy (chyba nigdy się nie dowiem, czy są prawdziwe) uniosły się. Czarny Kot podszedł do mnie i jak zawsze ukłonił. Musiałam przyznać, że było to przemiłe z jego strony. Sprawiał, że czułam się wyjątkowa.

Przywitaliśmy się z prezydentem Paryża. W kilku zdaniach streścił nam powód wezwania. Przełknęłam nerwowo ślinę.

-Jesteśmy zaproszeni na bal?

-Zgadza się. Tegoroczne przyjęcie maskowe z okazji Święta Muzyki odbędzie się w Wersalu, dokładnie za dwa tygodnie. Liczę, że się na nim zjawicie.

Po kilku dodatkowych pytaniach pożegnaliśmy się i wyruszyliśmy na patrol. Nie potrafiłam się skupić nawet na pół minuty, dlatego też gdy tylko upewniliśmy się, że w okolicy nie ma żadnej akumy, Czarny Kot niemalże siłą zmusił mnie, bym wróciła do domu. Przekonały mnie dopiero jego niekończące się, zintensyfikowane żarty.

-Poradzę sobie. Ty też powinieneś wracać, już późno.

-Dobrze, księżniczko... Chciałbym tylko się dowiedzieć, co cię tak przestraszyło?

Zamilkłam na moment.

-Nie mów, że chodzi o...

-Tak, boję się tańczyć przy publiczności. Zadowolony?- fuknęłam, po czym przeskoczyłam na kolejny dach. Odziany w czerń superbohater nie poruszył nawet ogonem, tylko stał i patrzył, jak z każdym zamachnięciem yo-yo oddalałam się coraz bardziej.

Przemieniłam się w chwili, w której moje stopy dotknęły zimnej posadzki w pokoju. Rzuciłam się na łóżko, całkowicie wyczerpana, a Tikki zaczęła krążyć wokół mojej głowy. Wyciągnęłam z nocnej szafki pudełko ciastek i podsunęłam je kwami. Odmówiła.

-Chyba nie powinnaś była się denerwować na Czarnego Kota- powiedziała, wykonując pełen obrót w powietrzu.

-Tikki, ty też jesteś przeciwko mnie?- jęknęłam.

-Skądże znowu? Ja tylko uważam, że Czarny Kot chciał ci jakoś pomóc.

-Na pewno- odpowiedziałam z sarkazmem. -W każdym razie nie będzie musiał, bo nie pójdę na żaden bal.

-CO?!

Nigdy nie sądziłam, że kwami mogą mieć tak donośny głos. Widać wiele jeszcze musiałam się nauczyć o tych istotach.

-Ciszej, bo rodzice tu przyjdą!

-Jak możesz nie chcieć iść na ten bal?!

-Nie umiem tańczyć, plączą mi się nogi...- wyliczałam, choć tak naprawdę nie widziałam powodu, dla którego nie miałabym pójść. No dobrze, widziałam jeden. Musiałabym być w parze z Czarnym Kotem przez cały wieczór.

-Marinette...

-Wiesz co, Tikki? Może prześpijmy się z tym pomysłem. Nie jestem w stanie myśleć logicznie, nie po nieprzespanej nocy.

#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#

Następny dzień zaczął się bardzo nietypowo. Nasza wychowawczyni wezwała nas do sali gimnastycznej, gdzie poustawiane były głośniki. Poprosiła nas, byśmy przez chwilę na nią zaczekali.

-O co tu chodzi?- spytałam Alyę.

-Nie mam zielonego pojęcia. Zaraz na pewno się dowiemy- po tych słowach dołączyli do nas Nino i Adrien. Alya przywitała się ze swoim chłopakiem, a ja wbiłam wzrok w podłogę, starając się nie zwariować. Minęły dwa lata, a ja wciąż nie potrafiłam się nie denerwować przy modelu.

Na salę wróciła pani Bustier, towarzyszył jej nauczyciel od muzyki, pan Rossignol.

-Dzień dobry raz jeszcze. Podejrzewam, że bardzo chcecie się dowiedzieć, co tutaj robicie. Otóż postanowiliśmy razem z dyrekcją, że w ramach Święta Muzyki zorganizujemy wam zajęcia z tańców klasycznych, takich jak menuet, gawot czy basse danse.

Rozległy się ciche szmery.

-Nie martwcie się, nie będziecie mieli z tego oceny.

-Proszę pani, dlaczego musimy się tego uczyć?- spytał Kim.

-Po pierwsze dlatego, by poznać historię swojego kraju, a także po to, by móc zaimponować innym- na te słowa chłopak spojrzał na Alix, która uśmiechnęła się demonicznie. Oczywiście, że będą ze sobą rywalizować.

Ruchem dłoni kazała nam podzielić się na dwie grupy; chłopców i dziewczyn. Następnie mieliśmy poustawiać się w szeregach naprzeciw siebie, w celu dobrania partnera do tańca. Ku mojemu zdumieniu (i niemałemu szczęściu), gdy Chloé stanęła naprzeciwko Adriena, pan Rossignol zamienił nas miejscami.

-O nie, moja droga. Będziesz ćwiczyć z panną Rose, jako iż panów mamy już na wyczerpaniu.

Blondynka wyglądała, jakby chciała rozerwać zarówno mnie jak i nauczyciela na strzępy, ale z kwaśną miną posłuchała go. Ja zaś zajęłam jej miejsce. Czułam, że moje policzki stają się niebezpiecznie czerwone.

Z głośników zaczęła płynąć muzyka, przypominająca mi ścieżki dźwiękowe z filmów o średniowieczu i renesansie. Pan Rossignol wraz z panią Bustier zaprezentowali, jak tańczyć najstarszą wersję basse danse, a następnie zaczęli nam objaśniać każdy krok. Klasa, nie przyzwyczajona do sztywno określonych ruchów, z trudem usiłowała je powtórzyć.

Wyjątkiem byliśmy ja i Adrien. Gdy tylko zaznajomiłam się z podstawowymi ruchami, chłopak przejął inicjatywę i powoli kierował mną, z uśmiechem i słowami zachęty poprawiając moje niezdarne ruchy. Był nie tylko świetnym modelem, ale i tancerzem, o czym bardzo szybko się przekonałam. W miarę upływu czasu wzbogacaliśmy układ o kolejne obroty, kroki i ukłony, a ja przestawałam się tak bardzo denerwować.

-Pięknie tańczysz- usłyszałam jego miękki, lecz męski głos.

-Tylko dlatego, że mnie prowadzisz- odpowiedziałam.

-Właśnie, że nie. Gdy się rozdzielamy, naprawdę dobrze sobie radzisz, milady.

Adrien nie potrafił kłamać, i właśnie za to go kochałam. Jeśli coś mówił, to zawsze miał to myśli. Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, co odpowiedzieć.

-Dziękuję, milordzie, za komplement- skoro on się bawił w tytułowanie, to czemu by do niego nie dołączyć?

-Za dwa tygodnie w Wersalu jest bal maskowy. Ponieważ niedługo skończę osiemnaście lat, ojciec zabierze mnie ze sobą. Może zechciałabyś mi towarzyszyć?

Niemalże zachłysnęłam się powietrzem, ale udało mi się wytrzymać. Pójść z Adrienem na bal? Takie marzenia spełniają się chyba tylko w snach! Oczywiście, że się zgadzam! Tylko co wtedy z Kotem?...

-Jasne, że tak! Znaczy... dziękuję ci za propozycję, milordzie, chętnie z niej skorzystam.

Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha, a wtedy rozległy się ostatnie dźwięki utworu i ukłoniliśmy się sobie po raz ostatni. Gdy podnieśliśmy się, wokół nas było całkowicie cicho. Wszyscy uczniowie, włącznie z Chloé, wpatrywali się w nas z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ustami. W następnym momencie rozległy się oklaski ze strony nauczycieli.

-Brawo! To było niesamowite! Pierwszy raz tańczyliście basse danse?

Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć, ale na szczęście Adrien zrobił to za mnie.

-Tak, proszę pana. Po prostu uznaliśmy, że warto by trochę urozmaicić taniec- mrugnął do mnie przyjaźnie.

Byłam w siódmym niebie i do końca szkoły nie mogłam przestać o tym myśleć.

#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#

-Powtórz to jeszcze raz: Adrien Agreste poprosił cię, byś mu towarzyszyła na najbardziej odlotowym wydarzeniu roku?!

Dopiero gdy dotarłam do domu powiedziałam o wszystkim Alyi. Moja najlepsza przyjaciółka nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Tak jak ja na samym początku.

-Tak, już ci mówiłam! I nie krzycz, bardzo cię proszę. Staram się zaprojektować swój strój na bal- powiedziałam, przygryzając ołówek.

Pomysł przyszedł sam. Postanowiłam, że uszyję suknię w stylu siedemnastowiecznej Francji. Wiedziałam, że będzie to dla mnie wyzwanie, ale musiałam zrobić coś wyjątkowego. W końcu nie codziennie najfajniejszy chłopak w szkole zaprasza zwykłą, prostą dziewczynę na bal maskowy w pałacu wersalskim.

W pewnej chwili usłyszałam pukanie do okna. Siedział w nim nie kto inny jak Czarny Kot.

-Musze kończyć, Alya. Do poniedziałku!

Wpuściłam Kota do środka. Przywitał mnie ukłonem.

-Witaj, księżniczko! Podobno umówił się z tobą jakiś książę. Czemu ja nic o tym nie wiem?

Rzuciłam w niego poduszką.

-Po pierwsze, to nie jest żadne książę, a po kolejne nie sądzisz, że czasami jesteś zbyt wścibski?

-Jestem kotem, taka moja natura- zaśmiał się. Jego spojrzenie powędrowało na mój notatnik. Ukryłam przedmiot pod kołdrą.

-Coś się zrobił taki wścibski?

-Ja tylko chcę zobaczyć projekt. Znając ciebie, jest niesamowity.

-Nie. Zobaczysz efekt końcowy.

-Dobra, dobra...- mruknął.

Uznałam, że pora zrobić sobie przerwę od rysowania. Włączyłam podkład do menueta i spróbowałam sama zatańczyć. Niestety nie szło mi to - fakt ten potwierdzał nieudolnie tłumiony chichot Czarnego Kota.

-Pozwól, że ci pomogę.

Niezwykle ostrożnie, jak gdyby bał się zrobić mi krzywdę, chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić. W chwilach, w których tańczyliśmy osobno, nie miałam problemu, gdyż wystarczało powtarzać jego ruchy. Trzeba było mu to oddać - potrafił sprawić, że zapominałam o wszystkich problemach. Choć bywał upierdliwy i złośliwy, kiedy była taka potrzeba, zachowywał się niesamowicie.

Oprócz tego przećwiczył ze mną kontredans i gawot, a także nauczył tańczyć walca. Ten ostatni bardzo mi się spodobał, dlatego poprosiłam go, by powtórzył ze mną kroki. Pokręcił głową.

-Nie dzisiaj, Marinette. Ale jeśli zechcesz, mogę przychodzić co wieczór.

-Nie! Nie co wieczór! Co najwyżej raz na dwa dni!- zaproponowałam. Nie mogłam pozwolić na to, by codziennie mnie odwiedzał!

-Ale się zgadzasz?

-Tak, tylko uprzedzaj mnie, nim przyjdziesz.

-Miautastycznie!

-Kocie!

#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#

W czasie lekcji pod okiem Adriena, a w domu Czarnego Kota, doskonaliłam swoje umiejętności taneczne. Z każdym dniem szło mi coraz lepiej, a dzień przed Świętem Muzyki zebrałam pochwały od całej klasy. Byłam z siebie bardzo zadowolona.

Rankiem dwudziestego pierwszego czerwca skończyłam swój strój na bal. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania! Czerwony stanik w kształcie serca idealnie łączył się z długą, czerwoną spódnicą w czarne kropki. Krótkie, białe jak śnieg rękawy z falbanek stanowiły jedynie dekorację, gdyż ramiona pozostawały odkryte. Dopełnieniem tego wszystkiego była moja maska, szklane (!) pantofelki i złoty diadem z przypominającymi rubiny kamieniami (nie ma to jak posługiwać się lutownicą...).

Przemieniłam się w Biedronkę i ruszyłam na patrol. Moje dłonie musiały odpocząć po niemalże całodobowej pracy, naprzemiennie szyciu i pisaniu, a najlepszym na to sposobem było właśnie sprawdzanie, czy w mieście nie czai się zło. Na całe szczęście lekcje zostały odwołane, dlatego też zaraz po patrolu mogłam zacząć przygotowywać się na przyjęcie.

Z oddali dobiegł mnie czyjś głos.

-Biedronko, uważaj!

W ostatniej chwili zatrzymałam się. Gdybym tego nie zrobiła, spadłabym na środek drogi prosto pod koła rozpędzonych samochodów. Podziękowałam Kotu za ostrzeżenie.

-Myślisz o dzisiejszym balu?- spytał cicho.

Co miał przez to na myśli? Przecież powiedziałam mu, że nigdzie nie idę! Przynajmniej nie pod postacią Biedronki...

-Dowiedziałem się, że idziesz na niego z kimś innym. Czy to prawda?

-Tak- odpowiedziałam. Nie mogłam go okłamywać.

-Mogłaś mi powiedzieć, że idziesz z moim rywalem- rywalem?!

-Ale wtedy byś protestował.

-Może...- jego twarz skamieniała na moment. -Kochasz go?

-O czym ty mówisz?

-Czy kochasz Adriena Agresta? Muszę to wiedzieć- jego oczy, w których jeszcze chwilę temu błyskały wesołe iskry, teraz zdawały się nie wyrażać żadnych emocji.

Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam (albo przynajmniej w to, co rozumiał mój mózg). Czarny Kot, ten sam, którego uwielbiałam za poczucie humoru, niezwykłą odwagę i altruizm, najwyraźniej nie chciał, bym była szczęśliwa.

-Tak, kocham go! Masz coś do tego?!

-Nie, ja tylko...

-TYLKO CO? POWINIENEŚ SIĘ CIESZYĆ Z MOJEGO SZCZĘŚCIA, A NIE PRÓBOWAĆ MI JE ODEBRAĆ!- mój głos podnosił się coraz bardziej.

Byłam wściekła i rozżalona. Jedyne, czego w tamtej chwili pragnęłam, to żeby Czarny Kot zniknął z mojego pola widzenia. Albo najlepiej już wcale nie pokazywał mi się na oczy. Łzy spływały mi po policzkach, a ja odwróciłam się i zaczęłam biec do siebie.

-Zaczekaj! Przepraszam!- jego krzyki niosły się na wietrze jeszcze przez jakiś czas, ale ja ich nie słuchałam.

W kilka chwil dotarłam na miejsce. Z mojego gardła wydobywał się jedynie urywany szloch, usiadłam skulona w kącie. Moje myśli pędziły jak szalone, wszystkie dotyczyły wokół dwóch osób: Adriena i Czarnego Kota. Dlaczego Kot tak się zachował? Dlaczego?!

Nie dochodziły do mnie żadne słowa Tikki. Nie zauważyłam, jak do pokoju wleciał purpurowy owad, którego drobna kwami próbowała się pozbyć. Dopiero jej ciche piski zwróciły moją uwagę, ale było już za późno. Poczułam się dziwnie senna i zamknęłam oczy. Kojący głos powiedział, że pomoże mi być szczęśliwą. W zamian chciał tylko jedną, małą przysługę...

Chociaż opierałam się przez długi czas, w końcu uległam jego namowom. Cały pokój spowiło fioletowe światło.


Witaj! Chciałabym powiedzieć, że cieszę się, że dotarłeś/aś aż tutaj. Musisz być naprawdę odporny/a psychicznie. Wiedz, że jest to dopiero początek tej historii. Mam nadzieję, że wytrwasz do następnej części.

Pozdrawiam! :)