- Smarkata ziemianka – warknął Doktor, wchodząc do kuchni. Kolorowy płaszcz wylądował na krześle, potem zsunął się na podłogę. Zaskrzypiał zawias szafki. Zadzwoniły naczynia.

Doktor napełnił czajnik, postawił go na gazie, i stał z założonymi rękami, mierząc pokrywkę złym wzrokiem.

- Co ona sobie myśli?

TARDIS szturchnęła jego umysł, niezbyt mocno, ale dostatecznie wyraźnie, żeby zadarł głowę i krzyknął – Nie broń jej! Mam ci przypomnieć, kto nas w to wpakował? Skoro chcesz okazać solidarność jajników, zabierz nas tam, gdzie ona chce!

Nie zwracając uwagi na telepatyczny odpowiednik wzruszenia ramionami, sięgnął po puszkę z herbatą. Potem odstawił ją na stół i dodał, oskarżycielsko kiwając palcem w stronę sufitu – A poza tym, ty nie masz jajników. Ot, co!

Dumnie wyprostowany, podparł się pod boki. W odpowiedzi TARDIS wlała do jego umysłu dźwięk, co prawda niegłośny.

Doktor przewrócił oczami. To nawet nie brzmi jak Peri, nadał jasno i wyraźnie. Z czyich wspomnień go wzięłaś? Nyssy? Polly? Moich? Brzmi znajomo. Brudne sztuczki, moja pani.

TARDIS wycofała się z telepatycznym „westchnieniem".

- Sama masz trudny charakter – przyciął Doktor, wyjmując z szafki kubki.


- Peri?

Nie odezwała się, ale drzwi nie były zablokowane. Doktor otworzył je łokciem i ustawił tacę na stoliku, dokładnie równo z krawędzią blatu, obok prasy do roślin, która stała zupełnie krzywo. Poprawił ją.

Potem odwrócił się na pięcie, by stwierdzić, że Peri nie raczyła wyjrzeć spod kołdry, kremowej jak jego dawne swetry. Zacmokał.

- Herbata stygnie.

Spod kołdry dobiegło mamrotanie – Nie chcę.

- Przyniosłem też ciastka, te z różnościami – ciągnął Doktor beztrosko. - Najwyżej zostaną dla mnie.

Demonstracyjnie wziął jedno i zgryzł głośno. Nie smakowało mu specjalnie, ale chrupał dalej, póki nie stało się jasne, że Peri nie zamierza wyjść spod przykrycia. Cóż. Plan B, jak to mówią ziemianie.

- Eej!

Oczy miała zapuchnięte jak kameleon, a na policzkach czerwone plamy. Doktor bez słowa zwinął kołdrę i usiadł obok Peri na łóżku, omijając wzrokiem jej potargane włosy.

- Może cię zainteresuje, że ustaliłem, co poszło nie tak.

- Z twoją głową? - burknęła, ale puścił to mimo uszu.

- TARDIS postanowiła, nie po raz pierwszy, zignorować moje instrukcje.

Sprężyny ugięły się z paskudnym zgrzytem, a bose stopy Peri zamajaczyły na skraju doktorowego pola widzenia. Zaryzykował zerknięcie. Siedziała na łóżku, przeczesując włosy palcami.

- Czyli znowu się zgubiliśmy?

Jak to, znowu? Chciał krzyknąć, ale przypomniał sobie, po co przyszedł, i zmilczał. Spojrzał na Peri, ciągle zaczerwienioną i rozczochraną, jak mała dziewczynka.

- W żadnym wypadku – zapewnił. - Wiem dokładnie, gdzie jesteśmy.

Peri prychnęła, bardzo cichutko, a on klepnął się w kolana i wstał.

- To co, dokąd teraz? Cały wszechświat stoi przed nami otworem!

- W tej chwili – otarła oczy wierzchem dłoni – wolałabym wypić herbatę.

Sięgnęła po ciasteczko, a Doktor przysunął sobie krzesło spod ściany.