Miłość Sheldona do pociągów była znana szeroko. To nie było tylko hobby. To było powołanie. Gdyby ludzkość nie potrzebowała go jako fizyka, zostałby maszynistą. W swojej głowie nadal słyszał stukot kół o tory i syk wypuszczanej pary z przegrzanych kotłów. Byłby idealnym maszynistą, chociaż Leonard wydawał się temu nie dowierzać.
Ludzkość jednak potrzebowała jego odkryć, więc poświęcił się do reszty nauce, kochając ją równie mocno.
I wtedy nadeszła Amy i Sheldon nie był już taki pewien wszystkiego. Może dlatego, że chociaż dziewczyna nie syczała jak wypuszcza para, nie klekotała jak koła na torach do niej też czuł swego rodzaju… pociąg.
