Czuję, że jak Akashi wiedziałby co z niego zrobiłam to nożyczki poszły by w ruch. Wybacz królu, ale nie mogłam się powstrzymać.


Dokładnie pamiętam tamten dzień, gdy zamykam oczy obrazy wciąż są żywe.

Tak jak teraz leżałem na łóżku wsłuchując się w odgłosy deszczu za oknem. Ta spokojna kołysanka natury sprawiała, ze moje powieki stawały się ciężkie, więc gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, wcale nie miałem ochoty wpuszczać przybysza. Wstałem jednak domyślając się kto to może być, I rzeczywiście przed drzwiami stał Akashi. Przemoknięty, ze spuszczoną głową i włosami, z których spływały krople deszczu tworząc kałużę pod jego stopami, wyglądał żałośnie. Widywanie go takim bolało, jednak nie mogłem mu tego powiedzieć, niewątpliwie zaniechałby swoich wizyt i zaczął by mnie traktować jak innych ludzi, a nie chciałem by i przede mną musiał udawać. Tylko tu Akashi mógł porzucić swoją maskę opanowanego, zarozumiałego dupka. Tylko przy mnie jego wredny uśmiech znikał zastąpiony przez zmęczenie. Wpuściłem go do środka, a on od razu poczłapał do mojego pokoju zostawiając za sobą mokre ślady. Zabrałem ręcznik z łazienki i podążyłem za nim. Usiadł na podłodze obejmując kolana ramionami i bez słowa protestu pozwolił sobie wytrzeć włosy.

- Atsushi, czy ty się mnie boisz? - zapytał po chwili ciszy. Kiedyś pewnie musiałbym się zastanowić nad odpowiedzią, ale teraz mogłem z całą pewnością zaprzeczyć. - więc co o mnie myślisz? - wlepił we mnie oczy, niemo prosząc o szczerą odpowiedz.

- Prawdopodobnie... cię kocham - przyznałem, z zaskoczeniem rejestrując, że moje niezdarne wyznanie sprawiło, że na jego twarzy przez moment zagościł uśmiech.

- Prawdopodobnie - powtórzył szeptem. Spuścił głowę i wpatrywał się swoje trzęsące dłonie - mógłbyś... mógłbyś mnie pocałować?

Serce zabiło mi mocniej. Zawsze spełniałem jego prośby, nie ze strachu, czy innych pobudek. Chciałem tylko, by był szczęśliwy, żebym mógł zobaczyć prawdziwy, całkowicie szczery uśmiech. Akashi jeszcze nigdy nie prosił o coś takiego, jednak i teraz nie miałem zamiaru odrzucić jego pragnień. Podniosłem go i posadziłem sobie na kolanach.

- Aka - chin unieś głowę - powiedziałem lekko ciągnąc jego brodę do góry.

Nasze usta się złączył sprawiając, że po plecach przebiegł mi przyjemny dreszcz. Objąłem go, wplatając jednocześnie palce w bordowe, wciąż wilgotne włosy. Zachłannie obejmowałem jego drobne ciało. Odsunął się ode mnie lekko, dzięki czemu mogłem zauważyć, że Akashi to różne odcienie czerwonego, przez ciemny kolor włosów, jasne oczy, soczystą czerwień na ustach i policzkach. Milczał tak długo, że zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie żałuje swojej prośby.

- Atsushi... nie ważne.

Uśmiechnąłem się pod nosem, świadomość tego, że znam go tak dobrze sprawiała mi satysfakcję. Domyślałem się o co chciał zapytać i dobrze wiedziałem, że to pytanie i tak nie wyjdzie z jego ust. Nie pozostało mi nic innego, jak wyręczyć go w wypowiedzeniu tego na głos.

- Może zostałbyś dzisiaj na noc? - zaproponowałem patrząc jak kolejno zaskoczenie i wdzięczność pojawiają się na jego twarzy - Aka-chin jesteś zupełnie jak kot.


- O czym myślisz? - zapytał Akashi siadając na łóżku z kubkiem herbaty w ręce. Dorosłe życie było dla niego łaskawe i nie przyniosło dużo zmian na tej pięknej twarzy. Chociaż włosy trochę pojaśniały, a wokół oczu pojawiły się drobne zmarszczki, to wciąż wyglądał jak chłopak, który z błyskiem w oku wygrywał wszystkie mecze.

- Hymm... pamiętasz jak pierwszy raz się pocałowaliśmy?

- Oczywiście. To był ciężki okres, a ty pomogłeś mi się podnieść. - odstawił kubek na szafkę nocną i położył się obok z głową na mojej klatce piersiowej. - nadal nie wiem co miałeś na myśli mówiąc, że jestem jak kot - przyznał.

Zachichotałem tylko w odpowiedzi. Tak Akashi jest kotem i nic tego nie zmieni.