Niestety, mimo chęci oderwania umysłu i przeniesienia jego aktywności na inne wątki, nie jestem w stanie przestać myśleć o wskrzeszeniu Severusa. Jego śmierć ciąży mi na żołądku jak stara zapiekanka, która nie chce zostać wyrzygana, ani nie zamierza pójść dalej.
Harry pochylał się nad trumną. To był ostatni raz kiedy miał dotknąć tego czarnego drewna, zanim zatopią ją w marmurze, a potem w jeziorze. Krypcie dyrektorów. Wkoło niego stała masa ludzi. Widział ich jak przez mgłę. Część z nich była pogrążona w rozpaczy po starcie bliskich, inni po prostu byli tam dla wydarzenia, by mieć o czym opowiadać.
A jednak on, choć tak wiele razy życzył śmierci człowiekowi, który leżał teraz przed nim, ubolewał najbardziej właśnie nad jego stratą. Chciał mu tyle wyjaśnić. Wybaczyć. Chciał go zapytać o tyle rzeczy. I podziękować za ratowanie tyłka tyle razy że nie zdołał tego zliczyć. Teraz, odkąd znał prawdę wszystkie dziwne okoliczności miały sens. Każdy jeden raz, kiedy Dumbledore poprawiał go, każąc nazywać go profesorem, nawet gdy chłopiec wyrażał się o nim z czystą nienawiścią. Rozumiał czemu obaj trzymali go w niewiedzy przez te wszystkie lata. A jednak miał żal. Głównie do siebie, że nigdy nie uwierzył swemu dyrektorowi, gdy ten z uporem powtarzał jak bardzo ufał swojemu Mistrzowi Eliksirów.
Harry trząsł się cały. Poczucie winy targało jego wnętrzem. Obok niego stała Ginny, Ron i Hermiona. Gdzieś nieopodal szlochał głośno Hagrid. On lubił starego nietoperza. Harry rozejrzał się po zebranych. Jedynie obecna dyrektorka – McGonagall sprawiała wrażenie równie skonfundowanej, co on. Ona też nie miała pojęcia. Pomyślał rozczochrany brunet w okularach. Jej nie zaufali na tyle by cokolwiek zdradzić. To ona wypędziła go ostatecznie ze szkoły, wraz ze współpracownikami wrzucając prosto w zabójcze ramiona Voldemorta. Harry czuł ulgę z powodu tej jedynej śmierci. Niesamowita ulgę. Blizna na czole przestała go piec na zawsze. Był wolny. On i cały świat. Spojrzał na smutne twarze przyjaciół. Tak wielu stracili. Fred. Lupin, ostatni, który wiedział cokolwiek o jego rodzicach. Zyskał syna chrzestnego, ale nie wyrównywało to w żadnym wypadku strat. Przytłaczały go dziś. Cieszył się jedynie że nikt nie oczekuje od niego odwagi dzisiaj. Że nie musi mówić nic przed tym tłumem. Wycofał się pośpiesznie na tyły. Nie mógł dłużej spoglądać na ta czarną trumnę, która za chwilę zniknie w marmurze. Chciał zostać sam. Zarzucił pelerynę na ramiona i odszedł cicho niezauważony.
Nie wie nawet jak to się stało. Patrzył teraz na wierzbę bijącą. Odruchowo nacisnął odpowiednią gałąź unieruchamiając drzewo. I wszedł w tunel. Żałował, że nie miał wtedy przy sobie nic leczącego. Choć odrobiny. Po chwili był już we wrzeszczącej chacie. To tutaj widział go ostatni raz. Tutaj pozwolił mu skonać. Zostawił go na podłodze. Klęknął w miejscu, gdzie kilka dni temu była plama krwi
– Przepraszam. – szepnął, a łzy spłynęły mu po policzkach – Przepraszam, że cię tak nienawidziłem. Nie byłem lepszy od mojego ojca.
– Masz cholerną rację, Potter. Nie byłeś. – usłyszał za sobą dobrze znajomy, szyderczy głos. Był przekonany, że to duch. Odwrócił się gwałtownie upadając na ziemię.
Spodziewał się czarnej zjawy unoszącej się w powietrzu. Zamiast tego ujrzał go siedzącego w fotelu. Jego skóra była bledsza niż zwykle. I bardziej szara. Włosy posklejane od potu i kurzu... oczy płonęły gorączką. A jego dłonie trzęsły się nieznacznie gdy próbował je zacisnąć w pięści. Ale to był on. Snape. Harry wstał.
– Nie zbliżaj się do mnie. Co tu robisz? Nie powinieneś mnie opłakiwać na polance? – powiedział oschle, oblizując wargi.
– Jak? Gdzie? Jak ci się..? Ty żyjesz! – Harry uśmiechał się mamrocząc nieskładnie.
Podszedł do niego nie wierząc własnym oczom, i dotknął jego czoła. Było rozpalone. Wyjął różdżkę i chciał nią machnąć gdy czarnowłosy człowiek przed nim zrobił gest ręką by go powstrzymać.
- Co chcesz zrobić partaczu, żeby mnie bardziej uszkodzić?
– Chciałem POM…- zaczął Harry
– Daruj sobie Potter. Obaj wiemy, że lepiej dla mnie jak tego nie zrobisz. Nie potrzebuję magii teraz. Dobrze mi zrobi , gdy sobie od niej odpocznę tutaj parę dni.
Dotknął czoła swojego dawnego nauczyciela jeszcze raz
– Masz gorączkę… profesorze Snape – dodał Harry po chwili – Nie możesz tak tu zostać. Wojna, ona się skończyła.
– Oj wiem, o tym doskonale. Mój mroczny znak zniknął. Nie chcę nikogo widzieć. Zjeżdżaj stąd Potter.
– Ale… przestań mnie oszukiwać! Do cholery! Dałeś mi swoje wspomnienia. Widziałem co zrobiłeś. Co robiłeś cały ten czas. Nie udawaj, że ci nie zależy!
– Zjeżdżaj stąd, boli mnie głowa, nie muszę wysłuchiwać twojego skomlenia. Powtarzam, zjeżdżaj stąd, albo usmażę ci dupę. – warknął brunet wyprowadzony z równowagi marszcząc groźnie czoło. Ktoś śmiał mu insynuować posiadanie emocji. Robienie czegoś dobrego.
– Nie masz różdżki. – zauważył logicznie chłopak. – Twoja różdżka! Oni właśnie ją grzebią… nie mogą. Zostań tu. – rzucił Harry i wybiegł z chaty znikając pod peleryną. – Snape zdążył warknąć z niezadowoleniem.
– Jakbym się miał gdzieś stąd ruszyć ośle. Czy ze wszystkich przeklętych istot na tym pieprzonym świecie musiał mi się trafić akurat Potter?
