Drzwi. Te przeklęte drzwi. Dlaczego nikt nie mógł ich zamknąć?
Chłopiec o jasnych włosach z wściekłością w ciemnych oczach stał oparty dłońmi o drewniany stół z zaciśnięta szczęką patrzył w ich stronę, widząc dokładnie co dzieje się na długim korytarzu.
Czując kolejne uderzenia skórzanym pasem na swoim ciele, przeklinał siebie jak i innych zebranych w sali, nie za karę jakiej został poddany i nie za to, że każdy uczeń mógł to zobaczyć ale za to, że nikt nie zamknął tych cholernych drzwi do końca, bo po to one powstały - by je zamykać.
Justin przez całe swoje zawsze pilnował by drzwi do pokoju w którym się znajduje były zatrzaśnięte. To nie tak, że nie lubi być podglądany, czy liczy na anonimowość bo to zaprzeczało by opinii jaka o nim krąży. On po prostu chce by były one zamknięte.
Przekleństwa te zostały jednak przerwane gdy w drzwiach pojawił się tajemniczy mężczyzna który stojąc w dość nie widocznym miejscu nadal był wstanie złapać z winowajcą kontakt wzrokowy.
Jego długi zimowy płaszcz pod którym widoczna była biała koszula sięgał do kolan, czarne garniturowe spodnie kończyły się równo tuż nad kostkami. Był piękny, przynajmniej tak pomyślał o nim Justin. Chciał wiedzieć jaki kolor maja jego oczy ale stał za daleko.
Wzrok którym obdarzył Justina nie mówił nic, nie było w nim współczucia czy ciekawości był pusty.
Tak samo pusty jaki czuł się Justin dopóki nie pozwolono mu się wyprostować i poprawiać marynarki.
Odwrócił się w stronę młodzieńca zaledwie rok starszego trzymającego w ręku brązowy pas z miedzianą klamrą.
- Kiedy ostatni raz trzymałeś go w rękach, a ja stałem przed tobą... - odezwał się po dłuższej chwili - podobało Ci się. - Delikatnie pochylił się w jego stronę mówiąc mu prosto do ucha a mimo to tak głośno by usłyszeli wszyscy.
Doskonale wiedział jaka opinia krąży po nim w szkole, nigdy jednak nie próbował się im przeciwstawić. Prawdopodobnie dlatego bo była - prawdziwa.
Próbował wykonać krok do tyłu gdy poczuł silne uderzenie na rękach, kolejne na klatce piersiowej, kolejne na twarzy i próbując się bronić śmiał się pomimo łez które mimo wszystko spowodowane bólem napływały mu do oczu.
Żaden z zebranych nie próbował pomóc, bez słowa patrzyło jak jasno włosy chłopiec zostaje okładany dziesiątymi uderzeniami pasa, ale oni byli pewni, że właśnie na to zasługuje. Sam Justin był tego pewien.
Przewodniczący szkoły splunął na podłogę i tak samo rzucił skórzanym przedmiotem na stół.
To był koniec, chłopiec ponownie poprawił marynarkę i wycierając krew spływającą z rozciętego policzka odwrócił się do nich tyłem.
Drzwi były zamknięte, mężczyzny nie było.
