– Co ty do cholery wyprawiasz?

Bakugou bezpruderyjnie zapalił światło w pokoju, obserwując wspartego o ścianę Todorokiego. Nastolatek siedział na podłodze otulony w wieczorne kimono, a mokre kosmyki niechlujnie zlepiały się z jego twarzą. Nie wyglądał na szczególnie utrapionego jakimś większym problemem, więc Katsuki szybko poczuł irytację, gdy ciężkim krokiem ruszył do przodu, wykorzystując zawartość nitrogliceryny na palcach, z której pomocą uwolnił kilka ostrzegawczych eksplozji.

Mimo wszystko wokół panowała całkowita cisza i nawet odgłosy klasowych kolegów zdały się permanentnie zniknąć. Jedynie powiew zimnego powietrza od strony uchylonego okna oraz szum przejeżdżających aut subtelnie naginały wszechogarniający spokój.

Dominująca aura melancholijności nie odpowiadała sfrustrowanemu blondynowi, toteż została brutalnie przerwana większym wybuchem tuż przed nosem pogrążonego myślami właściciela starojapońskiej sypialni.

– Słuchaj, sztywno-mordy jebaku – zaczął, rzucając cień na jego sylwetkę – nie wiem po chuj się tu zaszyłeś, ale jeśli w tej chwili dobrowolnie nie ruszysz swojego płaskiego dupska do kuchni, zaciągnę cię tam za kudły i, możesz być pewny, przy okazji większość podpalę – zakończył, eksponując palce. Nieugiętym wyrazem twarzy dawał jasno do zrozumienia, że nie żartował; wystarczyło tylko kilka sekund, by wyciągnął rękę w stronę Shouto z oczywistym zamiarem.

Ten tylko uniósł podbródek, po raz pierwszy nawiązując kontakt wzrokowy. Wyglądał, jakby uparcie walczył z czymś w głębi umysłu, lecz zaraz wyraźnie rozchmurzył posturę, jedynie wzdychając. Bakugou zasyczał, napinając mięśnie, przygotowany do szarży, choć Todoroki okazał się szybszy, wstając na równe nogi i otrzepując materiał ubrania; przesunął palcami wzdłuż czerwonej części włosów, kciukiem delikatnie pocierając fragment blizny. Z krzywym, mimowolnym uśmieszkiem w kącikach ust skonfrontował zirytowane spojrzenie rówieśnika.

Nie przyznałby tego na głos, przynajmniej nie obecnie, ale Katsuki posiadał naturalną zdolność odrywania od demonów samotności oraz upartych wątpliwości, powracających za każdym razem, gdy zostawał całkiem sam.

Czy szedł dobrze obraną ścieżką? Czy używanie mocy ojca faktycznie stanowiło właściwe rozwiązanie? Czy zasługiwał na miano-

– To się pośpiesz, mieszańcu – warknął zniecierpliwiony blondyn – nie po to pierdoliłem się przy kuchence, żeby teraz wszystko przez ciebie wystygło – dodał, agresywnie pchając go ku drzwiom.

Shouto mógł tylko powiększyć uśmiech, świadomy faktu, że jeśli kiedykolwiek wahanie ponownie wypełni mu serce, Bakugou na pewno się zjawi, rażąc potrzebną dawką stabilności i świadomością nienaruszonej normalności.

Bo wszystko było w jak najlepszym porządku; nie zerwał żadnego tabu, nie przekroczył niebezpiecznych granic.

I dopóki postura partnera wciąż zapewniała tę samą odpowiedź, nie musiał się niczym przejmować – Katsuki pilnował jego pleców.