Dawno nie czytałam fików z udziałem Sherlocka, więc nie mam pojęcia czy ktoś już tego wcześniej nie zrobił.

Oczywiście nie posiadam żadnych praw do Sherlocka.

Reedit Version


Po raz kolejny zważyłem pistolet w dłoni. Wystarczyło go tylko wypalić i zakończyć tą farsę, którą teraz stało się moje życie. Tak po prostu...

Przytknąłem broń do głowy i lekko nacisnąłem spust, tak jak wiele razy przedtem. Nie mam już siły by żyć. Śmierć Sherloka odebrała mi wszelką wolę walki.

Mimo tego nie ciągnę za spust. Głęboko w moim sercu ciągle tli się nadzieja, że Sherlock jednak oszukał śmierć. Nadzieja na to, że pewnego dnia, gdy wrócę na Baker Street, ujrzę go siedzącego w swoim fotelu i myślącego nad kolejnym morderstwem. W powietrzu znowu będzie się unosić zapach jego wody kolońskiej, formaliny i tytoniu, który często mu towarzyszył.

Tyle razy, gdy przechodziłem obok naszego mieszkania zastanawiałem się czy nie wejść na górę i nie zdeptać resztki tej nadziei. Wiedziałem bowiem. że fotel będzie pusty, a jedynym zapachem wiszącym w powietrzu będzie pomieszanie stęchlizny z kurzem. Wtedy usiądę w swoim dawnym fotelu i już nigdy z niego nie wstanę.

Wiem jednak, że nie zostało mi już dużo czasu. Co noc śni mi się jeden koszmar: jego skok, wylewająca się z niego fala krwi, która mnie przykrywa i dusi. Nie jest to jednak tylko jego krew. Widzę w niej odbicia twarzy wszystkich osób, których życia zakończyły się z powodu moich decyzji lub błędów. Co noc budzę się zlany potem i sięgam po broń. Jej zimny dotyk mnie uspokaja. Wiem wtedy, że mam drogę ucieczki.

Najpewniej nigdy jednak, z niej nie skorzystam. Nie mogę pozwolić na to, by z mojego powodu cierpiały kolejne osoby. Nigdy nie zapomnę wzroku pani Hudson, gdy powiedziałem jej, co się wydarzyło. Nie chciałbym nigdy, by ktokolwiek miał taki wzrok, z mojego powodu. Dlatego też odciąłem się od niej. Wkródce moja śmierć nie będzie dla niej tak wielkim szokiem.

Jednak ten dzień jeszcze nie nadszedł. Dlatego wstaję, zabezpieczam broń i chowam ją do szafy. Wkródce...


Spojrzałem na Dalię i powoli pokiwałem głową. Oboje odwróciliśmy się od nagrobka i razem ruszyliśmy ku limuzynie którą tu przyjechaliśmy.

Gdy byliśmy już na granicy cmentarza, ponownie spojrzałem w kierunku szarej płyty nagrobnej. Mimo, że nie było jej już widać, jej obraz na zawsze wyrył się w mojej pamięci...

Tu leży tragicznie zmarły

Umiłowany Przyjaciel

dr. John Hamish Watson