Ciężko pisało mi się tą część. Chyba wpadłam w pułapkę wielowątkowości. Sama sobie zgotowałam ten los, no cóż... Teraz już do końca będzie mnóstwo akcji, ciągów dalszych, które nastąpią, obiecanych Anice relacji Derek/Sarah, Sarah/Derek, Sarah/Damien, Derek/Damien, John/Damien (o jakiejś zapomniałam?:]), odpowiedzi na najważniejsze pytania (ale czy wszystkie?), w tym: co z Cameron?...
Cholernie trudno siedzieć w głowach bohaterów. Cholernie trudno opowiadać tą samą historię z kilku perspektyw. Cholernie trudno (czasem) zebrać pomysły do kupy. Proszę więc o wyrozumiałość. Chapter znowu zostawia u mnie pewien niedosyt...
Z dedykacją dla tajemniczej =). Zapraszam do czytania.
ATAK, PART II
- Jak?... – zapytałam ochrypłym głosem. – Kiedy?...
- Erica! – Głos Damiena przywrócił mnie do rzeczywistości. Podniosłam na niego oczy.
I wtedy błysnęły mocne światła, wpadając przez okna i rozpraszając bezpieczną ciemność nocy.
Helikopter wisiał nad domem. Szum śmigła zagłuszał niemal wszystkie inne dźwięki.
A potem wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko.
- Jesteście otoczeni! – Dało się słyszeć z zewnątrz dudniący głos zniekształcony nieco przez megafon. – Macie pięć minut na poddanie się! Wychodźcie z podniesionymi rękami!
- Sześćdziesięciu. Wojskowi, policja i S.W.A.T. Uzbrojeni. – Mówiłam szybko, a moje Oko patrzyło przez czaszkę. – Plus helikopter.
- To nie po mnie, prawda? – zapytała szybko Natalie. Zignorowano ją.
Ktoś musiał przejąć dowodzenie, ale ja byłam zbyt zszokowana tym, co się działo wokół.
- Derek – zaczął Eddie – trzeba pozbyć się tych świateł. Karabiny są w moim pokoju. Orlando – spojrzał na syna – weź Sarę i Johna. Wyprowadź ich przejściem na drugą stronę zbocza. Tam są motory. – Chłopak kiwnął głową. – Erica, Damien, bierzcie broń. Musimy zyskać na czasie, żeby Orli, Sarah i John mogli uciec.
- Nie idę bez Cameron! – krzyknął nagle John.
- John... – zaczęła jego matka.
- Nie idę! – Chłopak zmarszczył brwi.
- Daj mi chip Theo! – Usłyszałam przy uchu. Bez słowa wyjęłam z plecaka mój portfel i wcisnęłam Damienowi w dłoń metalową płytkę. Mężczyzna pobiegł na dół, a John był zaraz za nim.
Pociągnęłam za rękę Sarę, kiedy Eddie podał mi karabin, ruszając w stronę schodów.
- Nie zabijamy! – krzyknął Bradley; pokiwałam szybko głową.
- Musisz uciekać – powiedziałam do Sary, kiedy byłyśmy na półpiętrze.
- Nie bez... – zaczęła, ale wtedy Derek przyciągnął ją do siebie i objął mocno. Odwzajemniła uścisk.
- Uciekaj z Orlando. Poradzimy sobie. To ciebie szukają – powiedział.
- Ciebie też.
- Nie. – Uśmiechnął się. – Nie tak porządnie jak ciebie. – Ujął jej twarz w dłonie i pocałował w usta. Karabin zsunął się z jego ramienia w zagłębienie przy łokciu. Objęła go mocniej.
Eddie chwycił syna za ramię.
- Od teraz nie spuszczasz Sary z oka, zrozumiano?!
- Tak jest, tato.
Poklepał chłopaka po plecach i objął mocno.
- Leć – powiedział, puszczając go. – Zadzwoń do Diane. Powiedz wszystko dziewczynom.
- Dobrze, tato. – Orlando spojrzał na Sarę. – Szybko, pani Connor.
Puściła Dereka i zbiegła za chłopakiem, oglądając się jeszcze przez ramię.
- Trzy minuty na poddanie się! – Zagrzmiał głos za oknami.
- Biorę helikopter! – krzyknęłam, kiedy Orlando i Sarah zniknęli w piwnicy.
Weszłam po drabinie na strych i po chwili wyjrzałam przez okienko w dachu. Maszyna była niżej niż myślałam. Strzelec dostrzegł ruch i kule podziurawiły dachówki. Odczekałam chwilę z Okiem patrzącym w górę przez czaszkę, po czym wychyliłam się i strzeliłam. Reflektor przy helikopterze rozbił się z brzdękiem, a szkło posypało się na dach, wpadając na środka. Uskoczyłam szybko.
Usłyszałam kolejne strzały, którym towarzyszył dźwięk wybijanych pancernych szyb. Wiedziałam, że strzelanie w reflektory zostało potraktowane jako atak i odpowiedział mu regularny ogień w stylu zranić lub zabić. Bez prądu niezawodny system obronny Bradleyów, wszystkie pułapki i zbrojenia były zupełnie bezużyteczne. Osoba, która to zaplanowała, musiała mieć naprawdę sporą wiedzę.
Eddie z przyszłości?...
Przewiesiłam karabin przez ramię i pobiegłam na dół, rozglądając się za Connorami. Zagwizdałam na psy; odpowiedziało mi przytłumione szczekanie z biblioteki. Na schodach zadudniły kroki Eddiego; pobiegł do kuchni.
- Oni myślą, że jest nas więcej, dlatego jeszcze nie atakują! – krzyknął, zanim zaczął strzelać. – Zmieniaj często pozycje strzeleckie!
Ze zdumieniem zobaczyłam Natalie z karabinem w ręku.
- Strzelam w lampy! – krzyknęła mi szybko.
Wbiegłam na schody do piwnicy, wpadając na Damiena. Usunęłam się z drogi, przepuszczając go i zbiegłam do garażu.
John stał przy blacie, na którym siedziała naprawiona już Cameron. Terminatorka poruszała jedynie głową i oczami, jakby miała tiki nerwowe. Była podłączona do komputera, ale jego ekran był zupełnie czarny.
- Ma chip Theo? – zapytałam, dopadając jednostki centralnej i jednocześnie wyciągając kabel z potylicy.
- Ma, ale coś jest nie tak! – W jego głosie pobrzmiała panika. – Damien pobiegł po twój laptop!
Nagle coś eksplodowało gdzieś nad naszymi głowami.
- Granaty dymne! – krzyknęłam. – Przechodzą do szturmu!
Znałam dobrze sposoby działania policji. Dobiegło mnie głośne, oszalałe szczekanie psów, a potem usłyszeliśmy kolejną eksplozję. Wyrwałam kabel łączący Cameron z komputerem. I wtedy moją głową wypełniło brzęczenie tak głośne, że czekałam tylko, kiedy rozerwie mi mózg. Krzyk sam wyrwał się z mojego gardła.
- Erica! – John od razu znalazł się obok mnie. Osunęłam się na podłogę. Poczułam ciepłą krew płynącą z nosa i zacisnęłam dłonie na uszach. To nie pomogło, bo potworny dźwięk wypełniał moją głowę. Wypełniał Mózg. Krzyczałam.
I nagle cisza. Przyszła tak nagle, że aż zabolała. Zamknęłam usta; oddychałam głośno. Otarłam nos kątem dłoni. Po chwili wróciły inne odgłosy: dudnienie kroków, strzały, nawoływania policjantów, szczekanie psów.
- Co się stało? – zapytał John.
- Nie wiem, chyba... – Urwałam, nasłuchując. – Ktoś schodzi w dół! Broń!
Chłopak puścił mnie i podnosząc się, sięgnął do biurka. Wyjął pistolet i sprawdził magazynek wyuczonym ruchem. Ostrożnie wstałam i wyciągnąłem rękę po broń. Ta nie trafiła jednak w moje palce, bo brzęczenie wróciło ze zdwojoną siłą, znowu torturując moją biedną głowę. Pistolet upadł na podłogę.
Oparłam się o stół, zatykając uszy zupełnie podświadomie.
- Cameron! – John znalazł się obok terminatorki, szarpiąc ją za ubranie. – Rusz się, Cameron! Pomóż Erice! Pomóż nam, słyszysz?! Theo?! Cameron!
Dźwięk ucichł szybciej. Musiałam podtrzymać się biurka, żeby nie upaść.
John bliski płaczu podniósł pistolet i wycelował w schody, na których nie było jeszcze nikogo widać.
- Niech dzieciak rzuci broń. – Usłyszeliśmy. Głos poznałam niemal do razu.
Jane. Jane Meyer. Jane Fisher.
- Bo sfajczę ci chip – dodała rozbawionym głosem. – Zaboli jeszcze bardziej.
- Wyłaź! – wysyczałam.
John wyjął magazynek i położył pistolet na podłodze, kopiąc oba elementy w stronę schodów.
A potem zza ściany wyszła Jane w kompletnym uniformie S.W.A.T. Do ręki miała przyłączone Ostrze. Uśmiechała się szeroko. Drapieżnie. Rozłożyłam rękę, wysuwając się przed Johna.
- Coś ci leci z nosa – powiedziała.
Zaatakowałam. Była szybsza ode mnie. Po kilku wymianach ciosów miałam wręcz wrażenie, że kobieta się ze mną bawi. Ostrze zerwało kawałek syntetycznej skóry z mojego przedramienia. A potem wróciło, żeby dokończyć rozpoczęte dzieło.
Przecięło ze świstem powietrze, a potem moją mechaniczną rękę, która upadła na ziemię.
- Koniec, Williams – syknęła kobieta. – To koniec. Przegrałaś. Znowu.
Nie mogłam w to uwierzyć. Patrzyłam na odciętą protezę o kilka sekund za długo.
Niesparowane kopnięcie rzuciło mnie na jeden z regałów, który zachwiał się i runął prosto na mnie. Przeturlałam się na bok w ostatniej chwili. I wtedy usłyszałam, jak Ostrze zgrzytnęło po podłodze. Już wiedziałam. Prawie w tym samym momencie co Mózg: nie miałam prawej nogi.
- Erica! – Usłyszałam krzyk Johna. Ostrze świsnęło w powietrzu i zatrzymało się tuż przy jego gardle. Rzucił broń na ziemię. Jane uśmiechnęła się, po czym zerknęła na Cameron.
- Blaszanka jest out of order, co? Jaka szkoda, naprawdę.
- John – wyszeptałam. Nie mogłam wstać. Byłam bezużyteczna jak nigdy. Nie, jak tamtego dnia, kiedy wpadłam na terminatorkę. Historia zatoczyła koło?... Przeklęłam.
Jane znowu się uśmiechnęła. Wyjęła kajdanki i rzuciła je chłopakowi.
- Ty idziesz ze mną, dzieciaku – powiedziała.
- Nie! – krzyknęłam. – Nie! Zostaw go!
Kobieta spojrzała na mnie.
- Spróbuj mnie powstrzymać.
Próbowałam się podnieść, ale bez skutku. Mózg szalał.
John zapiął na swoich nadgarstkach kajdanki. Jane zrobiła krok w moją stronę.
- Zostaw Ericę! – wrzasnął chłopak.
Kobieta spojrzała na Cameron i wycelowała w nią końcem Ostrza.
- Wybieraj, kogo mam najpierw za...
- Kapitan Meyer! – Usłyszeliśmy gdzieś wyżej.
- Cholera – przeklęła. – Zaraz do ciebie wrócę, Williams.
Pociągnęła za sobą Johna.
- Uratuję cię! Znajdę cię! – wrzasnęłam, zanim usłyszałam trzask zamykanych drzwi od piwnicy.
Nie wiedziałam, co działo się w domu. Spojrzałam na Cameron. Siedziała teraz bez najmniejszego ruchu. Ostrożnie podciągnęłam się pod biurko, wyjmując pistolet z szuflady. Spojrzałam na moje odcięte sztuczne kończyny leżące zaraz pod stołem, na którym była terminatorka.
Gdzie są Derek i Eddie? A Damien? Czy Sarah i Orli uciekli? Po co Jane wzięła Johna?...
Drzwi od piwnicy trzasnęły głośno. Usłyszałam blokowanie zamków. Uniosłam broń.
- Erica? – Od razu poznałam głos Damiena.
- Tutaj.
Mężczyzna zbiegł do garażu. Od razu mnie dostrzegł. Wysunęłam się spod biurka, kiedy cisnął moim laptopem o podłogę, rozbijając go. Kopnął go pod meble i znalazł się obok mnie, obejmując mocno. Zrzucił mój plecak na ziemię.
- Co się dzieje?! – zapytałam, kiedy wstał i zaczął się za czymś rozglądać. Odsunął wszystkie szuflady, żeby wreszcie wrócić do mnie z taśmą klejącą w dłoni.
- Nic nie mów, Williams! – wrzasnął, kiedy przyłożył odciętą część do mojej nogi i zaczął obklejać ją taśmą. To samo zrobił z ręką, uwijając się błyskawicznie.
- I tak nie będą działać! – krzyknęłam bezsilnie, bliska płaczu.
Nagle chwycił moją twarz w dłonie.
- Skup się, Erica!
- Jane zabrała Johna!...
- Wiem. Jest ich zbyt wielu. Eddie i Derek odwrócą ich uwagę, a my uciekniemy.
- A co z nimi?
- Potem się poddadzą.
- Co?!
- Nie teraz, Williams.
Wstał i odsunął biurko od ściany. Otworzył sejf i wyjął ze środka pojemnik wielkości dużej butli z kamieniem filozoficznym. Zatrzasnął masywne drzwiczki i wcisnął zbiornik do mojego plecaka.
Cały czas było słychać strzały. Poczułam rosnący strach. Co tam się działo? Co z Eddiem i Derekiem? Co z psami?...
Damien podszedł do Cameron, nachylił się i szepnął jej coś do ucha. Cyborg wstał bez słowa. Wpatrywałam się w nią zdumiona. Connor wziął mnie na ręce z pewnym trudem zaraz po tym, jak narzucił na siebie plecak.
Terminatorka naparła na drzwi od garażu, otwierając ja na kilka centymetrów. Wiedziałam, że zaraz za nimi stoi mój dodge. Znowu naparła na drzwi, przesuwając je razem z autem i po chwili była już na zewnątrz.
Damien przywarł do ściany, nasłuchując. Strzały i zdumione krzyki rozległy się bliżej; policjanci musieli dostrzec blaszankę.
- Oko! – Usłyszałam. – Musimy dostać się do drewutni. Tam jest motor.
Zamknęłam powieki, wyglądając na zewnątrz przez podczerwień. Oko trochę szalało.
- Teraz! – powiedziałam. Ostrożnie wyniósł mnie z garażu i ruszył przez istny labirynt samochodów. – Stop. – Przykucnął między dwoma jeepami. – Idź.
Po kilkunastu podobnych poleceniach dotarliśmy na skraj lasu. Weszliśmy do schowka na drewno. Między ściętymi pniakami stał masywny, czarny enduro. Po chwili siedziałam za Damienem, obejmując go jedną ręką. Teraz to ja miałam plecak. Nie był taki ciężki.
Poczekaliśmy, aż helikopter przesunie się na drugą stronę domu. Strzały umilkły.
Damien odpalił motor i wyjechaliśmy prosto do lasu. Moje wskazówki pozwoliły nam bez większych problemów odnaleźć ubitą leśną drogę.
Starałam się myśleć tylko i wyłącznie o ucieczce.
Uciekać. Uciekać. John. Nie! Uciekać. To teraz najważniejsze.
Kilka razy wzięliśmy skrót.
- Musimy zmienić pojazd – powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się w miasteczku.
- Nie umiem prowadzić samochodu.
- Co?! Nie możemy dłużej uciekać na motorze!
- Wiem, ale ja nie u...
- Ja będę prowadziła. Tylko znajdź mi automat.
Pojechaliśmy na parking przy miejscowej restauracji i wytłumaczyłam Damienowi, jaki samochód ma mi znaleźć. Mogłam prowadzić z jedną nogą i jedną ręką sprawną. To znaczy, taką przynajmniej miałam nadzieję. Zostawił mnie na chwilę samą, łażąc między autami.
Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl.
Wreszcie wrócił i zaniósł mnie do dużego pickupa od GMC. Odpaliłam auto po złodziejsku i zapięłam się pasem. Damienowi poradziłam zrobić to samo. Oparłam nieruchomą nogę o podłogę i zacisnęłam mechaniczne palce na kierownicy drugą ręką. Wyjechaliśmy na ulicę; stopniowo przyśpieszałam. Słysząc szybsze obroty silnika, z przyzwyczajenia chciałam sięgnąć dłonią do wajchy zmiany biegów, ale szybko przypominałam sobie, ze mechaniczna kończyna trzyma się tylko na taśmie klejącej.
- Włącz radio – poleciłam Connorowi. Przez chwilę szukał włącznika.
- ...zginęło trzech policjantów. Nie wiadomo, ilu terrorystów zbiegło. Pościg właśnie ruszył. Podajemy rysopis poszukiwanych, wśród których jest policjantka z LAPD, kapitan Erica Williams, podejrzewana o współpracę ze zorganizowaną grupą przestępczą, do której należy między innym poszukiwana za zabójstwo Sarah Connor i jej syn, John.
Oto rysopisy: biała kobieta, dwadzieścia sześć lat, metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, szczupła budowa ciała, długie, ciemne, kręcone włosy, liczne blizny na przedramionach. Prawdopodobnie towarzyszy jej mężczyzna rasy białej o bliżej nieokreślonej tożsamości. Dwadzieścia kilka lat, metr dziewięćdziesiąt wzrostu, dobrze zbudowany, brązowe oczy, znaki szczególne: wypalona we wnętrzu lewej dłoni blizna w kształcie gwiazdy. – Spojrzałam na Damiena; zacisnął palce lewej ręki na materiale spodni. – Sarah Connor, czterdzieści kilka lat, wysoka, szczupła, krótkie, brązowe włosy, znaków szczególnych brak. John Connor – a przecież Jane go złapała! – osiemnaście lat, metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, krótkie włosy, znaków szczególnych brak. Zdjęcia poszukiwanych mogą państwo obejrzeć na naszej stronie internetowej. Policja czeka na każdą informację dotyczącą miejsca pobytu poszukiwanych.
Przypomnijmy wiadomości z ostatniej chwili: jak podał rzecznik prasowy LAPD, anonimowy telefon z informacją o miejscu przebywania poszukiwanej Sary Connor odebrano dziś po południu. Po sprawnie przeprowadzonej akcji pod dowództwem kapitan Jane Meyer udało się zatrzymać poszukiwanego Dereka Reese'a i drugiego mężczyznę podejrzanego o pomoc zbiegom. To jednak nie koniec sukcesów: S.W.A.T. uwolnił także zaginioną przed niemal tygodniem porucznik Natalie Gordon, która była przetrzymywana przez porywaczy odpowiedzialnych między innymi za zeszło miesięczne strzelaniny w Chicago, napad na bank w San Diego, porwanie szefowej SNOW Industries, liczne rozboje i zabójstwa. Prosimy naszych... – Wyłączyłam radio.
- To nam kartotekę zapełnili, cholera – wysyczałam.
Podali mnie z imienia i nazwiska. Czyli koniec z kapitan Ericą Williams z LAPD S.W.A.T.
Zabiję Jane. Zabiję ją!
Damien włączył radio. Wyłączyłam je szybkim ruchem, przekładając zdrowe ramię pod nieruchomą ręką i spojrzałam na niego kątem oka.
- Mów, a ja będę prowadziła – powiedziałam, trzęsąc się ze złości. – Powiedz mi o tej gwieździe.
Przez chwilę na mnie patrzył, a potem zaczął mówić. Nareszcie.
