Milcząca postać na końcu korytarza czekała na niego przy szklanych drzwiach szkoły.
Kiedy to zobaczył, jego wąskie usta wykrzywiły się w bólu, co wyglądało zupełnie nie na miejscu.
I wtedy już wiedział.
Akashi od początku wiedział dlaczego te słabe ramiona nieznacznie drżały, głowa pochyliła się w cichym oburzeniu, znajome oczy były spuszczone, jasnoniebieska grzywka zakrywała te szeroko otwarte, pytające szklane kulki, które w trakcie treningu zawsze patrzyły na niego z zapałem, miał totalną dominację…właśnie teraz.
Kilka kroków bliżej i zmniejszył dzielący ich dystans.
Wiedział dobrze co znajdowało się w rękach Kuroko, ta przeklęta kartka papieru.
- Tetsuya.
Ton jego głosu nadal był władczy, chłodny i opanowany. Kamienna twarz i ton głosu, który przeczył jego myślom, cierpki smak w gardle, zaciśnięte pięści –
Niewidoczny chłopak odwrócił się i Akashi się zatrzymał.
Odległość między nimi była zbyt duża.
Powietrze wypełniła cisza, kiedy Kuroko zacisnął jasne dłonie na cienkiej kartce, nie poruszając się, żeby się odezwać.
- Akashi-kun.
Czerwonowłosy chłopak nie zrobił nic, żeby potwierdzić obecność Kuroko.
- Akashi-kun… Przeprasza—
Po raz pierwszy niebieskowłosy chłopak spojrzał na Akashiego i gwałtownie zmilkł.
Tetsuya.
Tetsuya, dlaczego?
Dlaczego teraz? Dlaczego postanowiłeś teraz odejść? Kochałeś koszykówkę, kochałeś sport, kochasz… nie…, kochałeś tę drużynę…
Dlaczego wybrałeś tę ścieżkę?
Twarz Kuroko załamała się, a jego usta zadrżały, jakby próbował powstrzymać silną falę emocji.
Dlaczego postanowiłeś nas zostawić?
Tetsuya, powiedz mi.
- Przepraszam, Akashi-kun.
Dwukolorowe oczy błysnęły. Złoto i czerwień spojrzały w dwa jasnoniebieskie baseny.
Akashi czekał na te słowa.
Nie było już czasu. Nie było emocji do stracenia nad tą trywialną rzeczą. Bez względu na to jak wiele razy kwestionowałby motywy Kuroko, bez względu na to jak wiele razy pytałby „dlaczego," to nic by nie zmieniło.
- Postanowiłem odejść z tego klubu koszykówki.
Dłonie Kuroko wyraźnie drżały, kiedy podszedł do kapitana i wręczył mu swoją rezygnację.
Akashi nic nie powiedział.
Już nie było o czym mówić.
To jak czuł się Akashi nie miało już znaczenia.
Akashi wyciągnął rękę, żeby przyjąć papier.
- Zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz i będziesz miał mi to za złe.
Akashi zacisnął pięści, aż pobielały mu knykcie, gniotąc kawałek papieru w swoich dłoniach.
- Akashi-kun. – To brzmiało tak, jakby miał się zaraz rozpłakać.
Dość.
Nie chciał słyszeć nic więcej. Nie chciał słyszeć tego, co Kuroko miał do powiedzenia. Każda sylaba była kolejnym, drobnym nacięciem, które piekło na skutek kontaktu –
- Dość.
Akashi zamknął oczy.
Stojące powietrze zostało gwałtownie rozdarte.
Gniew. Ból. Zdrada, zamęt, rezygnacja, niewysłowiona wściekłość. Akashi skierował to wszystko na doszczętne zniszczenie listu, całkowicie tracąc nad sobą kontrolę, podczas gdy były członek drużyny patrzył na niego bez słowa.
Kawałki papieru łagodnie opadły na podłogę.
- To jest moja odpowiedź, Tetsuya.
- Żadna z tych rzeczy nie miała miejsca.
Minęła niezmierzona ilość czasu, zanim Kuroko uklęknął, by pozbierać skrawki papieru.
- Akashi-kun? – Kuroko wstał i podszedł do swojego kapitana. – Podjąłem już decyzję.
Głos Kuroko załamał się, kiedy chłopak z wahaniem położył pozostałości po kartce papieru na dłoniach Akashiego.
- Może cię to już nie obchodzić, ale dla mnie, zawsze byłeś… i zawsze będziesz najlepszym kapitanem, jakiego znałem.
Kuroko płakał.
- Cieszę się, że cię poznałem.
Łzy swobodnie spływały po jego twarzy.
…
Akashi Seijuuro przegrał.
To była porażka, do której nigdy się nie przyzna.
