Bo świat realny, nie był akceptowalny.
Bo była zawsze sama.
Bo nie potrafiła dogadać się z rówieśnikami.
Bo wychowująca ją ciotka nigdy nie miała czasu.
Bo rzeczy nie były tak cudownie nieprawdopodobne, jak w bajkach.
Bo była tylko małą dziewczynką.
Bo mogła chociaż marzyć, że wymyślony przyjaciel kiedyś po nią wróci.
A potem...
Potem świat realny wciąż nie nadawał się do zaakceptowania.
Przyjaciel nie wracał...
W szkole śmiano się z niej bez litości i ciągle była sama. Przeraźliwie sama, dorastająca dziewczyna, pozostająca dzieckiem w swojej głowie, co noc leżała w łóżku i marzyła.
Ktoś mógłby powiedzieć, że popadła w obsesje... Sklejając tysiące niebieskich budek i mówiąc tylko o tym dziwnym człowieku, przyjacielu, który ją stąd zabierze w podróż przez wszystkie czasy i miejsca.
Najpierw mieli ją za dziwaczkę i śmiali się z niej, potem za wariatkę i przestali zwracać na nią uwagę. Miła, ale szurnięta, Amelia Pond.
I tylko jego łagodne oczy, patrzyły na nią ciepło.
Ale pochłonięta swym... czekaniem, marzeniem, które inni zwali obsesją, nie dostrzegała tego.
Czas mijał, ale nie do końca leczył rany.
Czekała aż przyjaciel do niej wróci, ale nauczyła się żyć na tyle, by pozwolić temu uroczemu chłopakowi o dobrych oczach zbliżyć się do siebie... Chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, cały dystans, jaki utrzymywała w ich relacjach brał się z tego, że nie chciała go zranić swym odejściem. Bo przecież... On wróci. Doktor zabierze ją w podroż z dala, od tego realnego świata, kompletnie nie do zaakceptowania.
I w końcu wrócił! Oczywiście, z początku powitała go gniewem.
Jak on śmiał ją zostawić na tak długo?!
Oddali ją w ręce psychiatrów... Ha, a ona jednak miała rację! Nic sobie nie uroiła!
Przyjaciel z dzieciństwa wreszcie wrócił! Gdyby tylko mogła zaśmiać się w twarz tym wszystkim lekarzom!
Głupi, pozbawieni wyobraźni ludzie.
Uważali, że zwariowała, tylko dlatego, że marzyła o czymś, o czym oni nie śmieli myśleć! Ba, ona wiedziała, ze to wszystko prawda!
Doktor zabrał ją... te wszystkie przygody jakie razem przeżywali!
Czasem nawet zabierali Roryego, kochanego chłopaka o dobrych oczach.
Który każdego dnia o tej samej porze, patrząc ze smutkiem na dziewczynę, w której kochał się za dziecka, podawał jej porcję leków...
Amy zawsze wtedy śniła, że są razem.
(inspirowane: . /hphotos-ash3/t1.0-9/10313818_579329758852451_2818913060312283372_ )
