tytuł: Koleje miłości
autor: bezwstydnie ja
fandom: Moda na sukces, ponieważ każdy powinien mieć na sumieniu takiego ficka
pairing: damnit... nie do określenia... (?)
info: pojedynkowo z angą, nie wiem jakim cudem napisałam hetero mpreg, ale czcijmy mnie!
kochanej andze, ponieważ wykazujemy się niesamowitą odwagę i/lub stopniem szaleństwa
Kiedy Ridge zmartwychwstał po raz pierwszy, wiedział, że coś się zmieniło. Nie tylko jego morderca nie został ukarany, ale również ich rodzina zaczynała ewoluować. Cień Brooke wciąż wisiał nad nimi złowrogo i Ridge stracił odrobinę ze swej chłopięcej lekkomyślności. Miał w końcu piętnaścioro dzieci i już raz zginął.
- Pora się ustatkować – powiedziała do niego Taylor, która znała go najlepiej z tych wszystkich, goniącymi za sławą i pieniędzmi.
Ridge nie był do końca pewien jak ktokolwiek mógł nie bać się pociągnąć za spust, gdy jego fortuna z każdym miesiącem topniała, kiedy spłacał alimenty. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że urabiał na swoje dzieci co miesiąc, więc wraz z jego śmiercią wszystkie siedem jego byłych żon oraz cztery kochanki zostałyby bez środków do życia.
Nic dziwnego, że każda z nich podarowała mu jakiś organ, aby tylko lekarze doprowadzili go do jakiego takiego stanu.
Płuco Morgan zaczęło powoli odrastać. A przynajmniej tak twierdziła Taylor.
- Uzgodniłyśmy, że powinieneś przestać ganiać za Brooke – dodała kobieta chwytając go nagle za rękę. – To cię niszczy, nie widzisz tego? Niszczy całą naszą rodzinę – ciągnęła dalej, chociaż od '87 nie nosiła już nazwiska Forrester.
Ridge odwrócił twarz w stronę okna. Nie chciał przeprowadzać z nią tej rozmowy tutaj. Jako jedna z nielicznych nie opuściła go przez te lata i sama zarabiała na tyle, że prawie pokrywała wszystkie wydatki na dzieci. Sądził nawet początkowo, że to ona chciała go zabić.
Czuł jak ich uczucia odżywają. Te same, które już raz zatliły się, gdy siedzieli nad łożem śmierci jego pierwszej żony – Caroline. Białaczka nie dała jej wtedy szans, ale on odnalazł ukojenia właśnie w ramionach Taylor. Tej samej, która nie opuściła go i teraz.
- Taylor – westchnął, spoglądając na kobietę, która nie kryła łez.
Najwyraźniej doniosłość tej chwili udzieliła się również jej.
- Kiedy wszystko się skończy, gdy wyjdę ze szpitala – zaczął Ridge, a kobieta pokiwała głową, chwytając w lot o co chodzi. – Jednak muszę ci coś wyznać – dodał.
Taylor ścisnęła jego rękę odrobinę mocniej, jakby chciała dodać mu otuchy.
- Zanim to wszystko się stało… Spałem z Brooke. Jak znam nasze szczęście to ona znów jest w ciąży – powiedział Ridge, patrząc kobiecie prosto w oczy. – Ale musisz wiedzieć, że to nic nie znaczyło. To był poryw chwili. Postrzelono mnie w głowę. Wiedziałem, że umieram i to może być ten ostatni raz, rozumiesz? – spytał z nadzieją w głosie.
Taylor otarła twarz dłonią, sprawiając, że jej lewe oko obsunęło się trochę niżej.
- Brooke – zaczęła kobieta. – Jest w ciąży – dodała. – Powiedziała nam. Miałeś krwotok wewnętrzny. Lekarze nie mieli jak zatamować krwawienia, więc podarowała ci macicę. Dopiero później okazało się, że rozwija się w tobie, twoje własne dziecko – wyjaśniła Taylor.
- Czyli nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy byli razem – zauważył Ridge uśmiechając się szeroko po raz pierwszy od wielu miesięcy. – Urodzę to dziecko! Wychowamy je razem, a Brooke pozostanie już zawsze za nami! – ucieszył się, czując jak Taylor całuje go w czoło.
