Dla Lucifers, ponieważ prosiła o stereka, a ja miałam w planach napisać kontynuację Berła i korony specjalnie dla niej, ale to się przedłuża w nieskończoność, więc coś w zamian :) Mam nadzieję, że ten tekst ci się spodoba :)
Tymczasowo nie podaję ratingu, bo chociaż mam zarys całości nie mam pewności jak to będzie wyglądać w kwestiach szczegółów.
CampNaNo w grze :)
tytuł to cytaty z wierszu Williama Szekspira
Betowała wspaniała okularnicaM:*
Derek nie spodziewał się, że kiedykolwiek zostanie dawcą, co było śmieszne, bo całkiem świadomie oddał swoje komórki do banku krwi. Pamiętał ten dzień dokładnie, ponieważ Laura wybrała dla niego ubranie, zmuszając go do założenia koszulki polo, której z własnej woli nawet by nie kupił. Wyglądał jednak doskonale we wszystkich czasopismach, które opublikowały jego zdjęcia. Nie spodziewał się bynajmniej, że w dwa lata później zadzwoni jego prywatny telefon, a spokojny głos kobiety oznajmi mu, że jest w stanie uratować komuś życie.
Nie powiedzieli mu ile lat miał biorca. Jedynie tyle, że mają do czynienia z alfą. Musiał przylecieć z Nowego Jorku na kilka dni, ponieważ zamierzali hospitalizować go przez pewien czas po zabiegu. Nie był niebezpieczny dla jego życia, ale potrzebował spokoju po znieczuleniu i obserwacji. Laura twierdziła, że nie musiał się na to godzić, szczególnie teraz, kiedy rozpoczynali kampanię, ale był Alfą Nowego Jorku i chciał się czuć jak obrońca ludzi, którzy powierzyli mu tę pozycję. Nie zmieniało tego wcale, że ratował kogoś w Kalifornii Północnej, kto nawet nie pozna jego imienia, bo przepisy dotyczące spotkań z biorcą były dość restrykcyjne. Przynajmniej miał się dowiedzieć czy przeszczep się przyjął. Gdyby oddawał szpik dla kogoś w Finlandii nie wiedziałby nawet tyle.
- Negocjuję z nimi – powiedziała Laura przez telefon, kiedy ocknął się po zabiegu.
- Chryste – ziewnął.
- Zmieniłam zdanie to byłby świetny chwyt marketingowy. To, że nie robisz tego dla swojej reklamy jest jeszcze lepsze. Może ktoś od nas da cynk prasie, że jesteś w szpitalu w San Francisco. Potem wydasz oświadczenie, że oddałeś szpik, ale nie znasz biorcy, co przecież jest prawdą, Derek. Jeśli ten szczęśliwiec będzie chciał się z tobą skontaktować, to będzie jego sprawa – ciągnęła dalej Laura. – Obejdziemy ich przepisy, ty zrobiłeś już swoją rzecz po swojemu, a to nadal przyda się w naszej kampanii – poinformowała go siostra.
- Jesteś… - zaczął i urwał.
- Wiem, że ci to śmierdzi, ale tylko cudem udało ci się wylecieć cichcem z Nowego Jorku na początku cholernej kampanii, braciszku. Jeśli namierzą cię przez przypadek to tylko zrządzenie losu, a ja nie lubię zdawać się na przypadek. Jeśli masz się pojawiać w mediach, to tylko ponieważ to zaplanowaliśmy – wyjaśniła mu i naprawdę rozumiał jej punkt widzenia.
Ich rodzina przez pewien czas lądowała na pierwszych stronach gazet z całkiem odmiennych powodów. Peter miał tendencję do imprezowania, chociaż ich matka tego nie popierała. Kariera polityczna ojca wisiała na włosku, a potem wydarzył się pożar. I wszyscy zginęli. Hale'owie teraz stanowili jedną z najmniejszych watah w Nowym Jorku, ale dzięki Laurze nigdy ich rodzina nie straciła znaczenia w mieście i całym kraju. Odbudowywali imperium rodziców, chociaż kiedy tylko któreś z nich zostawało sfotografowane z kieliszkiem alkoholu wspomnienie Petera wracało, jakby jego wuj nie był martwy od ponad dziesięciu lat.
Opinia publiczna nie wybaczała.
- Jak się czujesz? – spytała Laura.
- Jestem skołowany – przyznał, ale prawie nie czuję biodra – dodał i odwinął prześcieradło.
Na jego skórze formował się już siniak niezbyt dużej wielkości.
- Znieczulenie zapewne ma swoje skutki uboczne – powiedziała jego siostra. – Nie wyobrażam sobie ile musieli ci tego podać, żeby zwalić cię z nóg.
- Dla alf to trudniejsze – przypomniał jej.
Oddawanie krwi nie było łatwe, kiedy jego rany goiły się same, dlatego większość starała się unikać szpitali. To był jeden z powodów, dla których Laura nastawała, aby stał się przykładem dla pozostałych. Oddał próbki do banku, ponieważ potrzebowali dobrej prasy w tamtym okresie i dopiero teraz przestał tego żałować. Nie przepadał za robieniem czegokolwiek na pokaz, ale to po raz pierwszy miało dobry finał. Uratował komuś życie. Miał wrażenie, jakby nadzieja wstępowała w niego ponownie.
- Szkoda, że biorcą nie jest jakaś mała bezbronna omega – rzuciła jego siostra.
- Twój cynizm mnie zabija – odparł.
- Gdyby nie mój pragmatyzm – poprawiła go. – Nie bylibyśmy w tym miejscu, braciszku. Poza tym ktoś musi cię pilnować. Masz o wiele za dobre serce. Chcę, żeby zrobili ci zdjęcia przed szpitalem, kiedy będą cię wypisywali. Jakim cudem prasa już teraz nie pakuje się tam oknami i drzwiami? – spytała z niedowierzaniem.
- Mam narzekać na to, że nareszcie jakaś placówka zapewniła mi prywatność? – zakpił.
- Jesteś nieudacznikiem – odparła. – Nie potrafisz myśleć strategicznie – dodała.
- Ja też cię kocham – westchnął.
ooo
Wyszedł z sali z trudem, czując się trochę dziwnie, że nie towarzyszy mu żaden ochroniarz, ale oddział był ściśle zabezpieczony. Pacjenci znajdujący się na tym piętrze sporo przeszli i personel starał się nie doprowadzać do sporej liczby odwiedzin. Bakterie były ich największym wrogiem, kiedy już poradzili sobie z własnymi ciałami. Derek potrafił wyobrazić sobie raka krwi, toczącego powoli jego ciało i tym bardziej doceniał szczęście, które miał.
Zaproponowano mu wózek inwalidzki, ale na pewno nie zamierzał dać się sfotografować na nim przed szpitalem. Samochód miał czekać przed drzwiami, a on miał udać, że przemyka cichcem. Nic innego niż robili przez ostatnie lata.
Lekarz, który przyjmował go na oddział, przygotował już dla niego wypis i pozostawało mu jedynie złożyć swój własny podpis. Zamierzał w przyszłości zastanowić się nad datkiem dla tego miejsca. Nikt nie traktował go jakoś specjalnie, chociaż musieli znać jego twarz z telewizji. Ci ludzie naprawdę nieśli pomoc, nie jak te lalki fundacji, które spotykał na balach charytatywnych wcześniej. Najchętniej przebywałby właśnie z nimi.
- Derek? – spytał ktoś niepewnie.
Odwrócił się instynktownie, oczekując prawie tego, że oślepi go flesz aparatu, ale młody mężczyzna, który wpatrywał się w niego w czystym szoku, stał jak sparaliżowany na środku korytarza. Sam miał wrażenie, jakby czas się zatrzymał.
- Stiles – powiedział jedynie.
- Derek – westchnął mężczyzna i coś dziwnego się pojawiło w jego wzroku.
Miał wrażenie, że Stiles zacznie zaraz płakać, co na pewno nie było reakcją, której się spodziewał. Nie liczył, że spotkają się jeszcze kiedykolwiek, ale najwyraźniej los zgotował dla niego coś z goła innego.
- Chryste – wyrwało się Stilesowi. – Derek – załkał i to przyciągnęło uwagę lekarza.
- Panie Stilinski? Wszystko w porządku? – spytał mężczyzna.
Stiles zakrył usta i zaczął się trząść, a potem potrząsać głową z taką siłą, że Derek zaczął się zastanawiać czy zaraz sobie nie skręci sam karku. Zdenerwowanie zmieszane z ulgą, które biło z jego ciała prawie przyćmiewało wszystko inne.
- Musisz tutaj zostać – powiedział Stiles nagle, podchodząc do niego o wiele bliżej.
Nie widzieli się ponad dziesięć lat. Nawet jedenaście, ale te złote oczy pamiętał do dzisiaj.
- Musisz tutaj zostać. Daj mi tylko wytłumaczyć – podjął ponownie Stiles. – O mój Boże – wyrwało mu się. – Powiedział pan, że przeszczep może zostać odrzucony – zaczął mężczyzna, patrząc na skonsternowanego lekarza. – Chryste, szukałem cię tak długo, a ty stoisz tutaj jak gdyby nigdy nic – przerwał sam sobie i to było przyjemnie znajome. – Słuchaj, Derek, wiem, że nie widzieliśmy się jedenaście lat, ale… Moja córka ma białaczkę. Dzisiaj miała przeszczep i istnieje ogromne ryzyko, że zostanie odrzucony, bo ani ja ani ojciec nie mogliśmy zostać dawcami, a jeśli dawcą jest członek rodziny, ryzyko się zmniejsza. Tak twierdzi lekarz – podjął Stiles pospiesznie.
- Panie Stilinski, rozumiem, że ma pan jak najlepsze intencje, ale dawcą nie może zostać ktokolwiek. Wiem, że ma pan dobre intencje, ale już to tłumaczyłem – wyjaśnił lekarz i wydawało się, że nie przeprowadzali po raz pierwszy tej rozmowy.
- Nie, nie rozumie pan. On jest drugim ojcem – powiedział Stiles, patrząc na lekarza swoimi wielkimi złotymi oczami. – On jest drugim ojcem. Nie mogłem go znaleźć, ale jest. Musimy przeprowadzić badania. Wiem, że Maya przeszła dwa dni temu jeden przeszczep, ale jeśli go odrzuci, on jest jedyną szansą mojej córki – warknął mężczyzna.
Derek spojrzał na niego w pełnym szoku.
- Córki? – spytał z niedowierzaniem.
Stiles odwrócił się do niego pospiesznie.
- Wiem, że to wiele, ale nie możesz jej tak zostawić – powiedział mężczyzna. – Po prostu nie możesz…
- Panie Stilinski – zaczął lekarz.
- Przeszczep dwa dni temu? – upewnił się Derek. – Oddawałem szpik dwa dni temu. Alfie. Nie wiem poza tym nic.
Stiles spojrzał na niego zszokowany.
Lekarz zaczął przeglądać karty, ale Derek wiedział jak rzadko trafiali się dawcy. Uprzedzono go, że może być jedyną szansą dla tej alfy. W końcu zgodność genetyczna nie była codziennością, chociaż coraz więcej osób rejestrowało się w bankach takich jak ten w Nowym Jorku. Uprzedzono go, że baza była ogólnoświatowa i mógł oddawać szpik nawet dla kogoś w Bangladeszu, gdyby to było konieczne.
- Alfie – powtórzył słabo Stiles. – Tutaj był tylko jeden przeszczep dwa dni temu – dodał.
ooo
Laura odebrała telefon po pierwszym dzwonku i Derek czuł się trochę jak tchórz, ale zamknął się w pokoju lekarza, który przeprowadzał pobranie jego szpiku. Dłonie trzęsły mu się niemożliwie. Stiles pomknął do swojej córki, upewniając się, że lekarze mieli jego numer telefonu. Tak na wszelki wypadek – powiedział. Derek jednak niewiele słyszał. Niewiele do niego dochodziło.
- Odwołaj fotografów – powiedział krótko i rzeczowo.
- Derek – jęknęła.
- Na razie nie opuszczę tego budynku – poinformował ją sztywno.
- Coś się stało? Wszystko w porządku? Masz infekcję? Czytałam, że możesz czuć się gorzej, ale może to tylko znieczulenie. Twoje ciało sporo przyjęło – zaczęła pospiesznie, ale słyszał zmartwienie w jej głosie.
- Spotkałem Stilesa – przerwał jej. – Alfa, której oddawałem szpik to jego córka. Jestem jej ojcem – powiedział, smakując każde słowo na języku bardzo ostrożnie.
Lekarz coś mówił do niego, tłumaczył mu, że przepisy były takie, że nigdy nie powinni się ze Stilesem nawet spotkać. Trzymali go na tym oddziale, przez względy bezpieczeństwa. Ordynator stwierdził, że będzie miał największą prywatność właśnie tutaj. Cały czas przewijały się kwestie jego personalnych danych i ten beta nie mówił nic o jego córce. Stiles milczał, jakby był porażony faktem, że jego córka dostała jednak odpowiedni szpik.
- Czekaj? Co ty mówisz? Naćpali cię? – spytała Laura pospiesznie. – Ten Stiles, którego spotkałeś raz w Beacon Hills i spędziłeś z nim jedną noc? Po jednej nocy macie razem dziecko? Zastanów się nad tym Derek. Twoja twarz jest w każdych wiadomościach. Nie wydaje ci się to ani trochę podejrzane? – spytała.
Nie był pewien co myśleć. Miał taką pustkę w głowie jak nigdy.
- Zbieżność genetyczna. Szukał mnie, kiedy okazało się, że mała jest chora i jego strona rodziny nie może być dawcami. Nie znał mojego nazwiska. Tylko imię i pewnie sądził, że jestem gdzieś z okolicy, ale nie udało mu się – powiedział, chociaż to było oczywiste.
Derek przebywał przez ten cały czas w Nowym Jorku.
- Jestem dawcą szpiku dla niej. Pokrewieństwo to prawie pewność – westchnął. – Wiesz jakie są szanse na znalezienie dawcy w takim przypadku – dodał.
- Wiem i wiem, że jakieś istnieją. Nie mówię, że to zaplanował. Jedynie, że skorzystał z sytuacji. Zobaczył ciebie, dodał dwa do dwóch i wyszła z tego historia. Nie rób nic na razie. Nie udzielaj żadnych oświadczeń, bo inaczej się z tego nie wygrzebiesz Derek – powiedziała. – Dzisiaj w nocy będę u ciebie. Masz zakaz udzielania wywiadów.
- Laura – westchnął.
- Jesteś zmęczony i skonfundowany. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek to wykorzystał – rzuciła, zanim rozłączyła się.
ooo
Stilesa nie było nigdzie w polu widzenia, kiedy w końcu wyszedł z gabinetu lekarza. Na tym piętrze nie było wielu sal, ale te do których wstęp był ograniczony przepisami były dobrze opisane, więc zaglądał po kolei przez szybki aż trafił do tej, gdzie Stiles okutany w fartuch jednorazowy przeczesywał palcami włosy pobladłej dziewczynki. Miała maskę na twarzy, która zapewne miała powstrzymać dodatkowo bakterie przed dostaniem się do jej ust. Kroplówki, które podłączono do jej chudych ramion sprawiały, że wyglądała na jeszcze mniejszą. Mogła mieć około dziesięciu lat, co potwierdzało wersję Stilesa.
Próbował nad tym pomyśleć na spokojnie, ale to nie było łatwe. Spotkali się tylko raz, ale to było najlepsze dwanaście godzin jego życia. Nigdy nie rozmawiał z nikim tak szczerze i tak długo. Znał Stilesa i wiedział, że chłopak nie okłamałby go. Nie dziesięć lat temu, ale teraz wszyscy się zmienili, a przynajmniej miał takie wrażenie.
Stiles przeczesywał jej włosy nadal, chociaż mała zasypiała, najwyraźniej zmęczona. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał wprost na niego, jakby zorientował się, że jest obserwowany. Derek miał ochotę się schować, a jednocześnie nie mógł odlepić stóp od ziemi. Stiles spoglądał na niego dość długo i nie widział jego ust ani nosa, ukrytych pod jednorazową maseczką, ale te oczy potrafiły wyrazić tak wiele.
Nie rozmawiali, ponieważ Stilinski nie wyszedł z sali córki przez całe popołudnie. Pielęgniarki wchodziły do środka i zmieniały kroplówki. Część z nich zamieniała kilka zdań ze Stilesem. Lekarz zajrzał dwukrotnie i Derek nie słyszał żadnej z tych rozmów. Wszystko odbywało się za zamkniętymi drzwiami i nie miał pojęcia dlaczego jeszcze tutaj stał, ale w końcu jedna z pielęgniarek podsunęła mu krzesło, które przyjął z wdzięcznością.
To był najbardziej ciszy oddział, który odwiedził. Słyszał jedynie równomierne stukanie na klawiaturze i od czasu do czasu dźwięki wzywanych pielęgniarek do sal, gdzie skończyły się pacjentom kroplówki. Nie wiedział, że tak w małym ciele mieściło się tak wiele płynów, ale córka Stilesa była cały czas do czegoś podłączana. Mierzono jej temperaturę i poklepywano po plecach.
Laura znalazła go siedzącego przed szybką i Derek nie mógł oderwać wzroku od uśmiechu Stilesa, kiedy mała nareszcie otworzyła oczy. Rozmawiali o czymś, chociaż wyraźnie była zmęczona. Stiles powiedział coś do niej, a jej uśmiech stał się jeszcze szerszy, a potem spojrzała w jego kierunku i uniosła rękę, jakby chciała do niego pomachać. Miał wrażenie, że jego serce przestało bić. Stiles musiał jej pomóc, bo była zbyt słaba na ruch, ale to i tak było niesamowite.
- To naprawdę twoja córka – powiedziała Laura zszokowana.
- Co? – wyrwało mu się.
- Popatrz na jej oczy. Tylko alfy Hale mają ten kolor – rzuciła.
Faktycznie oczy małej były intensywnie zielone. Ich geny były silne, ale nie sądził, że to będzie widoczne w aż tak młodym wieku.
Stiles pogłaskał ją po głowie, kiedy zamykała oczy, zasypiając ponownie i bardzo ostrożnie wyszedł z sali, ściągając z siebie fartuch i rękawiczki. Wszystko wrzucił do kosza, który znajdował się tuż przy drzwiach. Wyglądał na prawie odprężonego, chociaż spiął się nieznacznie na widok Laury.
- Uhm, dobry wieczór – powiedział ostrożnie Stiles. – Chyba się nie znamy. Jestem Stiles, tata Mayi. Chciałem, chciałem podziękować, bo pani mąż zrobił coś naprawdę wspaniałego – dodał ostrożnie.
Derekowi nie umknęło, że nie wspomniał o jego ojcostwie.
- Laura – odparła jego siostra, unosząc brew do góry.
Ścisnęła nawet dłoń Stilesa powstrzymując się od głupkowatych komentarzy.
- Siostra Dereka – uściśliła.
Stiles wydawał się dość zaskoczony, ale opanował się pospiesznie i wziął głębszy wdech, kiedy na niego spojrzał.
- Słuchaj, chciałem przeprosić za tamto – powiedział pospiesznie mężczyzna. – Maya miała gorączkę, to dzieje się czasem, kiedy przeszczep jest odrzucany. To była nasza jedyna szansa. Byłem pewny, że ona umrze – wyjaśnił.
- Czyli to nie jest córka Dereka? – spytała rzeczowo Laura.
- Och – wyrwało się Stilesowi i zaczerwienił się wściekle. – Jest, nie chciałem tylko tego przekazywać w ten sposób – przyznał, rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Pomachała mi – wtrącił Derek niepewnie. – Co jej powiedziałeś?
Stiles wydawał się początkowo nie rozumieć, ale uśmiechnął się do niego kwaśno.
- Powiedziałem jej, że to ty jesteś dawcą. Dzieci tutaj rozumieją te pojęcia dość dobrze. Ona wie co to oznacza, chociaż ma tylko dziesięć lat. Sporo przeszła, nie zarzuciłbym jej informacjami o tobie – prychnął Stiles. – Nie jestem, aż tak chaotyczny, żeby…
- Jesteś chaotyczny – wszedł mu w słowo Derek. – Masz ADHD – przypomniał mu.
Stiles wydawał się naprawdę zaskoczony.
- Pamiętasz takie rzeczy – zaśmiał się mężczyzna, drapiąc się nerwowo po karku. – Faktycznie nadpobudliwość to jedna z moich cech, ale to trochę się zmniejszyło później. Po prostu chciałem powiedzieć, że to były ciężkie trzy dni. Pogorszyło się jej, powiedzieli, że mają dawcę i później zaczęła odrzucać przeszczep. Walczymy z tym cholerstwem od roku. Wiem, że mamy cholerne szczęście, ale… - urwał i wyglądał na naprawdę zmęczonego.
Derek nie wyobrażał sobie przechodzić czegoś takiego samemu.
- Prawdę powiedziawszy byłbym ci wdzięczny, gdybyś mi powiedział co teraz – westchnął Stiles.
- Co? – spytał niepewnie.
- Szukałem cię, przyznaję, ale… Nie wiem co teraz. Chcesz ją poznać? – spytał wprost Stiles. – Nie zmuszę cię do tego, ale skoro mam okazję, chciałbym móc jej powiedzieć trochę więcej o tobie, kiedy spyta kto jest jej ojcem. Historia, którą mam na pewno nie nadaje się dla dzieci – dodał, czerwieniąc się wściekle, kiedy zdał sobie sprawę co powiedział. – Wiem, że to jest wiele do przetrawienia i, że jesteś z Nowego Jorku. Nie wyobrażam sobie po prostu… Zostań chociaż dzień i zastanów się nad tym. Ona nie będzie na ciebie zła czy coś. Powiedziałem jej, że nie zostawiłeś nas. Po prostu o nas nie wiedziałeś. I że pewnie ucieszyłbyś się, gdybyś nas znalazł, ale… - urwał. – Wiem, że to nie jest łatwe do przetrawienia. I nie mówię, że masz podejmować decyzję teraz. Pewnie bilety z Nowego Jorku kosztowały majątek, a San Fran to niespecjalnie tanie miasto, ale mają tutaj pokoje dla rodzin pacjentów, którzy pozostają tutaj czasem miesiącami. Pogadam z lekarzem i może uda się to zorganizować tak, że zarezerwujemy jeden na mojego ojca i zostaniesz tam do jutra? – spytał Stiles z nadzieją. – Maya dzisiaj będzie spać całą noc. W zasadzie dopiero zaczęła się budzić. Jest dość słaba, ale może jutro…
- Proponujesz mojemu bratu, żeby został tutaj? – spytała Laura, marszcząc brwi.
Stiles zaczął nerwowo drapać się po karku i jego policzki niemal płonęły.
- Jeśli tylko chcesz ją poznać. Mogę jej nawet nie powiedzieć kim jesteś. Dawcy to też ktoś specjalny. Dałeś jej życie – powiedział pospiesznie Stiles.
- Drugi raz – wtrąciła Laura.
- Tak, w zasadzie masz rację – rzucił Stiles i zrobił głębszy wdech. – Proszę cię tylko, żebyś nie wyjeżdżał od razu – powiedział mężczyzna, patrząc mu prosto w oczy.
ooo
Laura wynajęła dla nich pokoje w hotelu. Dziennikarze nie czekali na nich przed szpitalem ani w żadnym innym miejscu. Nie był pewien nawet czy był w stanie funkcjonować. Maya była jego córką, widział to w jej oczach. Miała brwi Hale'ów. Kiedy opanował się na tyle, aby faktycznie coś do niego dochodziło, zaczął zauważać te wszystkie drobiazgi.
- Wygląda jak Cora – powiedziała Laura, odkładając swoją torebkę na fotel.
Nie mógł nie przyznać jej racji. Ich najmłodsza siostra zginęła wraz z rodzicami. Teraz miałaby dwadzieścia jeden lat. Maya była dokładnie w jej wieku, kiedy Cora zmarła w pożarze.
- Albo faktycznie nas nie zna, albo świetnie udaje – powiedziała Laura.
- Nie Stiles – westchnął.
- Cały czas to powtarzasz. Znałeś go jeden dzień jedenaście lat temu, Derek. Ludzie się zmieniają. Pewnie nie skończył szkoły, mieszka z ojcem i będzie miał rekordowe rachunki za opiekę medyczną za małą – rzuciła Laura.
- Gdyby chciał, alimenty miałby od ręki – odparł Derek, starając się brzmieć racjonalnie. – Ale dał mi wybór. Kazał mi się zastanowić.
Laura przewróciła oczami.
- Wiem, że chcesz ją poznać, ale nie możesz przeprowadzić się do Kalifornii. Jak sobie to wyobrażasz? – spytała wprost. – Jesteś Alfą Nowego Jorku. Startujesz do fotelu gubernatora – przypomniała mu całkiem niepotrzebnie.
- Mam tydzień, zanim będę musiał wrócić – stwierdził tylko.
Otworzyła usta, ale szybko je zamknęła na widok jego miny.
- Wiem, że jesteś w szoku, że masz córkę i wiem co czujesz. Wierz lub nie, ale jestem ciotką. Derek, to jednak coś więcej. Ona będzie chciała cię poznać, a kiedy to zrobi, urywanie z nią kontaktu to bestialstwo – powiedziała. – Zamierzasz wywalczyć opiekę? Wiesz, że nie może zostać oficjalnie twoim dzieckiem. Jeśli prasa wyniuchałaby, że masz dziesięcioletnią córkę, nie uwierzyliby, że to czysty zbieg okoliczności. Sądziliby, że ukrywałeś ją przez cały czas.
- Ale to nieprawda – powiedział słabo, chociaż akurat to się nie liczyło i wiedział o tym doskonale. – Poza tym Stiles nie może jej powiedzieć od tak, że się znalazłem. Na razie przedstawi mnie jako dawcę i zobaczymy co będzie dalej.
- Już podjąłeś decyzję – odgadła Laura bez trudu.
- Podjąłem ją jedenaście lat temu – odparł i wziął głębszy wdech.
ooo
Stiles był prawie przezroczysty, kiedy spotkali się następnego ranka. Ściskał w dłoni kubek kawy, kiedy stał naprzeciwko szyby, obserwując jak pielęgniarki zajmowały się jego córką. Jego ubrania były niemożliwie wymięte, jakby spał w nich przez całą noc, chociaż miał na pewno inną koszulkę niż dnia poprzedniego. Derek dopiero teraz zaczynał dostrzegać, że kiedy widzieli się ponad dziesięć lat temu, chłopak był szczupły i to nie zmieniło się pomimo upływu lat. Jego długie kończyny poruszały się z płynnością, która nie powinna być naturalna dla kogoś tak chudego. Pieprzyki na policzkach wyglądały na tylko wyraźniejsze, pewnie podkreślone przez bladą karnację.
- Och – wyrwało się Stilesowi, kiedy ich dostrzegł.
- Jak Maya? – spytał Derek.
Niewiele mówił poprzedniego dnia, ale chciał się dowiedzieć jak najwięcej. Laura chciała go za siedem dni z powrotem w Nowym Jorku. Nie miał zbyt wiele czasu.
- Mieliśmy ciężką noc – przyznał Stiles. – Gorączka wróciła. Lekarz mówił, że to normalne. Wiesz jak to się odbywa, prawda? Ona nie ma prawie odporności. Kichnięcie może ją zabić, dlatego używamy tych fartuchów cały czas – westchnął Stiles.
Derek miał ochotę spytać dlaczego mężczyzna do niego nie zadzwonił, ale zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie miał prawa czegoś podobnego żądać. Stiles nie wiedział w końcu, że zamierzał faktycznie poznać Mayę. Może zostać naprawdę jej ojcem, jeśli oboje by sobie tego życzyli, chociaż pojęcia nie miał jak miałoby wyglądać ich życie.
- Spałeś w ogóle? – spytała Laura rzeczowo.
Stiles uśmiechnął się krzywo.
- Wyśpię się, kiedy wrócimy do domu – rzucił mężczyzna bez wahania.
- I sądzisz, że jak długo pociągniesz? – spytała jego siostra.
- Laura – warknął.
- Hej, spokojnie. Pielęgniarki budzą mnie, kiedy dzieje się coś nieodpowiedniego. Wszyscy są tutaj na ostatnich oparach. Kilka tygodni temu bakteria przedostała się na oddział. Przeniesiono nas i chociaż nikt nie umarł, strach pozostał – przyznał Stiles i wziął głębszy wdech. – Chryste, jest taka krucha – powiedział spoglądając ponownie na córkę.
- Chciałbym ją poznać, jeśli pozwolisz – wtrącił Derek.
Stiles spojrzał na niego całkiem zaskoczony i uśmiechnął się lekko.
- Naprawdę? Na pewno się ucieszy. Ma pełno wujków. Scott, mój przyjaciel odwiedza ją dość często. Koledzy taty z pracy traktują ją prawie jak członka rodziny – wyliczył Stiles.
- Scott? – podchwyciła Laura.
- Jak Scott mój przyszywany brat. Zaręczył się kilka miesięcy temu. Maya miała sypać kwiatki na ich ślubie. Allison to świetna dziewczyna, pracowaliśmy razem w bibliotece – wyjaśnił Stiles.
Laura pokiwała głową, jakby przyjmowała to do wiadomości.
- Nie masz problemu z urlopem? – upewniła się jego siostra, co nie było aż tak dyskretne.
- Urlopu – podchwycił Stiles. – Pewnie powinienem był powiedzieć od razu. Zajmuję się pisaniem książek dla dzieci. Jeśli mam laptop, pracuję z każdego miejsca. Doganiamy z Mayą kolejny deadline, ale nie sądzę, żeby cokolwiek was zainteresowało, chyba że masz własne dzieci to mogę poprosić mojego wydawcę o kilka kopii – rzucił Stiles. – Jeśli chciałaś się zorientować kto będzie przy Mayi, kiedy będę musiał wrócić do pracy, to nie jestem sam – powiedział Stiles wprost i Derek poczuł jak jego serce przestaje bić na tę chwilę. – Mam ojca, przyszywanego brata i jego narzeczoną. I mam nadzieję, że mój tata się w przyszłości oświadczy bardzo miłej pielęgniarce, która od prawie dwudziestu lat wyciąga kule z jego ciała – prychnął.
- Kule? – spytała Laura.
- Tata Stilesa jest szeryfem – odparł.
Mężczyzna znowu wydawał się zaskoczony.
- Pamiętałeś – rzucił Stiles, a potem potrząsnął głową, jakby chciał się pozbyć nieprzyjemnych myśli. – Lekarz mówił, że przyleciałeś z Nowego Jorku. Co tam porabiasz? – spytał ciekawie.
- Prowadzę własny biznes – odparł, zanim zdążył się zastanowić.
Stiles uśmiechnął się lekko.
- Coś takiego jak planowałeś? Mówiłeś, że chcesz pomagać ludziom. Zawsze zastanawiałem się czy nie założysz klubu dla młodzieży – powiedział mężczyzna.
Derek kilka z nich otworzył w ubiegłym roku i faktycznie powstały z jego inicjatywy.
- W zasadzie też zastanawiałem się nad czymś podobnym, kiedy Maya zaczęła dorastać i spędzałem w domu coraz więcej czasu sam. Jakaś mała księgarnia z kącikiem dla dzieci – rzucił Stiles.
- Ale piszesz książki – wtrącił Derek.
Stiles podrapał się znowu po karku, co było równie przyjemnie znajome, co ten rumieniec, który wykwitał na jego policzkach.
- To był przypadek. Mój obecny wydawca ma siostrzenicę, która bawiła się z Mayą, kiedy miałem zmiany w bibliotece. Opowiadałem jej zawsze coś, żeby się nie nudziła i dzieciaki dołączały się. Chryste, połowa z tego to były rzeczy, które robiliśmy ze Scottem, kiedy byliśmy jeszcze idiotami, ale oczywiście z morałem – westchnął Stiles. – To się w zasadzie wzięło od tego, że nie chciałem, żebyśmy mieli w domu telewizor. Chciałem, żeby czytała i wiesz… Jakoś tak samo się wzięło – zakończył nieskładnie.
- Nie masz w domu telewizora? – spytała Laura z niedowierzaniem.
- Mój tata ma. Oglądamy na nim mecze w niedziele. Maya była w szoku, kiedy weszliśmy po raz pierwszy do szpitala i zorientowała się, że dzieci w jej sali głównie oglądały kreskówki. Nie lubi ich – wyjaśnił Stiles. – Uważa, że są zmyślone i nieprawdziwe, co jest akurat prawdą, ale chyba w tym rzecz. Ona woli opowieści, które mogły zdarzyć się naprawdę i przez dwa miesiące czytałem im do snu. Scott był wściekły, kiedy mnie zastępował, bo ma dysleksję, a to są te uciekające literki – rzucił Stiles. – I słabo mu się czyta, ale Allison powiedziała, że to dobry trening przed ich dzieckiem i… - urwał. – Chyba znowu paplę bez sensu. Możecie mi przerwać w każdej chwili, nie obrażam się. Zamknij się Stiles, działa idealnie – rzucił, biorąc kolejny łyk pewnie chłodnej już kawy.
Laura uniosła brew, jakby nie miała pojęcia co z tym zrobić.
- Jadłeś coś dzisiaj? – spytała wprost.
- Ja… - zaczął Stiles i spojrzał na zegarek.
- Dobra, nieważne. Przyniosę ci śniadanie z bufetu i dwie kawy dla nas – poinformowała ich i odeszła, zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować.
Stiles spojrzał w ślad za nią i przetarł swoją twarz.
- Chryste, chyba mnie nie lubi – stwierdził mężczyzna.
- Ona nie lubi nikogo – odparł Derek. – Znaczy… Laura po prostu taka jest – dodał niezręcznie, starając się jakoś z tego wybrnąć.
Stiles zaśmiał się lekko i spojrzał na swoje stopy. Zapadła między nimi krępująca cisza. Nie był pewien co mógłby powiedzieć.
- Więc nie masz telewizora – stwierdził Derek.
Stiles wyszczerzył się do niego szeroko.
- Nie mam telewizora i czytam dzieciom historie o dzielnym szeryfie z małego miasteczka – powiedział mężczyzna. - To cały ja – rzucił, wzruszając ramionami.
