Tytuł oryginału: Where Shadows Go (link w moim profilu)
Autor: Snapegirlkmf
Zgoda: jest
Beta: Zil
1. Pożegnanie bohatera
11 wrzesień 1981
— Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby uczcić pamięć i opłakiwać bohaterską, aczkolwiek przedwczesną śmierć Jamesa Charlesa Pottera, który jak wiemy wolałby, żeby ludzie pamiętali jego życie, a nie śmierć. Chociaż prawdą jest, że auror Potter zmarł w trakcie pełnienia obowiązków służbowych, zabijając jednego z najbardziej znanych mrocznych czarodziejów, jakim był Tom Riddle, znany bardziej, jako Lord Voldemort, wierzę, że James zostanie raczej zapamiętany nie, jako bohater, który zniszczył Voldemorta, ale jako kochający mąż i ojciec oraz najlepszy przyjaciel, o jakim każdy facet może tylko marzyć. — Syriusz Black przerwał przemowę by wytrzeć łzy, które popłynęły mu z oczu.
Remus, który stał po jego lewej stronie, by oferować mu wsparcie moralne, podczas gdy jego najlepszy przyjaciel wygłaszał mowę pożegnalną, w roztargnieniu zaoferował animagowi chusteczkę.
— Trzymaj, Siri. Wydmuchaj nos, weź głęboki oddech. To już prawie koniec. — Syriusz wziął ofiarowaną chusteczkę z wdzięcznością.
— Dzięki, Lunatyk. Gdyby ciebie tutaj nie było i Severusa tam… — Black szarpnął głową w kierunku uzdrowiciela ubranego w białe szaty galowe, który stał trochę bardziej na lewo od niego, trzymając pocieszająco rękę na ramieniu żony Jamesa. — Pewnie wyłbym teraz, jak wariat. Ja… Nienawidzę pożegnań, Lunatyk. — Ponownie wytarł oczy w chusteczkę, a następnie wziąwszy głęboki oddech i opanowawszy się, obrócił się twarzą do sporej liczby żałobników zgromadzonych przy grobie aurora Jamesa Pottera.
— Przykro mi. Ja… Nie chciałem, was przetrzymywać — ciągnął Syriusz niezręcznie. — James by tego na pewno nie chciał. Kiedyś, podczas naszego pierwszego „przypadku" w pracy, gdy polowaliśmy na przestępcę o nazwie Red Blade, James powiedział mi, że gdyby kiedykolwiek zginął w trakcie pełnienia obowiązków, to chciałby, aby każdy wypił toast i zastanowił się, jaką będzie przyczyną chaosu w niebie, opowiadając dowcipy z wszystkimi aniołami i śpiewając, zupełnie bez wyczucia tonu w chórze. Bo każdy, kto znał Jamesa wie, że nie potrafił śpiewać, nawet gdyby ta umiejętność miała uratować mu tyłek. — Niektórzy żałobnicy zaśmiali się cicho na komentarz Syriusza, bo niezaprzeczalnie miał rację. James mógł czarować panie aparycją, ale jego głos, gdy śpiewał brzmiał gorzej niż wycie psa. — Wszyscy wiemy, jak bardzo James kochał dobrą zabawę. On nigdy nie był szczęśliwszy, niż w chwili, gdy mógł być ze swoją rodziną i przyjaciółmi, żartując i płatając figle. W szkole zawsze był w tarapatach za robienie kawałów w czasie, gdy powinien się uczyć… zresztą ja także. Faktem jest, że udało nam się zdać SUMy w Hogwarcie tylko dlatego, że nasz przyjaciel, uzdrowiciel Snape, uczył nas. Dzięki, Sev. Wiem, że doprowadzaliśmy cię do szaleństwa. Myślę, że groziłeś nawet raz James przywiązaniem do krzesła, ponieważ nie mógł usiedzieć wystarczająco długo, aby przeczytać zadany akapit. — To oświadczenie wywołało jeszcze więcej śmiechu.
— Właściwie, to było zaklęcie klejące, Siri — powiedział cicho Severus, uśmiechając się na samo wspomnienie.
Stojąca obok niego, pełna wdzięku, rudowłosa Lily Potter chlipnęła i powiedziała ze smutkiem:
— Czasami mógł wyprowadzić świętego z równowagi, Sev, ale Merlinie… Będę za nim tęsknić. — Szybko spuściła oczy na ziemię, ale nie było w nich łez. Jeszcze nie. Postanowiła, że nie załamie się publicznie, pomimo iż utrata męża zostawiła otwartą ranę w jej sercu.
— Wiem, Lil. Wszyscy będziemy, a szczególnie Harry — odpowiedział uzdrowiciel.
Syriusz wspominał teraz młodzieńcze wyprawy Jamesa, z których dwie znał wręcz na pamięć, jako że był częścią wielu z nich. Cała ich piątka była przyjaciółmi, ale także towarzyszami dziecięcych zabaw. Lily i Severus byli sąsiadami, a Jamesa, Syriusza i Remusa spotkali w Hogwarcie. Początki ich znajomości nie były najlepsze, a wszystko za sprawą przydziału. Severus trafił do Slytherinu a Lily do Ravenclaw, reszta została Gryfonami. Szybko odrzucili odwieczną rywalizację Domów i stali się przyjaciółmi. To była przyjaźń, która trwała przez cały okres nauki i przetrwała także po jej zakończeniu.
— A skoro mowa o Harrym, to gdzie on jest?
Lily podniosła głowę, z jej zielonych oczu bił smutek:
— On jest z moimi rodzicami, Sev. Nie chciałam żeby był na pogrzebie, jest zbyt mały, żeby cokolwiek zrozumieć, a to by go tylko zdenerwowało. Zacząłby się rozglądać za Jamesem i w kółko wołać „tata". To po prostu złamałoby mi serce, Sev.
Severus ponownie lekko ścisnął jej ramię, dodając tym otuchy.
— Wiem, kwiatuszku — wymamrotał, używając zdrobnienia, które wymyślił dla niej dawno temu, gdy zaświtała mu myśl o umówieniu się na randkę. Ale wówczas pojawił się przystojny James i zagarnął Lily dla siebie. — Pewnego dnia będziesz musiała opowiedzieć mu o jego ojcu, bo tak naprawdę nie będzie go w ogóle pamiętał. Ale na razie... Jak się trzymasz, Lily? — W chwili, gdy tylko słowa opuściły usta, chciał móc samemu się kopnąć. Jak myślisz, Snape, idioto, jak ona może się czuć? Właśnie straciła męża, na litość Merlina!
Lily posłała mu zmęczony uśmiech.
— Ja… Myślę. Chodzi o to wszystko, co mogę zrobić, właśnie teraz. Chcę tylko, żeby to się skończyło. James nigdy nie był zwolennikiem długich pożegnań. Znałeś go. Zawsze było tak samo: „Cześć kochanie, do zobaczenia rano! Daj buziaka szkrabowi za mnie, a ja wrócę tak szybko, jak tylko kopnę Voldiego w ten jego łuskowaty tyłek!". Potem szybko mnie cmokał, przytulał i odchodził, z różdżką w ręku, gotowy nauczyć tego oślizgłego nekromantę, co to znaczy zadzierać z aurorem Potterem. — Lily zachlipała ostro. — Boże, jak on kochał swoją pracę, Sev. Ale były czasy kiedy chciałam żeby po prostu został w domu, ze mną i z Harrym.
— To by nigdy nie przeszło z Jamesem — powiedział Severus szczerze. Wspaniale,Severusie!Co z ciebie za przyjaciel, skoro, przypominasz wdowie o tym, że jej mąż nigdy nie mógł za długo usiedzieć w domu. Chciał się walnąć w łeb, ale nie był w najlepszej formie podczas pogrzebów. Nienawidził ich. Podczas swojego krótkiego, zaledwie dwudziestojednoletniego życia, widział ich już zbyt wiele, a jako uzdrowiciel duszy bał się ich jak ognia. Zawsze był tak bardzo skrępowany, nigdy też nie umiał znaleźć odpowiednich słów, by pocieszyć tych, którzy właśnie stracili kogoś bliskiego, gdyż „przykro mi" było według niego po prostu niewystarczające.
— Nie — przytaknęła Lily. — Zawsze wiedziałam, że zginie albo śmiercią bohatera albo zabije się, wykonując jakieś szalony wyczyn podczas gry w quidditcha, ponieważ James nie był człowiekiem, który mógł odejść z tego świata ze starości we własnym łóżku. Był jak Spartanin ze starożytnej Grecji, który wracał z akcji z tarczą albo na niej, z należną chwałą i czcią, gotowy umrzeć w walce. — Zacisnęła wargi, zdenerwowana. — Cieszę się jednak, że umarł robiąc to, co kochał najbardziej - ratując niewinnych z rąk szumowin takich jak Riddle, i wiedząc, że jego ofiara będzie pamiętana. To by mu odpowiadało.
— Tak. Jestem pewien, że patrzy teraz z nieba i przeklina artystę, który wykonał rzeźbę w Ministerstwie, mówiąc, że był znacznie ładniejszy niż to dzieło i zastanawiając się dlaczego nie mógł rozdeptać starego Voldiego butem, jak gladiator pokonanego przeciwnika w starożytnym Rzymie? Ale przynajmniej przejdzie do historii, jako jeden z trzech czarodziejów, który zabił Voldemorta.
— Czterech. — Lily cicho poprawiła przyjaciela. — Nie bądź taki skromny, uzdrowicielu.
Severus machnął lekceważąco ręką.
— Ja tylko wymyśliłem jakiś tam eliksir, Lily. To James, Łapa i Lunatyk wykonali kawał prawdziwej roboty, walcząc z nim i jego Wewnętrznym Kręgiem, w ostatecznej bitwie.
— Gdyby nie mieli choć trochę twojego Wywaru Unieważniającego Magię, Sev, to na pewno nigdy nie byliby w stanie go zabić. — Nie zgodziła się Lily. — To pozwoliło Remusowi przejść przez jego osłony i zabezpieczenia oraz wyrwać mu gardło, gdy James i Syriusz tak wspaniale go unieruchomili. Bez twojego „jakiegoś tam" eliksiru nigdy nie byliby w stanie go zabić, był zbyt silny magicznie. Nikt inny wcześniej nie pomyślał o wynalezienia eliksiru, który można by użyć, jako broń kontaktową, w dodatku rozpylając go staremu Wężowi na głowę, niczym środek owadobójczy. Odegrałeś wielką rolę w pokonaniu Riddle'a, tak samo jak wszyscy aurorzy, dlatego Ministerstwo odznaczyło cię Orderem Merlina Pierwszej Klasy.
Severus westchnął.
— Wolałbym raczej, żeby dali mi darowiznę na rzecz Świętego Munga, byłoby z niej o wiele więcej pożytku niż z orderu. Moglibyśmy wykorzystać ją na dodatkowe wyposażenie medyczne. Na początku mieliśmy za mało personelu, a teraz z kolei ledwo mamy miejsce dla wszystkich nowych ofiar tej ostatniej bitwy. Błogosławiona Nimue, ale przynajmniej teraz, gdy Bestia jest martwa, nie będziemy musieli się już martwić o zaharowanie się na śmierć próbując wyleczyć wszystkie jego ofiary.
Lily skinęła głową uroczyście. Słowa Severusa przypomniały jej, że nie była jedyną osobą, która utraciła kogoś bliskiego przez szalonego megalomana. Wiele innych rodzin również spotkało się z niewyobrażalną stratą bliskiej osoby.
— Każdy z nas może teraz spać spokojnie w nocy, gdy go już nie ma. James pierwszy by to powiedział.
Na mównicy Syriusz wygłaszał końcowe uwagi, szlochając cicho w kolejną chusteczkę.
— Tak… co chciałbym powiedzieć o Jamesie to, że był dobrym człowiekiem i był dla mnie jak brat, który nie tylko wciąż pakował mnie w kłopoty, ale także mnie z nich wyciągał, a kiedy nadszedł czas, abyśmy ponieśli konsekwencje, czy to od zdenerwowanych rodziców, pracodawców czy kogokolwiek innego, stał tuż obok mnie i brał część winy na siebie nigdy nie narzekając. A kiedy walczyliśmy ze starym Voldim i jego Wewnętrznym Kręgiem James nie zawahał się, ani przez chwilę. Stanął z draniem twarzą w twarz i powiedział mu, że to prezent od tajemniczego wielbiciela, po czym rozpylił na niego Wywar Unieważniający Magię otrzymany od Severusa. Wiedział, że będzie to najprawdopodobniej oznaczać jego śmierć, ale zrobił to, co powinien zrobić, co było jego obowiązkiem jako aurora i co będzie na zawsze uświetniać jego pamięć. Był trochę, jak starożytny grecki bohater Achilles - wybrał śmierć bohatera, a jego nazwisko nigdy nie zostanie zapomniane.
Następnie auror wyciągnął butelkę Ognistej Whisky oraz kieliszek i napełnił go.
— Dla ciebie, James. Pamiętaj, że nie należy doprowadzać biednego świętego Piotra do szaleństwa, dobrze, stary? — Wypił duszkiem alkohol, a następnie odesłał naczynie i butelkę. — Dziękuję za wysłuchanie mnie.
Zszedł z trybuny, a Albus Dumbledore wstał i zaintonował poważnie:
— Pochylmy wszyscy głowy i minutą ciszy uczcijmy pamięć Jamesa, naszego zmarłego przyjaciela, męża, ojca i bohatera. Niech aniołowie zaproszą go do swego domu, na całą wieczność. Amen.
Potem machnął różdżką i trumna Jamesa powoli została opuszczona do grobu. Żywe, białe kwiaty i lśniące gwiazdki towarzyszyły trumnie do ostatecznego miejsca spoczynku. Powoli, każdy żałobnik podchodził i podniósłszy garść ziemi wrzucał ją do grobu.
Ręka Lily zadrżała, gdy to robiła, ale nie pozwoliła sobie na łzy, dopóki Albus kolejnymi czarami nie zamknął grobu i spowodował, że wyrósł nad nim piękny kobierzec goździków. Dopiero wtedy ostateczność śmierci męża w nią uderzyła.
Odszedł.On już nigdy nie wróci do domu, do mnie i do Harry'ego, szepnęło jej serce i zdawało się, że całe jej jestestwo krzyczy, odrzucając bolesną prawdę.
Odwróciła się, chcąc uciec, zanim całkowicie się załamie, ale została złapana przez parę silnych ramion. Ukryła twarz w białych szatach Severusa, trzęsąc się i jęcząc:
— Sev, jego naprawdę nie ma, prawda? O Merlinie, co ja mam teraz zrobić?
Severus nie odpowiedział. Po prostu trzymał ją, gdy zaczęła płakać, pozwalając w końcu płynąć łzom. Trzymał ją przez długi czas, gdy szlochała i szlochała, mocząc jego szaty łzami smutku, żalu i tęsknoty za odważnym, uśmiechniętym człowiekiem, który spoczął na wieki pod wielkim dębem na ministerialnym cmentarzu dla zasłużonych bohaterów.
