Tony otworzył jedno oko, czując jakby pod powiekę ktoś mu nasypał soli. Z wielkim trudem uruchomił mózg, który od późnego wieczora dnia wczorajszego kategorycznie odmawiał działalności. Przez chwilę ogarnęło go przerażenie posiadania nad sobą wieka trumny, zanim uświadomił sobie, że jest to niemożliwe - na drewnie widniały bowiem koślawe zapiski genialnych pomysłów na jakie musiał wpaść po pijaku. Z wielką ostrożnością otworzył drugie oko, doznając niepokojącego uczucia jakby wczoraj stało się coś, co zdecydowanie nie miało prawa się stać.

Gdy po wielu zmaganiach z okropnie uporczywą dziś grawitacją stanął na nogi przy ekspresie do kawy, jego wzrok padł na rzecz, jakiej nigdy ujrzeć nie chciałby. I nie był to nawet goły tyłek Burtona z wymalowanymi oczami oraz brodą z anielskich włosów - fakt, z jakim otępiały mózg Starka się zmagał, był o stokroć gorszy.

Po lewicy łucznika leżała dmuchana lala z rodzaju tych za dwa dolce, której tajemniczy ktoś dokleił czarne długie włosy i narysował zbroję oraz płaszcz.

Jakby tego było mało, koszmar ten nosił ślady użytkowania - chociaż Tony nadal błagał niebiosa, by wszystko to okazało się strasznym nieporozumieniem i budyniem śmietankowym przypadkowo upuszczonym akurat w to miejsce.

Druga część jego mózgu - ta, która wykazywała niepokojące predyspozycje do zostania alter ego wynalazcy - złośliwie szeptała o uderzającym podobieństwie lalki do przymusowego więźnia Stark Tower.

I kiedy Tony uznał, że gorzej być nie może, zauważył lśniące czubki czarnych butów. W tym momencie uświadomił sobie jednak, że może: nawet Pepper z wściekłością o mocy huraganu nie przerażała go tak bardzo jak spojrzenie, którym właśnie został obdarowany przez człowieka w rogatym hełmie.

Już nigdy nie wypije. Poważnie.