No to zaczynamy. Kiedyś dawno temu za czasów, gdy jeszcze byłam młoda i pełna weny pisałam różne fanfici jednak nie znałam tej strony, teraz ją odkryłam, i postanowiłam w końcu coś tu naskrobać, a że moja fascynacja Potterem sięga teraz zenitu, ponieważ dopiero teraz przeczytałam książki (choć zawsze hejtowałam) postanowiłam puścić w obieg to OK. Kończę przynudzać ;).
Betowanie DoraTonks94, dziękuję bardzo dużo rzeczy wygląda teraz o wiele lepiej
Deszcz siąpił niemiłosiernie od ponad tygodnia. W powietrzu można było wyczuć wilgoć prznikającą człowieka aż do kości. W tą właśnie pogodę pewnien chłopak szedł wąską uliczką pomiędzy kamieniczkami. Jego kruczoczarne włosy były tak samo mokre jak całe ubranie. Nie dostąpił jeszcze zaszczytu naznaczenia Mrocznym Znakiem, nie posiadał więc peleryny Śmierciożerców. Nie było się co oszukiwać - została ona przeznaczona na tego typu pogodę. Nistety mimo szczerych chęci on sam nie był w stanie kupić sobie podobnego płaszcza, osłaniającego go od deszczu. Nie mógł liczyć na pomoc rodziców, bo sami mieli problemy finansowe. Ojciec wolał znęcać się nad żoną i przepijać ostatnie pięniądze w barach, niż znaleźć pracę i zarobić trochę grosza. Matka chłopaka, zbyt uzależniona od swojego męża, nie potrafiła zrobić nic z panującą sytuacją.
To właśnie kłótnie w domu przy Spinner's End powodowały częste ucieczki w trakcie wakacji. Chłopak wolał tułać się po ulicy niż słuchać kolejnej awantury. W trakcie jednej z takich ucieczek, jeszcze przed Hogwartem, poznał Lily. Dziewczyna odmieniła jego życie, choć na chwilę pozwalała uwierzyć, że życie nie musi być przepełnione wyłącznie smutkiem. Że poza cierpieniem istnieją również pozytywne emocje, tak jak promień słońca wyglądający zza burzowych chmur.
Jednak nie nacieszył się Lily zbyt długo – niebawem poznała Potter`a, który upodobał sobie czarnowłosego chłopca jako obiekt psot. Po jednym ze szczególnie okrótnych żartów, kiedy próbowała go bronić, Severus nazwał swoją przyjaciółkę szlamą, biorąc to za przejaw litości. Nie ważne jak bardzo prosił i błagał o wybaczenie ich przyjaźń była skończona.
Jedyny promień słońca rozświetlający jego życie zgasł pogrążając go w wiecznym mroku z którego nie było już ucieczki
Zawsze interesował się czarną magią. Obiecywała tak wiele... Mógł zyskać nieporównywalną z niczym siłę pozwalającą na rozwinięcie skrszydeł i wzniesienie się w przestworza niczym mityczny Ikar. Wciąż wyżej i wyżej, ku oazie wolności i spokoju.
Uwielbiał czytać książki z działu ksiąg zakazanych pod pozorem „tworzenia projektów". Po tak miłym i cichym chłopcu nikt nie spodziewał się takich zainteresowań. Niestety Lily zdawała sobie z tego sprawę i każdy kolejny dzień, w którym zagłębiał się coraz głębiej w mrocznej literaturze oddalał go od przyjaciółki, aż w końcu utracił ją, by nigdy nie odzyskać ponownie. Nienawidził siebie za to, brzydził się sobą, ale było już za późno na jakąkolwiek reakcję.
Pogrążony w rozmyślaniach Snape nadal podążał wąskimi uliczkami Manchesteru. To dzisiaj miał dostąpić zaszczytu przyjęcia Mrocznego Znaku i wstąpienia w szerego Czarnego Pana. Uważał, że jego życie znowu nabierze jakiegokolwiek sensu. Pomoże odzyskać władzę nad magicznym światem rodom czystej krwi uśmiercając po drodze do celu mugolaków i mugoli.
A Potter, jako sprzymierzeniec tych plugawych „połludzi", zginie pierwszy. Już miał się szyderczo uśmiechnąć, kiedy przypomniał sobie, że ona także pochodziła z rodziny mugoli. Już sam fakt jej pochodzenia był alarmujący, a dodatkowo jej małżeństwo z Potterem oznaczało niemal pewną śmierć.
Może to właśnie on ją uśmierci?
Ta myśl nie dawała mu spokoju i nie pozwalała spać. Miał nadzieję, że nie będzie głupia i nie przyłączy się do Dumbledore'a w walce z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem ostatniego stulecia. Potter ją ukryje. Minimalnie pokrzepiony tą myślą przeszedł przez znane mu już drzwi, wykonane z hebanu. Klamka miała kształt węża, który kąsał każdą osobę, która odważyła się go dotknąć. Śmierciożercy i te ich upodobania. Na pewno nikt nie domyśli się, kto obecnie przebywa w budynku pomyślał ironicznie.
W środku było dużo ciemniej niż na zewnątrz, więc Severus musiał odczekać kilka sekund nim jego wzrok przyzwyczaił się do ciemnego pomieszczenia. Ciemność w ogromnym pokoju rozjaśniały jedynie pojedyńcze świeczki, palące się od dłuższego czasu. Świadczył o tym wosk kapiący na podłogę. Przy stole w centrum pomieszczenia zasiadał Czarny Pan, w towarzystwie nieodłączniej Nagini. Nad białą serwetą lewitowała młoda dziewczyna, z której w magiczny sposób spuszczano krew. Kropla po kropli spływała ona w stonę Lukrecji Yaxley. Z sadystycznym uśmiechem patrzyła w niewidzce brązowe oczy swojej ofiary.
Nieco dokładniesze oględziny pokoju ujawniły, że są w nim sami, z czego był zadowolony. Nie wiedział czego się spodziewać, a nie chciał wyjść na głupka przed innymi.
- Severusie – rozległ się syczący głos Voldemorta – jak wspaniale, że do nas dołączyłeś. – Zamilkł na chwilę, jakby rozkoszował się niewiedzą swojego nowego Śmierciożercy, po czym kontynuował z niezdrowym błyskiem w oczach. – Jej krew, jako krew dziwcicy, posłuży do wypalenia Mrocznego Znaku.
Severus zdawał sobie sprawę, że nieodłącznym elementem rytuału były czarnomagiczne zaklęcia, do których potrzebna będzie również krew dziewczyny. Zdecydowanie nie chciał być w jej skórze. Wszyscy wiedzieli na co są w stanie zdobyć się poplecznicy Czarnego Pana by zaspokoić jego zachcianki. Cieszył się, że w trakcie nauki w Hogwarcie, opanował legimencję i oklumencję do mistrzostwa. Lepiej było, by Voldemort nie usłyszał jego myśli, a tym bardziej takich.
Z drugiej jednak strony, świadomość, że w szeregach Śmierciożerców będzie mógł wykorzystać niemal każde znane mu zaklęcie, podniecała go i sprawiała, że chciał sprawdzić swoje granice.
- Snape, podejdź tutaj – usłyszał szorstki głos Lukrecji. Przez kilka sekund patrzyła na niego groźnie, jakby próbowała przeniknąć przez jego duszę, a następnie wskazała podbródkiem na krzesło stojące obok.
Severus podszedł do krzesła i odsunął je niepewnie, jednak chęć mordu w oczach kobiety uświadomiła mu, że ma jedynie stać.
- Ale nam się przygłup trafił, mój Panie... – powiedziała lekko drwiącym tonem. Na jej ustach pojawił się szatański uśmieszek. – No dawaj! Nie mamy całego dnia! Wyciągnij rękę, tak bym mogła wypalić Mroczny Znak na twoim ramieniu!
Czarnowłosy zapamiętał, by w towarzystwie tej całej Yaxley nie okazywać absolutnie żadnych słabości – do których niestety należała nieznajomość rytuałów tego typu. Nie zwlekając dłużej wyciągnął ramię tak, aby Lukrecja mogła rozpocząć rytuał.
Czarownica lekko uniosła brwi na widok wielu podłużnych blizn i fioletowych żył, jednak szybko wróciła do swojej powinności. Kreśliła bliżej nie znane Snape'owi symbole tuż nad jego przedramieniem do czasu, gdy w końcu zaczęły pojawiać się pierwsze – ku zdziwieniu Severusa – czerwone plamy. Po mniej więcej pięciu minutach zaczęły one przypominać kształt bardziej podobny do gotowego Mrocznego Znaku – węża wijącego się woków własnego ciała z czaszką w górnej części „tatuażu".
- Za jakąś godzinę zacznie ciemnieć, aż w końcu zczarnieje. Sądząc po twoim zdziwieniu – tak, nie udało ci się go ukryć – nie zostałeś wcześniej powiadomiony co do przebiegu rytuału. Tak ma pozostać. To tajemnica, której nie może poznać absolutnie nikt, czasami jednak zdarzają się wyjątki... – Yaxley przekkrzywiła głowę na bok, jakby się nad czymś zastanawiała. Nadal niskim głosem, lecz z nutą tajemniczości, kontynuowała: - Nie pozbędziesz się go już nigdy. Na zawsze pozostanie on symbolem całkowitego oddania Czarnemu Panu. Gdy poczujesz pieczenie, oznaczać to będzie, że nasz Pan cię wzywa. Masz się wtedy niezwłocznie do niego aportować. Kiedy ty dotkniesz Znaku różdżką – Czarny Pan aportuje się do ciebie. Używaj tego – przerwała by przeciągnąć różdżką po jego przedramieniu. Poczuł niemożliwe do zniesienia pieczenie, które mógł porównać jedynie z przypalaniem skóry. Jego lekkie skrzywienie ust Lukrecja potraktowała z uśmiechem – z rozwagą. Wszystko czego potrzebujesz jako Śmierciożerca, jest w rogu.
Oprócz świeczników stała tam staromodna szafa z ornamentami w kształcie cierni. Severus otworzył drzwicznki i jego oczom ukazała się czarna wełniana peleryna, a tuż nad nią, na półce, leżała srebrna maska z otworami na oczy. Nałożył ją i od razu wyczuł zaklęcie przytrzymujące ją przy twarzy, tak by nie zsunęła się podczas walki.
- Wyjdź! – warknął Voldemort tak, że płomienie wszystkich świec zatrzęsły się jakby ze strachu. Nie czekając na dalsze polecenia, Snape zniknął za drzwiami najszybciej jak to tylko możliwe.
- Myślisz, że okaże się pożyteczny? – mruknął do siebie Voldemort, wciąż obserwując drzwi przez zwężone źrenice.
