autor: anga971
beta: brak
info: tekst powstał z okazji Snarry Week'15 zorganizowanego na Gospodzie Pod Złamanym Piórem, na którą serdecznie zapraszam
Nie ma już nic
1.
Kiedy Harry dostrzegł zbliżającego się do stoły prezydialnego Severusa, musiał się przesunąć, by zrobić mu więcej miejsca. Mężczyzna skinął mu głową i opadł na krzesło z westchnięciem.
― Ciężki tydzień? ― zagadnął Harry, patrząc podejrzliwie na leżący przed nim półmisek z jakąś szarą masą.
― Przysięgam, że jeszcze nigdy nie miałem takiej zgrai małych imbecyli w swojej pracowni! Kto w ogóle wpadł na pomysł, by eliksiry były dostępne dla każdego? Ktoś powinien się tym zająć.
Harry parsknął, przypominając sobie pracę pierwszorocznych na jego zajęciach. Co prawda zdarzały mu się lepsze roczniki, jednak ten nie wydawał się być jakoś szczególnie zły. Brakowało jednak jakiejś wybitnej jednostki.
― Są gorsi niż my byliśmy? ― zainteresował się, zmieniając nieco pozycję, gdy stłuczenie, które miał nad kością ogonową, dało o sobie znać. Musiał pamiętać, by przed snem napić się eliksiru przeciwbólowego.
Severus spojrzał na niego z zaskoczeniem i Harry uśmiechnął się, widząc jego minę.
Jeszcze nim wojna się skończyła, a oni zostali zmuszeni do współpracy, odkrył, że mężczyzna w rzeczywistości go nie nienawidzi. Od razu ich wspólne zajęcia stały się dla niego prostsze, co pozwoliło mu na szybsze przyswajanie wiedzy niezbędnej do ostatecznego starcia z Voldemortem. I chociaż po tym, jak wrócił do Hogwartu jako nauczyciel, nigdy więcej nie zbliżyli się do siebie do tego stopnia, co wówczas, Harry od lat nie widział na twarzy mężczyzny nienawiści. I dziękował za to każdego dnia, nawet jeśli te okazjonalne rozmowy przy stole prezydialnym miały być wszystkim, co od niego dostawał.
― Cóż, panna Granger nie była najgorsza ― zaczął mężczyzna i Harry parsknął, widząc błysk w jego oczach.
― Spodziewam się. A co ze mną? ― Uniósł brwi, krzyżując ręce na piersi. Snape obrzucił go uważnym spojrzeniem, udając, że naprawdę zastanawia się nad odpowiedzią.
― Pan, panie Potter, zawsze miał tendencję do ignorowania instrukcji. I był marnym warzycielem.
Harry zaśmiał się, kręcąc głową.
― I nigdy nie pomyślałeś, że to może nie być wina moich wątpliwych zdolności, a raczej pewnego wyjątkowo nieprzyjemnego Mistrza Eliksirów, śledzącego każdy mój ruch? ― dopytywał, decydując się w końcu sięgnąć po coś do jedzenia. Nie patrzył, gdzie wyciąga rękę, unosząc wzrok na uczniów i wzdrygnął się, gdy jego dłoń dotknęła czegoś a dokładnie kogoś. Z zaskoczeniem skierował wzrok na przestrzeń przed sobą i odkrył, że sięgnęli z Severusem po tę samą łopatkę do ryby. Szybko zabrał dłoń, mrucząc przeprosiny.
Severus nigdy nie odpowiedział, jedynie posyłając mu co jakiś czas uważne spojrzenie. Harry nic nie zjadł.
x.x.x.x
Upewnił się, że nikt go nie widzi, po czym wszedł do dość obskurnego motelu położonego na obrzeżach Hogsmeade. Jako że uczniowie kilka kolejnych godzin mieli spędzić na zakupach i chwili relaksu, on sam miał w końcu możliwość by wyrwać się z zamku. Całe szczęście tej soboty nie musiał występować w roli opiekuna.
Wspiął się po schodach na drugie piętro i wszedł do czwartego pokoju po lewej stronie. Jego pięści mimowolnie się zacisnęły, na widok siedzącego na łóżku mężczyzny. Było w jego oczach coś, dziwna stanowczość, której Potter nauczył się nie lubić.
― Spóźniłeś się.
Drgnął, słysząc wściekłą nutę w głosie swojego… partnera.
― Przepraszam, to pierwsze wyjście w tym roku i było trochę zamieszania ze zgodami… ― zaczął i po chwili poczuł, że uginają się pod nim kolana. Udało mu się jednak ustać i tylko posłał mężczyźnie oburzone spojrzenie. Nienawidził, gdy używał na nim bezróżdżkowej magii. Nie w tym celu.
― No wiesz?
Ten tylko parsknął w odpowiedzi, a stare sprężyny w łóżku zajęczały, gdy się podnosił.
― Harry, Harry, Harry, wiesz co w tobie uwielbiam? ― zapytał, zbliżając się do niego. Po chwili Potter poczuł silny uścisk na ramieniu, gdy Claus przyciągnął go do siebie, od razu kładąc mu rękę na obolałym miejscu. ― To, że zawsze słuchasz ― wymruczał i sięgnął do jego ust. Harry nigdy nie potrafił mu się oprzeć. Nie był pewien, skąd właściwie mu się to brało, biorąc pod uwagę jak wiele razy już chciał rzucić to wszystko w cholerę. Jednak… Zawsze wracał.
Na samym początku było dobrze. Więcej niż dobrze. Było wspaniale. Rozumieli się bez słów, a co najważniejsze, Claus nie widział w nim tego co wszyscy. Wydawał się wiedzieć więcej i potrafił to wykorzystać. Do czasu. Tak jak początkowo sława Harry'ego nigdy nie sprawiała mu żadnego problemu i nie miał nic przeciwko ukrywaniu ich związku, z czasem zaczęły się o to kłótnie. Przy którejś okazji oskarżył Pottera o to, że się go wstydził. Innym razem podejrzewał o romans.
Harry zawdzięczał mu naprawdę wiele, zwłaszcza to, że dzięki niemu udało mu się pozbierać po tym, jak Severus zaznaczył, że to, co działo się podczas wojny, musiało zostać zapomniane. Chociaż chłopak nie był początkowo pewny, o czym mężczyzna mówił, szybko zorientował się, że pięć lat było zbyt długim okresem, by mógł prosić o coś więcej niż okazjonalne rozmowy. Mimo wszystko potrzebował Clausa, by odwrócił uwagę od bolesnego uścisku, który Harry odczuwał, ilekroć mijał się z Severusem, wymieniając zwykłe uprzejmości. Zawsze panowało między nimi dziwne napięcie niedokończonych spraw.
Dotarło jednak do momentu, kiedy Harry zaczął wątpić w to, co ze sobą dzielili. Kiedy pierwszy raz Claus go popchnął, był pewien, że to dlatego, iż był zmęczony po pracy, a on zawracał mu głowę jakimiś swoimi bzdurnymi problemami. Jednak gdy powtórzyło się to znowu i znowu, coś się zmieniło. Zaczął na nowo zatracać się w koszmarach przeszłości. Claus uderzył go po raz pierwszy w dwudzieste czwarte urodziny Harry'ego. Wcześniej nigdy nie było to aż tak wyraźne... Gdy powtórzyło się to po raz kolejny, Potter uwierzył mężczyźnie, że wszystko było wyłącznie jego winą. Nie odszedł. Nie potrafił odejść, mając świadomość, że nie było nikogo, kto pokochałby go tak prawdziwie jak Claus. Przekonał się o tym na własnej skórze, kiedy jego związki kończyły się nagle, gdy do jego partnerów docierało, kim naprawdę jest wielki Harry Potter. Ile jego związków rozpadło się na przestrzeni tych siedmiu lat, odkąd skończyła się bitwa? Ilu nie potrafiło spojrzeć na niego tak samo, jak na początku, po tym, gdy odkrywał przed nimi swoje serce? Claus nie uciekł. I chociaż Harry nie był pewien, co sam do niego czuje, trzymał się go z całych sił.
― Tęskniłem ― wymamrotał, gdy mężczyzna w końcu przestał maltretować jego dolną wargę. Czuł w ustach posmak krwi.
― Ja też, denerwuje mnie to, że będąc nauczycielem nie możesz wychodzić kiedy chcesz. Doprawdy, ile ty masz lat, by cię więzić w szkole?
Harry uśmiechnął się, wtulając twarz w zgięcie szyi mężczyzny. Pachniał jak dom.
― Wiedziałeś, na co się piszesz.
― Tak, ale nie myślałem, że to będzie takie… ― Harry słyszał w jego głosie rosnący gniew, jednak po chwili do jego uszu dotarło westchnięcie. ― Brakuje mi ciebie nocami. Chciałbym móc zasypiać przy tobie i budzić się następnego dnia.
To był jego Claus. I nie potrafił się na niego gniewać, ilekroć doprowadzał go niemal na skraj, po czym wychodził, zostawiając wyczerpanego, niezdolnego by się uleczyć. Zresztą, mężczyzna zawsze usuwał te najwidoczniejsze ślady, a później rozkoszował się ich pozostałościami. Jak miało być i dzisiaj.
― Póki co mamy dla siebie dużo czasu ― wyszeptał, odgarniając Harry'emu włosy za ucho.
Zwinął się w kącie, przytrzymując szatę przy swoim ciele. Zaciskał zęby, nie chcąc ulec wzburzonym emocjom. Musiał zepchnąć magię w głąb swojej jaźni, bo tak w nim buzowała, że był pewny, iż w końcu skrzywdzi Clausa. Nie wiedział, w którym momencie coś poszło nie tak. W jednej chwili był dociskany do materaca przez silne ręce mężczyzny, gdy ten w niego wchodził, a w drugiej dostał w twarz. Zadrżała mu warga, gdy wziął kolejny niepewny wdech, starając się uspokoić. Nie wiedział, jak wiele jeszcze mógł znieść. Mimo wszystko. Nie był pewien, czy miał siłę, by zaryzykować, że znowu zostanie sam. Kto wówczas pociągnie go do góry? Coraz częściej jednak trudno było mu spojrzeć na Clausa tak jak kiedyś, uśmiechać się, słuchając jego zapewnień. Nigdy bym cię nie skrzywdził, Harry.
Ale to nie była prawda. Spojrzał na dłoń, na której przegubie była smuga krwi. Otarł nią usta po tym, gdy trzasnęły drzwi za wychodzącym mężczyzną.
Podniósł się na drżących nogach i wyjrzał przez okno. Ściemniało się; czas wracać. Przygryzł policzek, z wysiłkiem wciągając na siebie bieliznę.
Harry czuł na sobie podejrzliwe spojrzenie milczącego Severusa, gdy nakładał sobie ciepłej zupy dyniowej. Tak naprawdę nie miał na nią ochoty, nie był nawet pewien, czy jego żołądek nie jest zbyt ściśnięty, by mógł cokolwiek przełknąć. Mdłości targały nim od samego zapachu, który docierał zewsząd do jego nozdrzy i, w którymś momencie, zaczął zastanawiać się, jak Snape mógł to wytrzymywać, biorąc pod uwagę, jak wrażliwy musiał mieć węch ze względu na pełnioną przez niego funkcję Mistrza Eliksirów.
Mimo wszystko wyjątkowo nie miał ochoty zagajać rozmowy z mężczyzną. Nie wiedział nawet, co mógłby mu powiedzieć. Nic nie przychodziło mu do głowy. Zamiast tego smętnie zwiesił głowę, korzystając z tego, że większość uczniów była tak objedzona po wycieczce do Hogsmeade, że nie mieli siły na obiad.
Znowu przed oczami stanęła mu wykrzywiona złością twarz Clausa. Nienawidził tego, ale w takich momentach zawsze rozmywała mu się przed oczami i mężczyzna nagle stawał się wszystkimi jego koszmarami. Wciąż nie potrafił odciąć się od tej części swojej przeszłości, która była wypełniona bólem i cichą rozpaczą. Zrezygnowaniem. I chociaż go to przerażało, znowu zaczynał się tak czuć.
Nagle poczuł ukłucie bólu i łyżka, którą trzymał w dłoni, wypadła mu, rozchlapując wokół pomarańczowawą maź. Skrzywił się.
― Potter, wpierw mnie ignorujesz, a potem brudzisz ulubioną szatę?
Podniósł głowę, starając się przybrać jak najbardziej przepraszający wyraz twarzy.
― Zamyśliłem się, przepraszam.
― Zauważyłem ― odparł mężczyzna kąśliwie, po czym skupił uwagę na swojej własnej porcji jakiejś zieleniny. Harry przewrócił oczami, chociaż w głębi duszy parsknął na zachowanie Snape'a.
― Co pan mówił? ― zapytał, sadowiąc się wygodniej na swoim krześle. Nie był pewien, ale chyba stłukł sobie ramię, a wciąż niemożliwe było, by sam się uleczył. Jak na złość zużył ostatnią porcję swojego eliksiru przeciwbólowego i przynajmniej do jutrzejszego ranka przyszło mu użerać się z tym nieznośnym uczuciem. Miał wrażenie, jakby ktoś cały czas go szarpał.
Snape kontemplował przez jakiś czas zieleninę, po czym wziął widelec i nabił na niego trochę liści. Harry skrzywił się, patrząc jak znikają między wargami mężczyzny. Po kilku kolejnych widelcach miał ochotę wytrzeszczyć na niego oczy. Snape bywał tak cholernie złośliwy, że to przekraczało ludzkie pojęcie. Gdy już uporał się z obiadem, wytarł usta jedwabną chusteczką. Przez chwilę siedział nieruchomo i Harry miał ochotę jakoś zwrócić na siebie jego uwagę, kiedy jednak ciemne oczy spoczęły na jego twarzy, Severus pokręcił głową.
Potter zacisnął usta nagle tracąc resztkę humoru.
― Jasne ― mruknął, wstając od stołu. Nie miał ochoty na podobne przepychanki, nie dzisiaj. ― Miłego wieczoru ― powiedział nieco głośniej, uśmiechając się do Minerwy, nim odwrócił się, by opuścić Wielką Salę.
x.x.x.x
Nie był pewien, jakim cudem dotarł do swoich kwater. Gdzieś w połowie drogi obraz zaczął rozmazywać się mu przed oczami, a myśli krążyły w głowie w tak szaleńczym pędzie, że czuł się niemal jak na karuzeli. Nie potrafił skupić się na niczym chociaż na chwilę, a obrazy i wspomnienia migały mu przed oczami.
Zdążył jeszcze dobiec do łazienki, nim targnęły nim torsje i zgiął się w pół, wymiotując żółcią do umywalki.
x.x.x.x.x.x.x
Severus nie dał po sobie poznać, jak bardzo poruszyło go nagłe wyjście Pottera. Powoli zbierał się, by zaproponować mu coś, cokolwiek, sam jeszcze nie był pewien, co właściwie mógłby. Nie miał jednak szansy, bo najwyraźniej rozzłoszczony chłopak, zdążył wcześniej opuścić Wielką Salę. Nim jego sylwetka zniknęła za drzwiami, Severus wyłapał wszystkie szczegóły jego nienaturalnie bladej twarzy, napiętych mięśni. Podczas obiadu widział, że chłopak oszczędza rękę. Nie był pewien, co sobie z nią zrobił, ale najwyraźniej był zbyt uparty, by pójść do skrzydła szpitalnego po pomoc. To właśnie w tamtej chwili Severus pomyślał, że mógłby jakoś zagaić rozmowę i wyjątkowo poprowadzić ją tak, by zeszła na temat Pottera. Może dowiedziałby się czegoś przydatnego.
Wydawało mu się, że mógłby zapytać.
Wydawało mu się, że Potter na to czekał. Od dawna.
Potarł z westchnięciem nasadę nosa, zastanawiając się, co takiego działo się z chłopakiem. Musiał się dowiedzieć.
x.x.x.x
Cały wieczór spędził, rozmyślając przed kominkiem ze szklanką Ognistej w dłoni. Kiedy ostatnim razem przysunął ją do ust, miał ochotę wypluć upitą zawartość na podłogę; płyn zdążył się już do tego stopnia ugrzać. Dlatego kolejną godzinę spędził, co jakiś czas poruszając ręką, by obserwować, jak bursztynowy płyn zatacza kręgi, wpierw szybkie, potem coraz wolniejsze, obijając się o szklane ścianki.
Przyłapał się na tym, że wspomina moment, gdy po szkole rozniosło się, że Potter rezygnuje z kariery aurorskiej na rzecz nauczania. Początkowo był zbyt zdezorientowany, by w jakikolwiek sposób zebrać myśli i własne odczucia. Czy po tylu latach to miało jeszcze jakieś znaczenie?
Odpowiedź pojawiła się wraz z szerokim uśmiechem i błyszczącymi, zielonymi oczami zwróconymi w jego stronę, kiedy chłopak machał do niego, coraz szybciej zbliżając się do wejścia szkoły. To nie było tak, że Severus na niego czekał. Po prostu sam akurat wracał z Zakazanego Lasu, gdzie udał się w poszukiwaniu lubczyku, którego świeżych liści potrzebował do swojego nowego eksperymentalnego eliksiru.
Jednak widok Pottera po tylu latach był dla niego jak zderzenie ze ścianą. Nagle spadł na niego cały ten czas, który spędzili ze sobą w ostatnich tygodniach wojny. Odżyły wspomnienia zwiniętego na kanapie chłopaka, który zwijał się z bólu, trzymając za głowę, gdy Czarny Pan zsyłał na niego kolejne wizje. Przypomniał sobie jak to było czuć jego rozpalone ciało pod palcami, gdy starał się mu w jakikolwiek sposób pomóc, gdy gorączka trawiła jego ciało i więziła umysł w najgorszych koszmarach.
Zaklął. To nigdy nie było niczym więcej. Widział Pottera kilka tygodni temu w Hogsmeade, jak leciał, niczym niesiony na skrzydłach, do jakiegoś wysokiego blondyna. Snape nie był pewien, czy lata temu nie zmarnował swojej jedynej szansy na spokój.
