Fialleril
Miłość
Na zielonym, zielonym wzgórzu leżałam,
Na niebie gwiazd wypatrując
I, o dawnych dniach piosenkę śpiewałam,
gdy wysoko, wysoko tak, płynęły chmury.
Słońce stoczyło się i księżyc wstał,
Czas nadszedł dla gwiazd rozgorzałych,
Na zielonym, zielonym wzgórzu leżałam,
A sny, tak blisko przepływały.
Księżyca łódź po niebie, tam, lecz,
Przed moimi oczami jeden ze snów
Przystanął tuż i obok siadł – ten, w którym
Piękność i mądrość jednym były.
I siedział tak, na stoku, ze mną wraz
A oczy miał świetliste i ciche
Myślałabym, że jakaś gwiazda
Do mnie z pod nieba zstąpiła.
Pytałam go o wiele spraw, co na ziemi,
W morzu i w błękitach są, i o te,
Wszystkie ścieżki, którymi nam trzeba
Iść, kiedy cienie się kładą nad głową.
I pytałam, czemu najwyżsi wśród ludów największe
Poznali cierpienia, i, gdzie odpowiedź leży na to
Gdyż, ukochałam smutek w opowieściach i łzy
w oczach Sama – mego taty.
I spojrzał na mnie i rzekł – dziecko drogie,
Tym, co w nas cierpi jest miłość
To ta, która sprawa, że zielone pola
Powstają ponad odłogu mogiłą.
Głębia miłości jest tym, co uniesie ciężar
Choć inni tknąć się go boją, i tym jest co, po
Mrokach niebios światłość odnowi sprawiając,
że wszelki smutek, jak pieśń wypięknieje.
