Frayach ni Cuill
Poranek przesilenia zimowego
Światło przecieka przez okno,
Jak wspomnienie światła
Pod pieszczotą tych bladych palców
Znajome rzeczy przypominają się same -
Róg łóżka, krzesło, waza z bukietem psianek
Pamiętają swe kształty, jeśli nawet nie barwy.
Leży na boku, jego ramię
Wyciągnięte na łóżku, jego dłoń
Zwrócona w górę. Kiedy jest taki,
Jeszcze w pół śpiący w przyciemnionym
Pokoju, czasem potrafi uwierzyć
Że ta dłoń nie jest jego własną.
To przynosi mu spokój.
Tak, samo, jak zmrożony skrzyp
Zasówki od frontowych drzwi i konieczność
Noszenia kapeluszy i szalików i rękawiczek.
Kruk w nagich gałęziach wygląda
Jak kawałek materiału, zaplątany tam
i trzepoczący. Skrawek koszmaru
odcięty z jego snu.
Lecz on jest teraz na zewnątrz
Pośrodku poranka, co
Jak szczelina pomiędzy wzgórzami
a chmurą, wypełnia się żółtym światłem,
Sączącą się raną.
Zaczyna sobie wyobrażać
Jak by to było, zostać tak
Opróżnionym.
