Każdego dnia patrzyła na niego i umierała w niej, jej kolejna cząstka.
Tak bardzo pragnęła, by spojrzał na nią tym swoim błękitnym wzrokiem z podziwem, uczuciem. Obserwowała nawet najmniejszy jego gest. Poszukiwała w nich akceptacji,
zachęty.

Patrzyła na niego jak na Boga. Był dla niej wszystkim. Lecz on tego nie dostrzegał. Oczyma pełnymi łez spoglądała na to, jaki był dla innych. Czasami okazywał im pozytywne uczucia. Jej nigdy! Był dla niej zawsze opryskliwy, niemiły, wyniosły.

Umierała powoli, w męczarniach… Codziennie… On nawet nie zwracał na to uwagi. Wszyscy naokoło to widzieli, tylko nie ON! Tak bardzo chciała go nienawidzić! Lecz nie potrafiła. Tak bardzo go kochała… Przerosło ją to. Nie potrafiła już tak dłużej żyć.

Dlatego tamtej nocy wzięła w rękę nóż. Długo przyglądała się jego ostrzu. Było tak piękne. Srebrne z połyskiem. Bardzo powoli przyłożyła go do nadgarstka, po czym szybkim ruchem pociągnęła. W jednej chwili zobaczyła strużkę krwi. Uśmiechnęła się. Chciała zobaczyć jego reakcję. Wykonała te czynność jeszcze kilkakrotnie, nim upuściła narzędzie na podłogę. Przycisnęła rękę do twarzy. Krople czerwone krwi mieszały się z jej słonymi łzami. Czy zauważy choćby to?

Nie zauważył. Nawet śmiercią nic nie uzyskała.