Każdy, tak jak Ty chce, mieć przyjaciela. Nie dziw się.
Takiego prawdziwego, który potrafiłby powiedzieć Ci "jesteś głupi" jednocześnie dostrzegałby Twój ukryty intelekt.
Który nie zawahałby się, walnąć Cię kiedy trzeba. Ale też umiałby przytulić Cię w odpowiedniej chwili.
Który wiedziałby w jakim momencie ma siedzieć cicho i po prostu milczeć. Ale również mógłby wyczuć, że chcesz z kimś porozmawiać, wyżalić się komuś, chciał uzyskać odpowiedzi.
Który powstrzymałby Cię od zrobienia największej głupoty świata. Lecz pomógł też naprawić błąd, gdyby nie udało mu się powstrzymanie.
Który byłby nie tylko dobrym słuchaczem, ale także dobrym mówcą.
Który miałby oczy, w których mógłbyś się zatopić. Takie lodowato błękitne... Albo piekielnie brązowe.
Który byłby ogniem, a jednocześnie wodą.
Który byłby biały będąc czarnym.
Który byłby jasnością w ciemności, bądź ciemnością w jasności.
Który potrafiłby wyciągnąć Cię z najgorszego dołka, by pokazać Ci, że ten świat przecież nie jest taki zły. Bo nie jest.

Tylko niestety tacy ludzie nie istnieją. Ale wiesz co? Przecież przyjaciel nie musi być tylko jeden. Spójrz tylko na tę dwójkę ludzi przed sobą. I co widzisz? Dwie skrajności, które tak dobrze, ze sobą współgrają. Dwoje ludzi, którzy właśnie patrzą na Ciebie w pełnym napięciu wyczekiwaniu. Widzisz w tych błękitnych, zimnych oczach kpinę. Natomiast w tych brązowych, ciepłych oczach troskę. I na Twoją twarz wkrada się niewinny uśmieszek.
- Jesteś idiotą - mówi właściciel tych niemożliwie błękitnych oczu.
- Postąpiłeś słusznie - odpowiada druga osoba.
Gregory House i Lisa Cuddy. Spoglądasz na nich swoimi czekoladowymi oczami z wdzięcznością wypisaną na twarz. Odnajdujesz w ich postawach akceptację.

Masz szczęście Jamesie Wilsonie. Posiadasz najlepszych przyjaciół na jakich mogłeś trafić.