Och, była inteligentna, bez wątpienia.
Publikowane na DA.
10.2010 Fox-says (KyuubiMyLove)
Róż
- Jadę do Londynu – powiedziała cicho Jennifer, stając w progu pokoju.
- Mhm – mruknął mężczyzna siedzący przed telewizorem, nie odwracając wzroku od szklanego ekranu.
- Wracam jutro – dodała nieco głośniej, chociaż wiedziała, że jej słowa nie mają szans wywołać jakiejkolwiek reakcji.
Człowiek, który od kilkunastu lat był jej mężem, wzruszył niecierpliwie ramionami i sięgnął po stojącą nieopodal puszkę piwa.
Odczekała jeszcze tylko chwilę, z przyzwyczajenia, nim obróciła się na pięcie i wyszła do przedpokoju. Jednym szybkim ruchem ściągnęła z wieszaka różowy płaszcz i założyła go. Różowe szpilki, lekka różowa walizka – opuściła mieszkanie, zatrzaskując za sobą drzwi.
Na dworze padało.
Chciała w pierwszej chwili otworzyć parasolkę, ale wiatr cisnął jej w twarz kłujące krople deszczu, przekonując, że silniejszym porywem bez trudu wyłamie żebra składanej parasolki.
Jennifer postawiła kołnierz płaszcza, usiłując choć trochę osłonić się przed chłodem, i pospiesznym krokiem udała się w kierunku dworca.
Pociąg do Londynu odchodził za niecałe pół godziny.
Nim dotarła na dworzec, zdążyła niestety zmoknąć, mimo iż podjechała kawałek autobusem. Obiecała sobie, że w stolicy od razu wsiądzie do taksówki, nie będzie marznąć na żadnych autobusowych przystankach ani pchać się do metra; zawoła taksówkę i pojedzie prosto do hotelu. Odrobina wygody od czasu do czasu nikomu nie szkodzi.
Gdyby nie fakt, że naprawdę lubiła Cardiff – tyle jasnych, ciepłych wspomnień z nim związanych – dawno nakłoniłaby męża do przeprowadzki... Albo chociaż by spróbowała.
Bilet szczęśliwie kupiła szybko, kolejka była niedługa. Na peronie zaś pociąg już czekał, i oczywiście był zatłoczony.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio podróż jej się tak dłużyła.
Umiliło ją jednak kilka wiadomości. Pisał Robert, odezwał się Nick, nawet Ian przypomniał sobie o jej istnieniu.
I, przede wszystkim, najmilszy w tej chwili jej sercu Sean dopytywał się, czy już dziś wieczór ją zobaczy.
Uśmiechnęła się cierpko, odpisując mu w paru zaledwie słowach. Wszyscy mężczyźni myśleli tylko o jednym, doprawdy – ale akurat tego mężczyznę rzeczywiście lubiła.
Wsunęła telefon do kieszeni płaszcza i zignorowała kilka następnych zapytań i odpowiedzi. Z okna pociągu sennie obserwowała, jak deszczowe chmury powoli zostają w tyle. W Londynie nie padało.
Tęskniła za tym miastem.
Taksówkę zatrzymała bez trudu, i bardzo ją to ucieszyło. Nie patrzyła nawet, jaką trasę obrał taksówkarz do podanego hotelu, choć zazwyczaj pilnowała, by nie próbowali jej wozić okrężną drogą – niektórym wydawało się, że dziennikarze zarabiają krocie, ale Jennifer nie miała wielce opłacalnej posady. Przywiązała się jednak do podrzędnego dziennika, w którego redakcji przyszło jej pracować ostatnich parę lat.
Radio w samochodzie grało zbyt głośno jak na jej gust, natarczywie atakując uszy muzyką, której nie miała ochoty w tej chwili słuchać.
Spiker odezwał się między jednym utworem a drugim, podając trochę tytułów i wykonawców. Uśmiechnęła się lekko do siebie, słysząc „Pink".
Sean powiedział jej kiedyś, że do twarzy jej w różu. Zresztą, nawet jej mąż – James, dobry Boże, kiedy ostatnio chociaż pomyślała o nim, używając jego imienia? – nawet jej mąż powiedział kiedyś, że dobrze jej w różu.
Czułe, roześmiane słowa. Krótko później straciła Rachel i dowiedziała się, że nigdy już nie będzie mieć dziecka.
Chyba wtedy właśnie James przestał być dla niej mężem.
Zapiekły ją nagle oczy, gwałtownie więc odwróciła głowę i spojrzała w okno. Wieczór się zbliżał, zaczynało się ściemniać –
I już dawno powinna była znaleźć się przed hotelem.
- Przepraszam, ale pan źle jedzie, to zupełnie inna okolica – zaatakowała taksówkarza, sięgając do kieszeni po telefon i zdając sobie sprawę, że trzęsą się jej ręce.
Starszy pan uśmiechnął się, zerkając na nią przez ramię.
- Ależ skąd, wszystko w porządku – odparł ze spokojem, zjechał na chodnik i zatrzymał pojazd. – Wszystko w porządku. Wysiadamy – oznajmił, gasząc silnik i wyskakując z samochodu.
Patrzyła w osłupieniu, jak obchodził taksówkę, aż nie otworzył jej drzwi. W oczy patrzyła jej lufa rewolweru.
Och, oglądała wiadomości. Czytała. A przerażenie sprawiło, że najczarniejsza wizja stała się najbardziej oczywistą.
Ciała ofiar znajdywano tam, gdzie nie miały powodu być.
Jennifer Wilson, czwarta ofiara seryjnego mordercy, znaleziona w...
- Lauriston Gardens. Cicha, miła okolica. Wysiadamy – powtórzył niepozorny człowieczek, uśmiechając się nieprzyjemnie.
Różowy telefon wysunął się z drżącej dłoni, niezauważony przez żadne z nich.
FIN 19.10.2010
