Tłumaczenie za zgodą autorki:

The Green Blade

( s/7077614/1/The_Green_Blade )

verityburns

Beta: myszyna (jesteś wspaniała, dziękuję!)

Fandom: Sherlock BBC

Seryjny morderca trafia na pierwsze strony gazet, policji kończą się pomysły, a kolejna ofiara jest wyłącznie kwestią czasu. Zaufanie do Sherlocka nigdy nie było zbyt spektakularne, ale tym razem naprawdę wisi na włosku. Czas wydarzeń: tuż po sezonie pierwszym.

Zagadka kryminalna/bromance.


Rozdział 1

Spokojny weekend

- Panna Pickering?

Moira zawahała się, wyglądając niepewnie przez ograniczoną łańcuchem szparę w drzwiach. Hmm... Niekoniecznie jej definicja wysokiego, ciemnowłosego przystojniaka, ale uszedłby w tłoku.

- Panna Moira Pickering?

- To ja – przyznała, potrząsając jasnymi lokami. Mężczyzna uniósł dłoń z legitymacją, na której wyraźnie mignęła srebrzysta policyjna odznaka.

- Detektyw inspektor Lestrade, New Scotland Yard. Mógłbym zamienić słówko?

Moira zachłysnęła się powietrzem i zatkała usta dłonią. Czy coś mogło się stać... Nie, nie, przecież nie przyszliby do niej, to niemożliwe...

- O co chodzi? – zapytała niespokojnie, czując, jak serce wali jej w piersiach. – Czy Robert...?

- Nie, nie, proszę się nie denerwować. – Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie. – To tylko rutynowe przesłuchanie. Zajmę pani dosłownie kilka minut.

Moira opuściła dłoń na klatkę piersiową i odetchnęła z ulgą.

- Przestraszył mnie pan. – Ręce wciąż lekko jej drżały, kiedy odhaczyła łańcuch i otworzyła drzwi na oścież. – Proszę, niech pan wchodzi. – Przylgnęła do ściany, przepuszczając mężczyznę przez korytarz i podążyła za nim do salonu. Detektyw usiadł w rogu kanapy i biodra natychmiast zapadły mu się poniżej poziomu kolan, z czym wyraźnie nie czuł się komfortowo.

- Przepraszam... – Moira ukryła mimowolny uśmiech na widok jego wyrazu twarzy. – Sprężyny są popsute. Nowa kanapa jest na liście "do kupienia, jak w końcu cokolwiek oszczędzę".

- Ach, proszę się nie przejmować. – Przesunął się na skraj mebla, wyciągając notatnik z kieszeni płaszcza, po czym odchrząknął głośno.

- Przepraszam... – zaczął niepewnie – nie mógłbym liczyć na odrobinę herbaty, prawda...? – W jego oczach zabłysła nadzieja. – To moje szesnaste przesłuchanie tego popołudnia, gardło zaczyna mi wysiadać.

Moira zawahała się. Była szesnasta trzydzieści; za półtorej godziny zaczynał się Taniec z gwiazdami, do którego zamierzała zasiąść z butelką wina i parą pluszowych kapci, i miała nadzieję, że zdąży jeszcze wziąć relaksującą kąpiel...

Detektyw wydał z siebie kolejne nieco żałosne kaszlnięcie i Moira przewróciła oczami, w myślach przesuwając kąpiel na czas po programie.

- Proszę chwilkę zaczekać, wstawię czajnik.

Ruszyła do kuchni, czując się znacznie spokojniejsza. Jeśli to było jego szesnaste przesłuchanie, na pewno nie chodziło o nic specjalnie osobistego... A przynajmniej nic związanego z Robertem.

- Z mlekiem? – zawołała przez ramię.

- Poproszę! – Moira wyłączyła czajnik i sięgnęła do szafki po torebki z herbatą i parę kubków. Zawahała się – wypicie pełnego kubka herbaty zajmie dłuższą chwilę... Mając jeszcze nadzieję na przedprogramową kąpiel, wspięła się na palce i ściągnęła z najwyższej półki zestaw filiżanek, po czym ustawiła go na tacce razem z cukrem i łyżeczkami.

Zaniosła do salonu gotowe napoje i postawiła na stoliku do kawy. Mężczyzna podziękował jej gorąco, ale zanim zdążyła usiąść, jego twarz znowu przybrała ten ufny, pełen nadziei wyraz.

- Ma pani może coś na ząb...? – Tym razem do uśmiechu dołączyło nieco błagalne spojrzenie. – Przepraszam – dodał natychmiast. – Proszę mi wybaczyć, naprawdę nie chcę się narzucać. Po prostu nie miałem chwili na zjedzenie lunchu, to wszystko.

- Żaden problem – westchnęła Moira, z rezygnacją kierując się z powrotem do kuchni. Chwyciła paczkę ciastek z kremem i wysypała je na talerz, zastanawiając się przelotnie, czy nie są przeterminowane, po czym wzruszyła ramionami. Będą musiały wystarczyć: nie ma mowy, żeby otworzyła swoje ulubione, czekoladowe, obojętnie, jak bardzo maślanych oczu by do niej nie robił.

- Więc w czym mogę panu pomóc? – spytała, siadając w rogu kanapy i podnosząc swoją filiżankę. Detektyw zamieszał cukier, uderzając łyżeczką o brzegi porcelany.

- Czy słyszała pani o... cóż, większość mediów określa go mianem "Weekendowca"? – zapytał, odkładając łyżeczkę i sięgając do talerza. – Dziękuję za to – dodał, wgryzając się w ciastko.

- Seryjny morderca? – zaciekawiła się Moira, czując na plecach lekki dreszczyk. Tak, to było jednak coś... Odrobina informacji z pierwszej ręki na pewno rozgrzeje biurowe plotki w poniedziałek.

- Wolimy nie używać tego określenia – skrzywił się detektyw. – Ale tak, o tę sprawę mi chodzi. Co pani o niej wie?

- Tylko to, co było w gazetach – przyznała Moira. – Trójka ludzi zabita we własnych mieszkaniach, w ciągu trzech ostatnich weekendów. Z tego, co pamiętam... The Mirror nazwał go "Niedzielnym mordercą". Zabija ludzi w niedziele, prawda?

- Cóż, nie wydaliśmy żadnego oficjalnego oświadczenia, w dwóch przypadkach trudno było od razu ustalić datę zgonów – odparł detektyw. – Wszystkie ofiary mieszkały samotnie, więc minęło trochę czasu, zanim ciała zostały znalezione. – Przerwał, zerkając z nadzieją na talerz z ciastkami.

- Och, proszę, proszę – zaoferowała Moira, sącząc herbatę i błagając w myślach, żeby facet trochę się pośpieszył. Nie karmią ich w tym Scotland Yardzie, czy co?

Detektyw zaczął strzepywać okruchy z pół płaszcza i spojrzenie Moiry automatycznie powędrowało na jego klatkę piersiową. W sumie, naprawdę nie był zły... Może trochę za chudy na jej gust, ale zdecydowanie miał coś w sobie. Zbadała w myślach stan swojej lodówki, zastanawiając się, czy nie zaprosić go na kolację. Ostatecznie Robert też nie był jej wierny, czegokolwiek by nie obiecywał... A Taniec z gwiazdami zawsze mogła obejrzeć rano w internecie.

Facet sięgnął znowu po notatnik i Moira obserwowała, jak jego długie palce zaciskają się na długopisie. Tak, zdecydowanie sprawne ręce...

- Ale tak, teraz jesteśmy pewni, że wszystkie ofiary zamordowano w niedziele.

- Ach. – Powrót do konwersacji zajął jej krótką chwilę. – Dobrze, więc jak mogę panu pomóc?

- Mamy powody przypuszczać, że następne morderstwo może mieć miejsce w tej dzielnicy. Sprawdzamy wszystkich ludzi, którzy pasują do profilu ofiary.

- A ja pasuję? – Czegoś takiego na pewno nie miała ochoty usłyszeć.

- Obawiam się, że tak.

Moira zadrżała. Cała ta rozmowa zaczynała przyprawiać ją o gęsią skórkę... Sięgnęła po swoją filiżankę, dopijając resztki herbaty.

- Nie planowałam niczego szczególnego w ten weekend... Na pewno będę miała zamknięte wszystkie drzwi i okna, mogę panu obiecać. – Zastanowiła się przelotnie, czy nie powinna spędzić jutrzejszego dnia u mamy. Lepiej dmuchać na zimne.

- Obawiam się, że to może nie wystarczyć. Jak dotąd nie znaleźliśmy w mieszkaniach ofiar żadnych oznak włamania. – Zerknął na swój notatnik. – Na początku sądziliśmy, że morderca był znajomym, ale między zamordowanymi nie ma żadnych związków, więc przypuszczamy, że dostaje się do mieszkań pod fałszywymi pretekstami.

Moira zastanowiła się chwilę.

- Że chce spisać gazomierz, na przykład?

- Dokładnie – odpowiedział. W sumie jego uśmiech wcale nie był tak atrakcyjny, jak jej się z początku zdawało... Nie, zdecydowanie nie. Niech sam się martwi o swoją kolację.

Detektyw pochylił się w jej stronę z malującą się na twarzy troską.

- Wszystko w porządku, panno Pickering? Trochę pani zbladła.

Moira zamrugała kilka razy, próbując się skupić.

- W porządku – powiedziała. – Jestem tylko zmęczona, miałam ciężki tydzień.

- Właściwie to już wszystko – odparł uspokajającym głosem. – Jeszcze jedno pytanie, żeby podsumować: ma pani przyjaciół czy sąsiadów, którzy tu zaglądają? Wie pani, martwimy się głównie o samotnie mieszkające kobiety.

Moira potrząsnęła głową.

- Nie jestem specjalnie blisko z moimi sąsiadami i, jak mówiłam, planowałam spokojny weekend, oglądanie telewizji, wie pan... – Zmarszczyła brwi. – Właściwie, skoro tak wygląda sytuacja, może pojadę jutro do mojej mamy. Jak bardzo jest pan pewny, że morderca zaatakuje w mojej dzielnicy?

- Och, muszę przyznać, że jestem tego dość pewny – odparł detektyw, zamykając notatnik.

Moira ziewnęła nagle, pośpiesznie zasłaniając usta dłonią.

- Przepraszam. Chyba położę się dzisiaj wcześniej... Na razie nie mam się czym martwić, prawda? Ostatecznie, jest dopiero sobota. – Zaśmiała się nerwowo, po czym zastanowiła, czy nie było to nie na miejscu.

- Oczywiście – zgodził się, patrząc na nią zagadkowo.

Moira zarumieniła się, po czym pochyliła, żeby odstawić pustą filiżankę, lekko dzwoniącą o porcelanowy talerzyk. Doprawdy, ta rozmowa była wyjątkowo niepokojąca... nic dziwnego, że się zdenerwowała.

Detektyw odebrał jej podstawkę z rąk i delikatnie odstawił na stół.

- Jeszcze jedna rzecz, jeśli pani pozwoli.

Moira uniosła na niego pytające spojrzenie, mimowolnie zastanawiając się, dlaczego jego głos brzmi, jakby dochodził z oddali, chociaż sam detektyw zdawał się przybliżać.

- Ile czasu minie, zanim ktoś zacznie za tobą tęsknić?