Cześć wszystkim^^ Dawno nie pisałam nic, muszę przyznać :D Dlatego muszę to naprawić :)
A/N: Jest to kompletne AU, zero alchemii, Ed ma wszystkie swoje kończyny, występują tutaj KONIE, Hohenheim nigdy nie wyjechał i zachowuje się jak prawdziwy ojciec dla Eda i Ala, :3
Przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne, gramatyczne, językowe, interpunkcyjne itd.
Nevermind, miłego czytania :3
_Rozdział pierwszy_
Ed obudził się późno tego ranka, chociaż możnaby to nazwać południem. Wpatrywał się w sufit, rozmyślając:
Który to my mamy dzisiaj dzień...?
Chwila... wczoraj był apel w szkole... wczoraj był w szkole... dostał opiernicz od pani Smith od biologii, za to, że znowu nie odrobił zadania domowego... które było zadane dwa dni wcześniej... a dwa dni wcześniej było co...? Środa, chyba... w takim razie dzisiaj musi być sobota... prawda...?
Odetchnął z ulgą, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że choć dziś nie spóźni się do szkoły. Przewrócił się na drugi bok, przymknął powieki i próbował zasnąć ponownie. Jednakże coś nie dawało mu spokoju... Dzisiaj jest sobota... Sobota. Sobota?
CHOLERA, DZISIAJ JEST SOBOTA!
-ZASPAŁEM!
Ed wyskoczył z łóżka, pobiegł do łazienki i wrócił przebrany po kilku sekundach. Miał na sobie czarny T-shirt, skórzaną kurtkę i spodnie(A/N: Byłam zbyt leniwa, by pomyśleć o czymś innym ._.). Całkiem zwinnie zbiegł po schodach, pomijając fakt, że by się zabił conajmniej pięć razy. Kiedy tylko wpadł do kuchni poczuł smakowity zapach tostów i kakao.
-AL! Dlaczego mnie nie obudziłeś?!
Wysoki blondyn, siedzący przy stole, zamrugał swoimi złoto-zielonymi oczami, po czym pociągnął łyk kakao ze swojego kubka.
-Próbowałem, Bracie. Trzy razy, ale to tobie nie udało się obudzić. Stwierdziłem, że byłeś zmęczony, więc pozwoliłem ci odpocząć.
-Trzeba było budzić mnie bardziej intensywnie!
-Ale tak robiłem, Bracie! Nawet nazwałem cię małym.
-KOGO NAZYWASZ TAK MAŁYM, ŻE POTRZEBUJE DRABINY, BY WSIĄŚĆ NA MRÓWKĘ?!
Alphonse westchnął, a Edward w międzyczasie skończył już jeść połowę swojego tosta. Niecałe dwie minuty później, talerz i kubek, były puste.
Alphonse gapił się na swojego brata, jakby ten mu powiedział, że jest w ciąży.
-No co?- spytał Ed-Byłem głodny!
Al przestał się gapić, chwycił swój plecak podręczny i wyszedł z domu, ze swoim bratem podążającym u boku.
-Tooo...-zaczął Ed, nie bardzo wiedząc, jak zbudować zdanie- Długo... ee... tam będziemy?
-Około cztery godziny.
-Aha... Ok, spoko...
Resztę drogi przeszli w ciszy.
Tylko GDZIE oni szli, prawda?
Otóż Al dostał pracę. Musiał opiekować się dziećmi i wyprowadzać psy na spacer. Niezbyt wiele, no ale cóż, chłopak ma dopiero szesnaście lat... Tylko co Ed robił z nim?
Edward będąc tak leniwym, jakim jest, musiał pomagać Alowi w pracy, bo inaczej mogą go wywalić ze szkoły. Nadrabiał sobie punkty, inaczej mówiąc. Nie żeby mu się to podobało... Albo chciało... Po prostu był zbyt leniwy...
I wiedział o tym.
Wiedział o tym, a mimo to, ciągle zaprzeczał, kiedy inni mu to upominali. Nie chciał pokazywać swojej słabszej strony. Zastanawiał się, dlaczego Al nigdy mu nic nie wytknął? Chociażby dzisiaj, kiedy Eda nie udało się obudzić? Nie powiedział, że jego brat jest leniwy, tylko zmęczony. Czy Al naprawdę tak myśli? A może nie chce go tylko skrzywdzić?
Ed uśmiechnął się pod nosem. To prawdziwa rodzina... Lepszego brata nie mógł sobie wymarzyć...
GODZINA PÓŹNIEJ
-STÓJ! Hamak, noga!
Niski blondyn biegał po parku, za dwuletnim husky, Hamakiem. Pies galopował sobie radośnie po trawie, nie zważając na wołania Eda. Al stał spokojnie niecałe parę metrów dalej od widowiska, pod drzewem. On prowadził dziewięcioletniego goldena retrivera, Lulę. Lula, będąc już staruszką nie zawracała sobie głowy zabawami, takimi jak w tym momencie Hamak, torturował Eda.
Ale jak pies uciekł?
Cóż, było to całkiem... ciekawe. Bracia chcieli zamienić się smyczami, Ed miał podpiąć Hamakowi dłuższą, a Al Luli krótszą, zważając na energię psów. Ed nie chwycił za obrożę wystarczająco mocno i Hamak użył swojej siły psa pociągowego i wyrwał się blondynowi z rąk.
Podczas, gdy Ed potykał się o własne nogi, kiedy biegł, Hamak chyba się zmęczył, bo położył się na lewym boku i zaczął chrapać.
Ed podszedł wolno do psa i podpioł smycz do metalowego kółka na obroży. Potem usiadł na trawie, zdyszany. Cała gonitwa za psem zajęła mu conajmniej dwadzieścia minut.
-Skończyłeś?-zawołał Al- To dobrze. Najwyraźniej nie jesteś aż taki leniwy, jak wszyscy myślą... Chodź, musimy iść.
To go zabolało. Jego własny brat... Ten, którego wychwalał nie tak dawno temu, za jego lojalność i wyrozumiałość... Też uważa, że jest zbyt leniwy, by cokolwiek robić...
Zbyt leniwy, by odrobić głupie zadanie domowe...
Zbyt leniwy, by wstać z łóżka o tej godzinie, o której powinien...
Zbyt leniwy, by dogonić zwykłego psa...
Zbyt leniwy, by po prostu być...
...by żyć...
Do tego Al użył słowa wszyscy...
Ed przypomniał sobie słowa pani Smith na ostatniej lekcji:
"Martwię się o ciebie Edward. Co podchodzę, to ty praktycznie nic nie robisz. Prawdopodobnie nawet nie patrzysz do książki... Rozmawiałam z twoim ojcem i oboje doszliśmy do wniosku, że tobie się po prostu nic nie chce..."
-Ed?
Edward podskoczył na dźwięk głosu Ala. Powstrzymał łzy napływające mu do oczu, obudził Hamaka i podszedł do swojego brata.
Al wyglądał na zmartwionego
Pewnie udaje...
-Wszystko w porządku, Bracie?
Nie... Nic nie jest w porządku...
-Tak...
-Chcesz iść do domu?
A co, jestem zbyt leniwy, by pójść na głupi spacer z psem?
-Nie, nie trzeba...
Przez resztę spacerów Ed był cicho.
PÓŹNIEJ, TEGO SAMEGO DNIA.
-Edward! Alphonse! Obiad!
Ed obudził się z podskokiem. Rozejrzał się po pokoju, westchnął ciężko i zszedł na dół po schodach. Nie chciało mu się wstawać z łóżka... Był zbyt leniwy...
Jak zawsze.
Jak wszyscy myślą...
CHWILĘ PÓŹNIEJ
-Ed, rozmawiałem niedawno z panią Smith...
To już wiem...
-Czy to prawda, że od początku roku, nie odrobiłeś żadnego zadania domowego?
-Tak...
-Dlaczego?
-...
-Rozumiem... byłeś zbyt leniwy, by zrobić nawet to! Nie rozumiesz, że od tego zależy twoja przyszłość?! Nie zamierzam zapłacić za twoje studia, jeśli będziesz się tak zachowywał! Jeśli przestaniesz być taki leniwy, to może znajdziesz sobie jakąś pracę! Nie! Nikt nie przyjmie leniwego nieuka do pracy...
Ale Ed już go nie słuchał... Przestało go to obchodzić... Już nic go nie obchodziło...
Był zbyt leniwy, by zrobić nawet to...
By płacić jakikolwiek fokus...
-rd? Edward, nic ci nie jest?
-Huh?
Tym razem jednak, musiał się skupić... Chociaż ten jeden raz.
-Właśnie przed chwilą, nazwałem cię krasnalem. Ed, czy coś się stało?
Twarz ojca wyglądała na skoncentrowaną i zmarszczoną...
On też udaje...
Wszyscy udają...
Ed poczuł, że łzy cisną mu się do powiek, jeszcze bardziej, niż przedtem, a dolna warga zaczęła się lekko trząść. Zakrył twarz grzywką.
Nagle odechciało mu się jeść.
Wstał z krzesła i odstawił ledwie zaczęty obiad do zlewu. Ani razu nie obejrzał się za siebie. Zamiast tego, tylko powiedział:
-S-straciłem apetyt...
I odszedł do swojego pokoju.
Kiedy zamknął drzwi, po jego policzkach zaczęły lecieć słone łzy. Nie mógł już tego więcej znieść... Jego własny ojciec właśnie dał mu do zrozumienia, że nie uda mu się w życiu... Że będzie bankrutem i bezdomnym, bo nikt nie zechce go w pracy...
To bolało.
NIECAŁE PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
Ed leżał na łóżku i słuchał muzyki zespołu Three Days Grace, kiedy poczuł, że jego telefon wibruje. Uciszył muzykę i spojrzał na znajomą parę błękitnych oczu, pojawiającą się na ekranie smartfona.
Winry.
Uśmiechnął się lekko pod nosem. Winry zawsze potrafiła go pocieszyć.
-Halo?
-Wreszcie! Co tak długo robiłeś, spałeś?!
-Może...
-Nieważne, musiałam poszukać mojego leniwca w telefonie, bo muszę ci coś powiedzieć!
-Leniwca...?
Ona też...
Wszyscy...
-Tak, przecież masz zdjęcie z leniwcem u mnie w telefonie, pamiętasz? Wtedy, jak byliśmy w zoo z klasą!
Odetchnął z ulgą.
-Och, jak miło, że ustawiłaś mi je na avatarze kontaktowym, dziękuję ci, Winry- powiedział ze śmiechem
-Pasujecie do siebie! Ty i tak nic nie robisz, leniu. Weź się w garść i zacznij pracować, leniwcu!
Uśmiech spełzł mu z twarzy i poczuł, jak więcej łez maże mu wzrok. Po chwili zaczęły spływać po jego twarzy.
Ona też...
Wszyscy...
Nic nie robię, tylko dodaję innym problemów...
To brzmi prawie tak jakby oni...
Nienawidzili mnie...
-Ed? Jesteś tam? Coś się stało?
Spróbował przełknąć łzy, ale skończyło się na tym, że się nimi zdusił. Wypuścił głośne, trzęsące się westchnięcie i zaczął cicho popłakiwać.
-Ed, czy ty płaczesz? Co się stało, powiedz mi! Czy to chodzi o twojego tatę? Coś się stało Alowi? Coś źle powiedzialam? Ed, no weś rozmawiaj ze mną! Uspokój się i powiedz co zrobiłam?
-T-to nie... t-twoja w-wina, W-Winry... Tu cho-chodzi o mnie... W-wszystko moja wina...
-O co ci chodzi? Jaka 'twoja wina'? Przestań płakać i wyjaśnij!
Ed nie wiedział co ma powiedzieć... Bał się... Bał się, że znowu coś zepsuje...
Ale przecież zawsze to robi.
-J-jestem zbyt leniwy, by w-wyjaśniać...
Po czym rozłączył się i wrzucił telefon do szuflady. Potem zaczął płakać głośniej, ale nie wystarczająco głośno, by usłyszała go rodzina.
Był samotny...
Nie zasługiwał na opiekę innych...
Ani na ich sztuczne zmartwienie...
Nie był tego wart...
Nie był wart ich zaufania...
On też nie chciał im ufać...
Jedyne, czego chciał...
... to była samotność...
C.D.N.
Jesteście ciekawi, co się stanie później? Jeśli tak, to klikajcie +Fallow i napiszcie mi recenzję ;)
P. S. Ten fic będzie dość trudny do napisania dla mnie, bo historia jest na podstawie mojej własnej...
PegasusRider1243
