Uczucia to ciężka broszka. Utrudniają tyle spraw. Czasem prosta rzecz, poprzez nie staje się nieomal niewykonalna. No a przecież to tylko jeden, mały ruch palcem. Tylko by nacisnąć spust. Ten chłopiec dobrze o tym wiedział. Wiedział, iż ta prosta czynność wcale nie należy do najłatwiejszych. Stał wyprostowany tuż na przeciw innego mężczyzny. Teoretycznie go nienawidził i chciał zniszczyć, pozbyć się jego uśmiechniętej twarzy z tej części świata. Praktycznie...nie potrafił. Stał, a cisza wisiała miedzy nimi. Wydawałoby się nawet, że oboje nie oddychają. Tylko trwają, na przeciw siebie nie chcąc podążyć ku ostateczności. Chłopiec chciał być wreszcie wolny. Skoro tak, wystarczyło tylko nacisnąć. Tylko nacisnąć.
Drgnął lekko, przełykając nerwowo ślinę. Czemu tego nie robi? Czemu do cholery tego nie robi!?
Spogląda czysto nienawistnie w te spokojne oczy naprzeciw niego. Dlaczego nie widział w nich strachu? A tylko uprzejmą ciekawość, może wręcz znudzenie? Nie patrz tak ty cholerny dupku!
Szaro. Bez żadnych barw. Tylko śliczna czerwień gdzieś na boku. Słońce ukryte za chmurami. Będzie padać? Niebo samo wyleje łzy, które boją się opaść z ludzkich oczu. Opadnie prosto na ziemie, na której śpią żołnierze. Nie wstaną już. Będą wiecznie śnić. Została tyko jedna osoba, która powinna do nich dołączyć. On.
-To... koniec. -Wysapał cicho, prostując rękę w której trzymał broń. Dlaczego tak ciężko, było mu nadusić ten jeden raz? Nie ma miejsce na sentymenty! Zrozum to wreszcie! Nie ważne kim on jest rozumiesz?! Po prostu zakończ to! Zakończ!
-Doprawdy braciszku~? - Usłyszał perlisty śmiech, od swojej przyszłej ofiary. Ta pochyliła się spokojnie ku ziemi by podnieś swoje okulary.
-Nie ruszaj się...! Bo strzelę...!
-Oczywiście, oczywiście - Uśmiechnął się szerzej, nic sobie nie robią z tego zagrożenia. Chłopiec drżącą ręką próbował wymierzyć w chłopaka naprzeciw. Musiał nacisnąć na spust. Musiał wreszcie być wolny...
-Ja nie żartuje!
-Gdybyś tego nie robił, to myślę, że bym już leżał na ziemi z mymi towarzyszami, nie sądzisz ana? -Uśmiechnął się wesoło, przez co chłopaczek na nowo stracił wiarę w siebie. Bo czy on aby nie ma racji? Powinien go zastrzelić. Dlaczego nie strzela...dlaczego...
-Potrafię cię zabić! -Jakby chcąc samego siebie przekonać wystrzelił w powietrze, ostrzegawczy strzał. Mężczyzna na przeciw spokojnie poprawił okulary i cmoknął z niezadowoleniem.
-Marnujesz amunicje Lao. Naprawdę nieładnie.
-Zamknij się!
-A może to ja powinienem pozbyć się ciebie? -Zapytał z kompletnie spokojnym uśmiechem, robiąc krok w jego stronę. Emanował spokojem. Straszną pustką, przywodzącą chłopcu na myśl na nowo jego niewolę. Bał się tego. Nie chce by się zbliżył!
To trwało krótko. Zamknął oczy. Nacisnął spust. Usłyszał huk. Wszystko zaczęło wirować. Paradoksalnie, to nie więcej niż pół minuty...przed nadchodzącą nieskończonością po spotkaniu jego oczu.
Kompletnie pustych oczu.
Na początku Lao nie rozumiał. Widział, ten blady uśmiech, to jak z jego nosa suwały się okulary. Dostrzegał doskonale, jak światło poczęło uciekać z jego oczu. Jak wydobywa z siebie cichy wydech. Barwa czerwieni zaczęła i jego starszego brata wypełniać. Osunął się na ziemie. To już truchło.
Chłopiec czuł teraz w swym sercu pustkę. W końcu... przed nim już nic nie było.
Czyżby jego brat wreszcie przestał istnieć?
Nie wiedząc czemu, z jego oczu zaczęło coś kapać. Nie miał sił nawet otrzeć tych łez. Był oszołomiony. Czuł jakby coś od wewnątrz go rozdzierało. W jego krtani zamarł krzyk boleści.
...Czemu nie wstajesz bracie? Dlaczego znów nie próbujesz mnie zmusić do swych decyzji?
Powoli osunął się na ziemie za przykładem naprzeciw leżącego ciała bez ducha.
-T-taj -Wychrypiał tempo wpatrując się w truchło.
- TAJ -Wrzasnął wolny chłopiec, pełen boleści. A potem cisza na nowo przysłoniła ten świat...
