Lost without you.
Wszedł do pustego mieszkania. Dokoła panowała cisza.
Napierała na niego z każdej strony miażdżąc klatkę piersiową ciężarem jakiego nie czuł nigdy dotąd.
Został sam. Sam, choć otaczał go tłum ludzi, którym na nim zależało.
Kiedy zamknął za sobą drzwi pozwolił, by po jego policzku przetoczyła się samotna, słona łza.
A za nią kolejna.
I następna.
Powłócząc bezsilnie nogami skierował się ku sypialni.
Z każdym kolejnym krokiem czuł coraz słabszy. Płuca zaczęły odmiawiać posłuszeństwa. Obawiał się, że nie dotrze do miękkiego łóżka o własnych siłach.
Udało się.
Opadł na nie bezwładnie i wtulił twarz w pościel.
Pościel przesiąkniętą jego zapachem.
Zupełnie jakby wstał z tego łóżka kilka minut temu i poszedł do łazienki zajmując ją na długie godziny co nieustannie irytowało Adama.
Ileż by dał by jeszcze choć raz móc się wściec, że łazienka jest zajęta a on musi zaraz wyjść.
Ileż by dał by usłyszeć dobiegający zza drzwi, zachrypnięty głos z twardym niemieckim akcentem uspakajającym go, że za pięć minut pomieszczenie będzie wolne. Ileż by dał by jeszcze choć raz mogli kochać się pod prysznicem zapominając o czekających ich obowiązkach.
Zacisnął palce na kołdrze tak mocno, że długie paznokcie wbiły się w skórę znacząc ją czerwonymi zadrapaniami.
Nie czuł bólu.
Nie czuł nic.
Zupełnie jakby jego dusza została wyrwana z ciała i, mimo usilnych prób, nie mogła do niego powrócić.
Ktokolwiek powiedział, że wraz z utratą ukochanej osoby umiera cząstka ciebie – kłamał.
Kiedy stracisz tę osobę, twoja dusza umiera razem z nią.
I nie dzieli się na części.
Takie jakieś małe nic. Złapał mnie dół i powstało o to.
