Ginny już od ładnych kilku minut siedziała pod klasą OPCM, czekając na koniec przerwy.
Po krótkiej chwili zauważyła, że ktoś idzie.
Czyżby to był Zabini i Malfoy? Już chciała szturchnąć Lunę, ale tylko trąciła łokciem powietrze.
Wyglądało to dość dziwnie, więc dobrze, że chłopcy zajęci byli rozmową.
A wracając do Luny, to już dwa dni, odkąd dopadła ją straszna grypa.
Rozchorowała się, ale to Ginny ponosiła tego konsekwencje- nie miała nawet do kogo się odezwać.
Chłopak się zatrzymał siadając spory kawałek od niej, a Draco poszedł dalej, zostawiając Ginny samą z obiektem jej obsesji.
Gdyby on tylko nie był Ślizgonem, nie bałaby się tak do niego zagadać.
„Może chociaż spytam która godzina?" Pomyślała dziewczyna rzucając mu ukradkowe spojrzenie. Jednak on, ku jej uciesze, uprzedził ją.
- Nie wiesz czy był już dzwonek? Chyba się wyłączyłem.– Zapytał.
- Nie. – Odparła lekko się czerwieniąc. Zabini zaśmiał się cicho. Albo jej się tylko zdawało.
- Blaise Zabini - powiedział wyciągając rękę.
- Ginny Weasley - przedstawiła się ściskając wyciągniętą dłoń.
- Wiem to.
W odpowiedzi dziewczyna posłała mu pytające spojrzenie. Była pewna, że nawet nie wie jak Ginny ma na imię.
- Twoich rudych włosów nie da się pomylić z niczym innym- wyjaśnił.
- Całkiem możliwe...- Powiedziała cicho.
- Ale i tak są piękne.- Wymruczał niskim głosem, przysuwając się do niej.
Gdy już prawie ujął jej twarz w swoje ręce usłyszała jak ktoś klaszcze.
Otóż naprzeciwko nich stała Luna Lovegood ubrana tylko w słomianą spódniczkę i górę od stroju kąpielowego. Na jej szyi spoczywał wielki naszyjnik z suszonych kwiatów.
Ginny nie była zaskoczona owym widokiem. Można by pomyśleć, że coś takiego to dla niej codzienność! Wydawała się być bardziej znudzona niż zdziwiona. Kilka razy mrugnęła oczami i Luna zniknęła.
Spojrzała ponownie na Zabiniego - nie siedział już obok niej, tylko tam, gdzie na początku.
- Nie, jeszcze nie było- odpowiedziała na zadane wcześniej zadane pytanie.
„Cholera - przeklęła w myślach- głupie wizje"
