Fanfic w dużej mierze zainspirowany opowiadaniem "Growing on me" od Rincewind2.0 i "Compression" od sardonicis imperfecta, które osobiście serdecznie polecam.
Piosenka przeze mnie użyta nosi tytuł "Touched" i należy do zespołu Vast
I do not own Bleach etc. etc.
Wszelka konstruktywna krytyka mile widziana.
Have fun :)
Kensei wypluł wykałaczkę i przeczesał palcami krótkie, siwe włosy. Znowu tutaj był przed wejściem do baru "Nihilizm". Dlaczego zawsze wchodził do środka, skoro równie dobrze mógł poczekać na zewnątrz, aż przydzielony mu do obserwowania dzieciak wyjdzie. Zwłaszcza, gdy wiedział, że w środku tak naprawdę nic ciekawego się nie działo. Chyba na swój sposób polubił to miejsce. Popatrzył jeszcze na zielony fluorescencyjny napis na czarnym tle, który doskonale zakrywał poprzednią nazwę baru i wszedł do środka.
Brak okien, delikatnie zadymione powietrze i żarówki, które dawały więcej cieni niż światła, wprawiały od razu człowieka w senny nastrój. Czarne stoliki były ustawione pod ścianami, poprzedzielane parawanami. Z głośników leciało jak zwykle coś smętnego. Jeżeli samobójcy mieliby jakieś miejsce spotkań, to byłby to właśnie "Nihilizm".
Dość spora różnica w wystroju w porównaniu do poprzedniej knajpy. Nie było się czemu dziwić, w końcu "Hipnoza" miała przyciągając jak najwięcej młodych ludzi, żeby łatwiej było znaleźć chętnych na narkotyki, a zwłaszcza ten jeden – Hougyoku, zwany również "Spełnieniem marzeń". Widział nagrania z przesłuchań z jednym pomarańczowłosym chłopaczkiem uzależnionym od Hougyoku. Dreszcze do dzisiaj przechodzą mu po plecach, jak sobie przypomni. Dzieciak miał może ze dwadzieścia lat i nie potrafił rozróżnić rzeczywistości od wizji tworzonych przez narkotyk. Chociaż po historiach opowiadanych przez chłopaka, Kensei nie dziwił się, że ten chciał coraz więcej. W jego przypadku narkotyk dał przede wszystkim poczucie własnej siły, niezniszczalności niemalże. Na szczęście teraz rudzielec był na odwyku i powinien z tego wyjść. Tylko na jak długo pozostanie zdrowy, skoro na czarnym rynku było jeszcze sporo tego gówna?
Za produkcję Hougyoku i jego rozprowadzanie był odpowiedzialny Aizen Sousuke, który jeszcze do niedawna przez mieszkańców miasta był uważany za niemalże męża stanu. Mężczyzna mimowolnie zacisnął zęby na myśl o całej tej sprawie. To przez całą tę aferę był teraz uwiązany do "swojego" dzieciaka, który miał pecha znaleźć się zbyt blisko nieodpowiednich osób.
Nie rozglądał się na boki, jak za pierwszym razem, gdy trafił do tego klubu. Większość osób – stałych bywalców, po tym miesiącu dobrze kojarzył. Oni jego pewnie też. Podszedł do baru i usiadł na swoim ulubionym miejscu zupełnie w rogu, praktycznie w cieniu. Barman i przy okazji obecny właściciel knajpy – czarnowłosy i bladoskóry, z ciągle podkrążonymi oczami chłopak, jak zwykle bez słowa i z miną, jakby właśnie miał się pochlastać szarym mydłem, postawił przed nim piwo.
- Dzięki Ulquiorra – mruknął Kensei, za co otrzymał wzruszenie ramionami.
Upił alkoholu i zerknął na zegarek, chłopaczek miał jeszcze piętnaście minut, żeby się zjawić. Zawsze przychodził o równej godzinie w te same dni tygodnia. W ogóle miał bardzo dobrze zaplanowany harmonogram, który Kensei zdążył już doskonale poznać od momentu przydzielenia.
On przychodził jako pierwszy, później w zależności od dnia, pojawiały się jeszcze dwie, albo trzy osoby. Również z ogonami, takimi jak Kensei. Raz nawet wpadli na siebie z Shinjim, który miał przydzieloną do obserwacji byłą sekretarkę Aizena - Hinamori Momo, chyba tak się nazywała. A raz zobaczył przyczajonego gdzieś Rose, który z kolei miał pilnować Kirę Izuru, podwładnego Ichimaru Gina - kolejnego bezpośrednio czerpiącego zyski z rozprowadzania Hougyoku. Na myśl o tym mężczyźnie Kensei miał ochotę coś rozwalić. Szybko uniósł butelkę i wypił od razu połowę, by się chociaż trochę uspokoić. Ichimaru Gin skorumpowany skurwysyn, który ostrzegł Aizena o znalezionych na niego dowodach i planowanej obławie, przez co ten zdążył uciec z jeszcze jednym współpracownikiem Kaname Tousenem byłym profesorem na miejscowym uniwersytecie i redaktorem naczelnym jednej z większych w mieście gazet. Tego ostatniego najpierw studentem, a później bliskim współpracownikiem był chłopaczek Kenseia.
Wiecznie unoszący się w knajpie dym zatańczył delikatnie pod wpływem podmuchu wiatru. Kensei zerknął w stronę drzwi.
- O wilku mowa, a wilk tu – mruknął w butelkę, pociągając kolejny łyk.
Uśmiechnął się półgębkiem. Chłopak, który wszedł, był ubrany dokładnie tak samo, jak pierwszego dnia, gdy Kensei zaczął go szpiegować. Wąskie czarne dżinsy ze srebrnym łańcuszkiem przypiętym do szlufki, czarna obcisła bluzka bez rękawów i czarna bandamka zawiązana na prawym nadgarstku. Do tego przez ramię miał przewieszony pokrowiec z gitarą. Dzisiaj wtorek, więc przychodził prosto z prób swojego niedawno założonego zespołu. Po drodze do baru zdjął słuchawki, zawieszając je sobie na szyi i przeczesał sterczące na wszystkie strony czarne włosy. Doskonale wpisywał się klimat knajpy. W przeciwieństwie do Kenseia, który siedział w zielonych bojówkach i szarym t-shircie.
Ulquiorra chyba też zobaczył wchodzącego, bo oderwał się od właśnie czytanej książki i sięgnął po butelkę whisky i szklankę. Zanim chłopak doszedł do baru, whisky z lodem już na niego czekało. Ze słuchawek dało się usłyszeć wciąż lecącą muzykę. W tej chwili był to chyba jakiś utwór klasyczny.
- Jak tam interes się kręci Ulqu? - zapytał się chłopak spokojnym głosem, za którym pewnie większość kobiet poszła by bez wahania do łóżka. Mężczyźni zresztą też.
Bladolicy barman wzruszył ramionami.
- Bywało gorzej – odpowiedział lakonicznie, sięgając z powrotem po książkę. Przez chwilę wyglądało, że to wszystko, co powie, ale jednak podniósł wzrok. - A u ciebie Hisagi? Ruszyło się coś z tą całą sprawą?
Kensei nie powstrzymał się by nie zerknąć nad butelką w stronę rozmawiających. Chłopak westchnął ciężko i w zamyśleniu pogładził się po policzku, gdzie miał wytatuowaną liczbę 69. Zawsze tak robił, gdy się nad czymś zastanawiał.
- Nic – szepnął po dłuższej chwili. - Tu nawet nie chodzi o to, przez co przechodzę w sensie podejrzeń i innych takich. Po prostu myślałem, że go znam, przecież spędzałem z nim w pracy tyle czasu, przez tyle lat i nic nie zauważyłem. Nic – zakończył zamyślony, ale zaraz machnął ręką. Wziął swojego drinka. - Dzięki Ulqu. Miłego czytania.
Barman podziękował skinieniem głowy i wrócił do książki.
Kensei tymczasem odprowadził Hisagiego wzrokiem do stolika, przy którym zawsze siadał i czekał na znajomych. Przeklął soczyście swoich przełożonych. Dlaczego musieli mu dać akurat tego dzieciaka. Wypił piwo do końca i zamachał pusta butelką. Ulquiorra zaraz wymienił ją na kolejną pełnią, z której Kensei upił kolejne kilka łyków. Dlaczego z tych wszystkich osób, które zostały wyznaczone do obserwowania, on musiał dostać tego czarnowłosego, szczupłego, ale umięśnionego chłopaka. W dodatku z takim perwersyjnym tatuażem na twarzy. Jakby chciał powiedzieć całemu światu, że jest do wzięcia. Dlaczego nie dostał tej Hinamori, wtedy to zadanie nie byłoby dodatkowo utrudnione przez własne popędy Kenseia.
Był gejem. Przyznanie się do tego przed samym sobą było trudne i zajęło mu trochę czasu, ale w końcu nie mógł się dalej oszukiwać. Może nie stanowiłoby to takiego utrudnienia w jego życiu, gdyby nie fakt, że do cholery jasnej służył w policji. O tolerancji i równości tych wszystkich mniejszości seksualnych mogą sobie media i ludzie gadać, ale gdy przychodzi co do czego chuj bombki strzela. Gdyby ktoś się dowiedział o jego preferencjach, mógłby pożegnać się z dalszą karierą. W swojej macierzystej jednostce przynajmniej. W tym mieście już na samym starcie zauważył jedną parę homo wśród inspektorów śledczych. Chociaż w tym przypadku należało się zastanowić, czy to kwestia tego, że dobrze się ukrywają, a Kensei zauważył ich tylko dzięki zasadzie "swój swego pozna"? Czy po prostu ich przełożeni przymknęli na to oko, bo jeden z nich pochodzi z dość wpływowej w tym mieście rodziny Kuchiki? A może po prostu są bardziej pobłażliwi niż jego komendant? Jakikolwiek był powód, Kensei im zazdrościł.
Swoich przełożonych za to podejrzewał o jakąś pokręconą logikę. Może pomyśleli, że skoro i on i dzieciak pochodzili z tego samego miasta, to łatwiej będzie mu go śledzić. Może po to, żeby mieli jakiś wspólny temat do rozmowy, jakby kiedykolwiek mieli zamienić ze sobą chociażby słowo. Tylko nie wzięli pod uwagę tego, że Hisagi wyprowadził się piętnaście lat temu, a przez ten czas ich rodzinne miasto dość mocno się zmieniło. Niestety na gorsze.
Drzwi do knajpy otworzyły się i razem z odrobiną świeżego powietrza do środka wpadł dźwięczny kobiecy śmiech.
- Och Kira – zamruczała hojnie obdarzona przez naturę i nie ukrywająca tego blondynka.
- To nie miało być śmieszne Rangiku – odezwał się chudy blondyn, który wszedł za nią.
- Och doprawdy posępny jak zwykle – skomentowała kobieta zawiedziona.
Machnęła dłonią i skierowała się w stronę rogu, gdzie siedział Hisagi. Kira za to podszedł do baru, na którym stało już jedno piwo i kieliszek, w którym zaraz znajdzie się przyrządzany właśnie drink.
Blondyn skinął głową barmanowi na powitanie, ale nie odezwał się ani słowem. Ulquiorra też się nie kwapił do rozmowy. Cóż tę dwójkę można by wrzucić do wikipedii pod hasłem "emo" doskonale by się tam odnaleźli. Chociaż blondyna Kensei mógł zrozumieć. Nawet jeżeli okaże się niewinny, chłopaczek może się pożegnać z karierą w policji. Ichimaru swoim numerem go załatwił na amen. Ta afera będzie się za nim ciągnęła jak smród po wojsku. Na co cierpiał Ulquiorra, Kensei nie miał pojęcia i nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać.
Dopiero, gdy drink był właśnie nalewany do kieliszka, Kira otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył. Ulquiorra sięgnął pod bar i do podanych już alkoholi dostawił szklaną popielniczkę. Kolejne skinienie głowy ze strony blondyna i ta jakże porywająca konwersacja się zakończyła. Byłaby z nich idealna para. Jako, że żaden z nich się nie odzywa, to pewnie nigdy by się nie kłócili. Ciekawe, czy podczas seksu też by nie wydali żadnego dźwięku...
Kensei potrząsnął głową. Źle już z tobą panie oficerze skoro takie myśli ci po łbie łażą. Westchnął ciężko i z kieszeni zielonych bojówek wyciągnął pudełko wykałaczek. Jedną włożył między wargi. Niedawno rzucił palenie i wciąż odczuwał przemożną potrzebę trzymania czegoś w ustach. Była jedna rzecz, którą z przyjemnością potrzymałby w ustach, a która należała to pewnego wytatuowanego dzieciaka... Zaraz wymierzył sobie siarczystego mentalnego plaskacza za takie myśli. Źle z tobą panie oficerze.
Bawił się prawie pustą butelką kreśląc kółka brzegiem denka. Co jakiś czas spoglądał w stronę towarzystwa w rogu, które swoją drogą właśnie zapaliło po papierosie.
Dziwny zbieg okoliczności w sumie. Ze śledzonej trójki znał się wcześniej Kira z Hinamori, bo chodzili do tej samej klasy w liceum. Z tego co dobrze kojarzył z raportów, do tej samej klasy chodził również chłopaczek inspektora Kuchiki – Abarai Renji. Hisagi chodził do tej samej szkoły, tylko był dwa lata starszy od pozostałej dwójki. Z tego co było wiadomo nie utrzymywali ze sobą stałego kontaktu od czasów szkolnych. Blondynka Matsumoto Rangiku była o dwa lata starsza od Hisagiego, przewijała się w raportach, jako stara znajoma Ichimaru, a która przez tego ostatniego znała się z Kirą.
Regularnie zaczęli się spotykać dopiero po tym, jak cała afera zaczęła powoli przeciekać do opini publicznej. Początkowo policja myślała, że koordynują jakieś działania związane z Aizenem i jego paczką, ale Kensei już niedługo po przydzieleniu do swojego dzieciaka wiedział, że nie w tym rzecz.
Połączyła ich zdrada. Zdrada osób, które były im bliskie, a które ich okrutnie oszukały. Teraz każde z nich nosiło w oczach stygmat smutku. Nawet ta roześmiana blondynka. Kilka razy Kensei widział ją w "Nihilizmie" samą, jak piła w ciszy wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Była doskonałym przykładem powiedzenia, że "stara miłość nie rdzewieje". Chociaż z tego co wiedział, to najgorzej przeżyła to wszystko nieobecna w tej chwili dziewczynka od Aizena. Teoretycznie była tylko jego sekretarką, ale traktował ją trochę jak przybraną córkę. Próbowała popełnić samobójstwo. Jej Shinji pilnował bardziej po to, żeby nie próbowała ponownie. Ci ludzie byli zbyt cennymi świadkami, żeby dać im umrzeć.
Włączyła się kolejna piosenka, tę nawet kojarzył.
Touched
You say that I am too
So much of what you say is true
Śpiewały głośniki głosem wokalisty Vast.
I'll never find someone quite like you
Again
I'll never find someone quite like you
Like you
Niemalże z dedykacją dla towarzystwa w rogu.
The razors and the dying roses plead
I don't leave you alone
The demi-gods and hungry ghosts of God
God knows I'm not at home
Kira zapatrzył się gdzieś w głąb swojej butelki.
I'll never find someone quite like you
Again
I'll never find someone quite like you
Again
Matsumoto wstała i poszła do łazienki.
I, I looked into your eyes and saw
A world that does not exist
I looked into your eyes and saw
A world I wish I was in
Hisagi bawił się resztkami lodu, jaki został w szklance po whisky.
I'll never find someone quite as touched
As you
I'll never love someone quite the way that I
Loved you
Przebrzmiały ostatnie akordy. Włączył się jakiś bardziej pozytywny, jak na warunki "Nihilizmu", kawałek z fortepianem w roli głównej. Kira otrząsnął się, tak samo Hisagi, znowu zaczęli rozmowę. Matsumoto wracając z łazienki zahaczyła o bar, przysiadła na stołku. Uśmiechała się.
- Jak zwykle puszczasz same smęty – poskarżyła się bladolicemu.
Zagadnięty spojrzał na kobietę z miną, która mówiła "a czego innego się spodziewałaś?" i dał jej swoją uniwersalną odpowiedź, czyli wzruszył ramionami.
- Jeszcze jednego? - zapytał tylko znad książki, którą zaraz odłożył, gdy potwierdziła gestem.
- Weź też dla mnie Rangiku - zawołał z rogu Hisagi
- Słyszałeś słodziutki – przekazała barmanowi.
Po chwili stały przed nią kieliszek z drinkiem i szklanka z kolejną porcją whisky. Puściła całusa w stronę chłopaczka za barem i razem z napojami wróciła do stołu.
Kensei dokończył swoje piwo i wrzucił przeżutą wykałaczkę do pustej butelki. Juz chciał zostawiać pieniądze i wychodzić, ale niespodziewanie podszedł do niego Ulquiorra.
- Zapomniałem wcześniej – odezwał się swoim monotonnym głosem. - W przyszły piątek Hisagi – wskazał na chłopaka przez ramię. - Będzie dawał koncert razem ze swoim zespołem. Czuj się poinformowany.
- Dzięki, będę pamiętał – mruknął, zapłacił za piwo i wyszedł.
Hisagi powinien posiedzieć jeszcze jakąś godzinkę, więc może się przespaceruje. Schował ręce w kieszenie i ruszył przed siebie. Jak tak dalej pójdzie, to od tej roboty złapie jakąś deprechę. Może uda mu się namówić Shinjiego, żeby na tym koncercie posiedział z nim. Może w końcu nie będzie w tej knajpie wyglądał, jak samotny facet z kryzysem wieku średniego.
