Tytuł: Kwiaty
Autor: cathedra carver
Link do oryginału na fanfiction net: /s/5694985/1/The-Flowers
Parring: HG/SS
Zarówno ja i autorka oświadczamy, iż żadne z postaci nie należą do nas.
Opis:
Była udekorowana czerwonymi różami.

Trzy tygodnie po tym, jak wprowadziła się do jego mieszkania, wrócił wcześniej do domu by zobaczyć jej torbę i buty rozrzucone przy wejściowych drzwiach, jej płaszcz leżący pognieciony na podłodze. Nie powinna jeszcze wrócić z Ministerstwa przez kilka godzin. Serce stanęło mu w piersi. Wszedł po schodach przeskakując po dwa stopnie na raz.

- Co się stało? – zapytał w progu. Była druga po południu a Hermiona leżała w łóżku, zwinięta na boku, przyciskając butelkę z gorącą wodą do brzucha. – Jesteś chora?

- Nie do końca – powiedziała zza zaciśniętych zębów.

- Więc co się dzieje? – Podszedł szybko do niej i położył swoją chłodną dłoń na jej wilgotnym od potu czole. – Jesteś chora.

Przysiadł na skraju łóżka i ścisnął jej białe i sztywne palce swoimi.

- Nie, nie. To nic poważnego. – Zamknęła na krótko oczy. – Po prostu Ciotka przyjechała.

Cisza.

- Kto? – Nie oczekiwali, na ile się orientował, żadnych gości.

- No wiesz. Dama w Czerwieni.

- Pardon?

- Severusie, serio? Czerwony Alarm? Trudne Dni? Morze Czerwone? – Patrzyła na niego czekając na błysk zrozumienia. Nie doczekała się. – Naprawdę? Najazd Indian? Krwawa Mary? Czerwona Flaga? Czas Czekolady?*

Zmarszczył brwi, jego dłoń delikatnie zaciskała się na jej. Zaczynał myśleć, że upadła w pracy i uderzyła się w głowę. – Hermiono, proszę, o co ci chodzi-

- Och, no dobrze – westchnęła, przesuwając nieco butelkę. – Mam miesiączkę, Severusie. Jesteś zaznajomiony z tym terminem?

Przełknął ślinę i próbował wyglądać nonszalancko. – Tak. Tak, jestem, istotnie, i dlaczego nie mogłaś po prostu powiedzieć od razu-

- Doprawdy, mężczyźni są tak tępi. Nic dziwnego, że tak łatwo było ich zdezorientować w szkole.

- Pardon?

Zauważył oczywiście jej kolekcję kobiecych produktów w szafce pod umywalką, ale mądrze uznał, że tego nie skomentuje. Zauważał jej rzeczy w całym swoim domu, i za każdym razem, kiedy przechodził koło jej swetra, książki, czy zbłąkanego kolczyka, jego serce napełniało się odrobinkę nieopisanym zdumieniem i najsłodszą radością, jaką można sobie wyobrazić.

- Widzisz, miałyśmy swoje kody w szkole, żeby móc się komunikować tak, aby chłopcy nie wiedzieli o czym mowa – wyjaśniła krzywiąc się przez, jak założył, szczególnie nieprzyjemny skurcz. – Kwiaty były ogromnie popularne wśród Gryfonek.

- Kwiaty.

- Tak! Widzisz, według Oxford English Dictionary, kwiaty są przestarzałym określeniem miesiączkowania, pochodzący z francuskiego fleurs, lecz francuscy uczeni uważają to słowo za przeróbkę łacińskiego flueurs, co z łaciny znaczy „płynący". „Fluor" jest wciąż używany w ginekologii do oznaczania upławów z waginy.

Cisza.

- Czyż to nie jest fascynujące? – naciskała.

- Całkiem – powiedział w końcu z nadzieją, że jego głos brzmiał pewniej niż on sam się czuł.

- Właściwie to francuscy uczeni mają rację, tak myślę. Pierwszy przykład w OED brzmi: „Kobieta w bólach krwawić będzie/Za wstrzymywanie swych kwiatów".**

Więcej ciszy.

- Ach – powiedział, przytakując. Jakimż źródłem informacji była.

- Tak! W każdym razie my, Gryfonki, używałyśmy nazw różnych kwiatów by określić, jak bardzo źle było. Na przykład Lilia oznaczała, że wszystko w porządku, dopiero co skończyłyśmy cykl lub jeszcze się nie rozpoczął. Obuwik Królewski był łagodnym bólem i lekkim krwawieniem. Aksamitka oznaczała od umiarkowanego do ciężkiego, ale wystarczającego do opuszczenia lekcji bólu. I Róże, mój Boże. Róże były najgorsze. W skrócie oznaczało to rzuć mi tampon i zaprowadź do skrzydła szpitalnego w tej chwili!

Snape zamknął oczy, wypuścił powietrze przez nos. Kochasz tę kobietę, przypominał sobie. Bardziej niż wszystko inne. Bądź cierpliwy.

- I ta synchronizacja! Właśnie sobie przypomniałam – uśmiechnęła się czule.

Czekał, unosząc jedną brew.

- Widzisz, jeśli dziewczyny mieszkają ze sobą na małym metrażu nieuchronnie zaczną razem miesiączkować. To coś związane z poziomem stresu i zapachem hormonów, nie jestem do końca pewna, ale do chwili aż skończyłam szkołę Ginny Weasley i ja byłyśmy zsynchronizowane co do minuty. To była najzabawniejsza rzecz-

Snape udanie powstrzymał silną potrzebę by wetknąć palce w uszy i krzyczeć: „La La La La La" z całych sił w płucach. Wspierający partner, upominał się. Rozumiejący chłopak. Kochasz tę kobietę bardziej niż życie samo w sobie.

- Ale – przeczyścił gardło, ciągle w szoku. – Nie jestem pewien czy rozumiem co robisz w łóżku wyglądając, jakby uderzył cię tłuczek. Czy coś cię boli?

- Tak, mój drogi panie. Bardzo boli. Boli ogromnie i nie do opisania. Czuję się, jakbym połknęła szkło i mogę w każdej chwili zwymiotować.

Snape'owi opadła szczęka.

- Zdarzało się wcześniej. – Zamilkła. – Co przypomina mi, że jeśli byłbyś tak miły i przyniósł mi wiadro to byłabym wdzięczna.

- To znaczy – powiedział przerażony, – że przechodzisz przez to każdego miesiąca?

- No tak – odparła, podciągając kolana bliżej piersi. – Odkąd skończyłam trzynaście lat. Pierwszej miesiączki dostałam na zajęciach z Minerwą. Bogu dzięki, że nie na twoich, ha ha! Myślałam, że Draco dolał mi tego dnia Wywar Żywej Śmierci do soku dyniowego! – Zaśmiała się słabo. Nie dołączył do niej. – Niektóre miesiące są gorsze od innych. Ten jak na razie jest dość znośny.

Dość znośny?

- Ale… ale to niedorzeczne! – Naciągnął koce wyżej na jej ramiona. – Na pewno jest coś, co można zrobić, wziąć eliksir, który złagodziłby to cierpienie. Może jakieś zaklęcie?

- Och, próbowałam już wszystkiego przez te lata, uwierz mi – wydała z siebie mały, zbolały śmiech. – Wszystkie próbowałyśmy. Pluskwicę groniastą i nalewkę z kaliny. Rzecz jasna nie każda cierpiała tak bardzo jak ja, ale zawsze była w skrzydle szpitalnym kolejka słaniających się dziewcząt, wymyślających nowe wymówki do tłumaczenia profesorom dlaczego opuściły ich zajęcia.

Skrzydło szpitalne. Profesorowie. Zapaliła się żaróweczka. – Masz na myśli… w Hogwarcie?

- Oczywiście! A co ty myślałeś? – Spojrzała na niego. – Madame Pomfrey miała pełen zapas waleriany i rumianku, które szły jak woda. Musiałeś zauważyć.

Jak teraz o tym pomyśleć to faktycznie, pamiętał jakieś niejasne rozmowy z Poppy o krwawym księżycu i cyklach miesięcznych, które w tamtych chwilach brzmiały dla niego jak jakieś newage'owskie bzdety.

- Ale mogłem pomóc! Dlaczego nikt nie powiedział mi, co się dzieje? Mogłem… coś zrobić.

- Severusie – powiedziała surowo, ale bardzo czule. – Uważasz że twoi uczniowie, twoje uczennice zwierzyłyby się przerażającemu profesorowi Snape'owi ze wszystkich krwawych szczegółów o ich Miesięcznym Potworze a następnie poprosiły, byś uwarzył im eliksir na złagodzenie skurczy?

Zaśmiała się na tę myśl, a potem skrzywiła.

- Cóż, nie, oczywiście, że nie – powiedział sztywno, ponownie ściskając jej palce. – Ale mogłem rozdać to jakoś przez Poppy albo Minerwę. Nikt nie musiałby wiedzieć, skąd się to wzięło.

- Jesteś bardzo słodki – powiedziała, przyciągając jego dłoń do swoich ust i całując ją. – Naiwny, ale słodki.

- Mogę coś dla ciebie teraz zrobić? – Poczuł naglę potrzebę jakiejś służby, aby odrobić te wszystkie lata w których ona leżała tak, jak teraz, blada i jęcząca, z zaciśniętymi zębami i skurczami macicy.

- Cóż, bardzo, bardzo gorąca herbata pomaga – powiedziała, wydając z siebie cichy jęk. Serce mu drgnęło. – I… mógłbyś, jeśli chcesz, pomasować mnie w dole pleców. To zawsze jest dobry plan.

- Wszystko – powiedział, niezmiernie mu ulżyło, że ta konkretna przeszkoda w ich związku się rozwiązała, i kiedy jego dłoń zataczała powolne, szerokie, silne kręgi na jej napiętych mięśniach zaczął układać swój własny plan.

Wiedział, ponieważ był Snape'em, że nie został uwarzony dla niej odpowiedni eliksir po prostu dla tego, że nikt odpowiednio uzdolniony jeszcze się za to nie zabrał.

I tak to się zaczęło, następnego tygodnia z książkami każdego kształtu i każdej grubości, diagramami, skomplikowanymi formułami i późnymi nocami, i musiał się uśmiechnąć, kiedy uświadomił sobie jak ważne jest użycie kwiatów w wielu eliksirach przeciwko skurczom.

- Severusie? – zawołała pewnego popołudnia w głąb piwnicy, w której miał swoje laboratorium. – Co ty tam robisz?

- Badania – odpowiedział ogólnikowo.

- Ach – powiedziała. – Jasne. Cóż, jak skończysz to herbata jest gotowa.

Następnego miesiąca był uzbrojony. Gdy Hermiona leżała drżąca i jęcząca z butelką i herbatą, jej twarz miała osobliwy odcień szarości, podał jej dymiący puchar i kazał wypić.

- Co to? – zapytała, usiłując usiąść i marszcząc nos z powodu zdecydowanie nieprzyjemnego zapachu.

- Napar z cimicifuga i colocynthis.***

- Pysznie – powiedziała. Wypiła i natychmiast zwymiotowała wszystko na podłogę u jego stóp (w tym miesiącu zapomniał o wiadrze).

- Czy właśnie tym zajmowałeś się w piwnicy cały miesiąc? – zapytała padając ponownie na poduszki.

Westchnął, usuwając jej wymiociny Evanesco. – Tak. Ale nie mam zamiaru się poddać. Są setki innych wariacji, których mogę spróbować. Właściwie – powiedział unosząc jedną brew i walcząc z uśmieszkiem – olej z nagietka, w bardzo małych ilościach, mógłby jakoś pomóc.

- Och. Cóż. – Zarumieniła się. – Nie wywlekajmy niemiłych wspomnień, dobrze? – powiedziała, przesuwając się pod kocami. – To bardzo miłe z twojej strony. Oby więcej szczęścia dopisało następnym razem.

Miesiąc później użył lilii tygrysiej, dong quai**** i cynamonu (pokryła się zielonymi i niebieskimi plamami), razem z kwiatem bananowca, kolendrą i rutą syryjską.

- Myślę, że temu możemy zdecydowanie wstawić Trolla – powiedziała, kiedy wypełzła z toalety dziesięć minut później. Snape pomógł jej dotrzeć z powrotem do łóżka, gdzie owinął ją i przycisnął usta do jej czoła, zdeterminowany bardziej niż kiedykolwiek, aby uwarzyć perfekcyjny eliksir.

Miesiąc po miesiącu wracał do domu z naręczem kwiatów: mak, krwawnik, złocień, waleriana.

- To dla mnie? – drażniła go Hermiona, uśmiechając się nieśmiało do niego i wdychając głęboko zapach kwiatów pałczaka.

- Tak – odpowiadał, całując jej policzki, jej czoło, jej usta. – Dla ciebie.

W pewnym momencie, w czasie ich dwunastego miesiąca wspólnego życia, uświadomił sobie coś zaskakującego.

Siedzieli razem pewnego wieczora, blisko siebie, pijąc herbatę i patrząc na płomienie tańczące w kominku.

- Nie... nie miałaś żadnych… - przełknął. Spokojny głos, Severusie, ostrzegł sam siebie. Tylko spokojnie. – Bólów menstruacyjnych ostatnio.

Uśmiechnęła się na jego oczywisty dyskomfort.

- Nie miałam – zgodziła się, trzymając go za rękę. – Od jakichś dwóch miesięcy. – Siedzieli we wspólnej ciszy, patrząc w kominek.

- Zatem – powiedział z nadzieją – to będzie ten ostatni? Ciecierzyca, sezam i imbir? Zadziałał?

- Cóż, tak, na pewno zadziałał lepiej niż wszystko, czego próbowałam przez lata. – Wyszczerzyła do niego zęby w uśmiechu. – Dziękuję.

- Nie ma za co.

Patrzyła w ogień nieco dłużej, sącząc herbatę kiedy on przyglądał się jej profilowi.

- Tak właściwie – powiedziała nagle – odkryłam, całkowicie przypadkiem, najlepszy lek na skurcze w życiu, i jest tak banalny, że to dość zabawne.

- Naprawdę? – Jego zainteresowanie wzrosło.

- Tak! – Ścisnęła jego dłoń. – Nie jestem pewna, czy Poppy by go poleciła, a przynajmniej nie uczennicom Hogwatu. – Zamilkła. – Czekam na Bociana!

- Pardon?

- Hmm. Jestem w Budyniowym Klubie? Przy Nadziei? – Zachichotała. – Już wiem! Jestem w delikatnym stanie. Jem za dwóch. W trudnej sytuacji! Oczekująca!*****

- Oczekująca na co? – zapytał, starając się z całych sił nie brzmieć na tak poirytowanego, jak się czuł. – Hermiono-

- Naprawdę, Severusie – patrzyła na niego. – Jestem w ciąży.

Gdy jego filiżanka uderzyła w podłogę i rozbiła się na setki kawałeczków, ona westchnęła, wywróciła oczami i wymamrotała zdegustowana:

- Mężczyźni są tak tępi-

Fin.


*Te wesolutkie nazwy, oprócz pierwszej – akurat mamy odpowiednik - nie zostały przetłumaczone z angielskiego na nasze, ponieważ uznałam, że lepiej brzmieć będą nasze rodzime określenia tego uroczego czasu w miesiącu.

**„A woman schal in the harme blede/For stopping of her flowrys" - nie wiem, jak przełożyć to inaczej, propozycje mile widziane.

***Pluskwica groniasta i arbuz kolokwinta. Skoro użyto łaciny, to ją zostawiam.

****Dzięgiel chiński (Angelica sinensis). Ponoć faktycznie działa.

*****Tutaj również niektóre nazwy są przetłumaczone niedosłownie, zastąpione polskimi odpowiednikami. Strasznie dużo przypisów, co?