To wszystko stało się za szybko!"-pomyślałem

Był wczesny wieczór. Ja i Cecile siedzieliśmy na sofie w laboratorium. Piliśmy kawę. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Była naprawdę niezwykłą kobietą… piękna, zgrabna, inteligentna. Bardzo podobały mi się jej granatowe włosy. Chwilę później wróciliśmy do pracy nad nową ulepszoną wersją „Lancelota".

- Cecile…

- Słucham Lloyd

- Podasz mi tę teczkę z biurka?

- Mhym- odparła i wstała z obrotowego czarnego krzesła na kółkach. Podała mi papiery.

- Dziękuje- powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej. Cecile zarumieniła się. „ Dasz radę Lloyd! Tylko weź się w garść!"-pomyślałem

- Cecile…

- O co chodzi?

- Czy nie poszłabyś ze mną teraz na lunch?- zapytałem niepewnie. „Cholera ona się nie zgodzi!"

- Eee- odparła- Tak, chętnie.

- Super!- wykrzyknąłem- Chodźmy! „ Hip hip Hooray˜"

Wtedy… stało się to o czym bym nigdy nie pomyślał. W laboratorium wybuchła bomba.

- CECILE!- krzyknąłem i rzuciłem się w jej stronę. Przewróciłem ją i zasłoniłem własnym ciałem. Sufit spadł nam na głowę.

10 sekund później było już po wszystkim. Czułem straszny ból na całym ciele, a wokół mnie panowała całkowita ciemność.

- L…Lloyd?- wyszeptała kobieta. Nie widziałem jej twarzy, choć była tuż przede mną. Jej głos drżał. Chyba płakała.

- C…Ce…Cecile!- odparłem, z trudem łapiąc powietrze- Nic ci się nie stało?

- Chyba nic poważnego- powiedziała, już spokojniejszym głosem- Lloyd… dziękuje.

- Nie… ma… za… co- odparłem. Traciłem przytomność. Wszystko wokół stopniowo cichło. „ Cholera, nie teraz!" Moja głowa opadła na ramię kobiety.

Ciąg Dalszy Nastąpi…