Rozdział pierwszy

Czasem trzeba zrobić coś szalonego. Coś, czego nigdy wcześniej się nie robiło.

Ruszyła pustą kamienną dróżką, w stronę motelu, w którym przez najbliższe dni będzie mieszkała. W jednej ręce trzymała torbę z rzeczami. Obok niej szedł jej wierny towarzysz, Levi. Pogrążona w myślach, początkowo nie zauważyła, że pies trąca ją pyskiem. W końcu jednak spojrzała na niego i zrozumiała, że jej coś, a la komórka, dzwoni. Wyjęła ją, spojrzała na wyświetlacz i zmarszczyła brwi. Na ekranie pojawiło się migające zdjęcie Jacka, znak że dzwoni. Po chwili zastanowienia, odrzuciła połączenie. Wtedy ujrzała, że nie dzwonił po raz pierwszy, i nie jako jedyny. Oprócz jego numeru, były jeszcze imiona Lucy, Tary, Bobby'ego, a nawet Mylesa. Z głośnym westchnieniem, wyłączyła komórkę. Jeszcze nie mogą dowiedzieć się, co się stało, czemu tak nagle zniknęła.

O jej nagłym zniknięciu, wiedział jak na razie tylko D., a on jedynie z powodu, tego że musiał podpisać zgodę na jej urlop. A i Dimitrius, nie miał bladego pojęcia, dlaczego wyjeżdża i dokąd. Tak czy siak, gdzieś w dokumentach, miała zgodę na dwutygodniowy urlop oraz bilety lotnicze.

Tak w zasadzie, to wiedziała, że powinna kogokolwiek poinformować o wyjeździe. Tyle, że decyzja została podjęta tak nagle, a informacja, że dostała się na ten kurs, przybyła w ostatniej, prawie że chwili, a do tego dochodził fakt, kłótni z Jackiem. A poza tym, nie poinformowała ich wcześniej o pomyśle zapisania się na ten kurs, tylko dlatego, że nie chciała łudzić szczęścia.

Właśnie, kłótnia z Jackiem. Nic nie wskazywało na to, że z pozoru zwykła rozmowa, gdy jako jedyni zostali wieczorem na nadgodzinach w pracy, doprowadzi, aż do zerwania zaręczyn. A poróżnili się z powodu, zwykłej sprawy. Chociaż, nie.. poróżnili się dlatego, że mieli inne poglądy na temat przesłuchiwania więźniów. Nie po raz pierwszy, była na niego zła, z powodu tego jak podchodził do zamachowców. W końcu byli to tylko ludzie, nic nie uprawniało Jacka, by traktował ich jak śmiecie.

A może przesadza? Przecież, wychowana w konserwatywnej rodzinie, miała dość specyficzne poglądy na życie. W tym, że każdy człowiek, obojętnie jaki, jest równy wobec innych. A innym z zespołu nie przeszkadzały metody Jacka. Tak czy siak, po dłuższym czasie kłótni, nie wytrzymała, zdjęła z reki pierścionek zaręczynowy, położyła go na biurku Jacka i zanim ten zdołał przetrawić wiadomości, wyszła. Tego wieczora nie odbierała telefonów, od chwili gdy otrzymała wiadomość, że dostała się na bezpłatny kurs. Następnego dnia ze spakowaną walizką, podjechała jak najwcześniej do pracy, wiedząc, że o tej porze nie spotka Jacka i skierowała się od razu do Dimitriusa. Ten, bez większego zdziwienia podpisał jej zwolnienie, zapewne nie maił jeszcze pojęcia o tym co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Później pojechała na lotnisko, odebrała bilety i wsiadła do samolotu na lot do Paryża. A od dwóch godzin jest już w stolicy miłości. Bez ukochanego, porzuconego z własnej winy. Może za ostro zareagowała? A i bez tego, nie powinna tak po prostu odejść bez słowa.

Doszła już do ośrodka. Po krótkim zarejestrowaniu, udała się do swojego pokoju i wyjrzała przez okno. Widniał przez nie, piękny widok na Paryż.

- Levi? Widzisz? – zapytała psa, który zainteresowany podszedł za właścicielką do okna – Teraz mamy urlop.. Prawdziwy, dwutygodniowy urlop.

Późnym popołudniem, akurat, gdy Lucy Dotson Lelland postanowiła zrobić sobie krótką drzemkę, rozległ się dzwonek komórki. Zastanawiając się, kto może do niej teraz dzwonić, podniosła słuchawkę i usłyszała znajomy głos:

- Lucy? Wiesz może gdzie jest Sue? – zaczął bez żadnego wstępu.

- Nie widziałam jej od wtorku, a tak w ogóle to cześć – ziewnęła – Jutro wrócę na te ostatnie kilka tygodni, to pogadam z nią.

- Ale o to właśnie chodzi – słychać było, że Jack jest zdenerwowany – Nie odbiera telefonów, nie ma jej w pracy, w ogóle jakby rozpłynęła się w powietrzu.

- To że nie odbiera telefonów, to akurat wiem. Próbowałam się dodzwonić do niej, bo pytała co chcę żeby kupiła dla Micheala. Jack, czy wy przypadkiem się o coś nie pokłóciliście? Bo masz taki dziwny ton głosu – zaniepokoiła się Lucy.

-Tak jakby – odparł zmieszany.

- Czy powiesz mi o co chodzi? – zapytała.

-Jeszcze nie. Najpierw muszę z nią porozmawiać – powiedział i po chwili się rozłączył.

Przez dłuższy czas dzwonił kolejno do każdego członka zespołu. Jednakże była niedziela, a oni mieli co drugą niedzielę wolną. A teraz właśnie taka była. Dimitriusa nie widział od piątku, a od jego żony wiedział, że D. jest chory i teraz się kuruje, ale najpewniej przyjdzie do pracy w poniedziałek. Z kolei zarówno Tara, jak i Bobby nie mieli zielonego pojęcia czemu Sue nie przyszła wczoraj do pracy, a jej telefon się nie odzywa.

Westchnął. Nie tak planował ich ostatnią rozmowę. Mieli napisać końcowy raport, a później chciał zaprosić ją na kolację i omówić ślub. Jednak tory ich dyskusji wjechały na zupełnie niewłaściwe tory. Zaczęli bowiem omawiać dogłębnie sposób przesłuchiwania Richarda T. jednego z podejrzanych o zamach terrorystyczny. Dokładniej zaś mówiąc, to Sue, zaczęła mu zarzucać złe traktowanie więźnia i zbyt okrutne przesłuchiwanie go.

- Jesteś zbyt miękka, Sue. Praca tutaj niczego, jak widać, cię nie nauczyła – rzucił, zanim zdołał ugryźć się w język.

Powinien wtedy rzucić jakąś żartobliwą uwagę lub skierować rozmowę na ich wspólną przyszłość, tekstem choćby najbanalniejszym ''Ale właśnie za to cię kocham'' czy ''Przynajmniej kłótnie małżeńskie nam nie grożą''. Jednak jego niewyparzona gęba, znów dała o sobie znać.

A Sue nie zwlekała z odpowiedzią.

- Ah tak?! Ja przynajmniej nie traktuję ludzi jak śmieci! – krzyknęła.

Pamiętał, że była wtedy zdenerwowana. Nie potrafiła, a może nie chciała załagodzić konfliktu, tylko podsyciła jego i swój gniew. Powinien wtedy podejść do niej i po prostu ją przytulić. Ale w tamtej chwili wściekłość przesłoniła mu jasność umysłu.

I tylko zaognił spór.

- Naprawdę Sue? – mógł powiedzieć choćby tylko ''czy ja ciebie traktuję jak śmiecia?'' i to na pewno zakończyłoby kłótnie zanim na dobre siebie zranili. Ale jego hak jakiegoś osła stać było tylko na – Tyle, że jak nie próbuję oczyszczać każdego zatrzymanego, tylko dlatego, że w przeszłości ojciec dał mu jeden raz czy dwa klapsa.

Widział jej gniew wypisany na twarzy. Widział, że burzy się w niej krew. Nigdy wcześniej nie widział jej tak wściekłej i prawdę mówiąc nigdy więcej nie chciał widzieć jej znów takiej. Jednak wtedy na to nie zważał. Dopiero teraz myśląc o tym dniu, przypomniał sobie jej wyraz twarzy.

- Bo co? Przynajmniej traktuję ich na równi ze sobą! To jest przestępstwo?

- Za bardzo się z nimi spoufalasz! To przestępcy. W dodatku nie tyle przestępcy, co mordercy! Mordercy niewinnych ludzi!

- Skąd wiesz?! Pytałeś się ich?! A, nie bo pan Mądrala był zbyt zajęty oskarżaniem ich i zdobywaniem kolejnych awansów! Karierowicz – prychnęła z pogardą.

Wiedział, że naprawdę tak nie myślała. Że to wszystko wina jej zbytniego wzburzenia. A jednak w tamtym momencie nie myślała logicznie.

- Widać, że praca tutaj niczego cię nie nauczyła- powtórzył.

I wtedy zauważył, że przesadził. Gdy na początku powiedział te słowa, ona najwyraźniej nie zwróciła na nie większej uwagi. Ale teraz sprawił, że zapanowała długa, męcząca cisza. I stało się coś, czego Jack nie spodziewał się nigdy. Sue zdjęła pierścionek zaręczynowy, położyła go na biurku przed agentem, odwróciła się i wyszła. Wszystko to stało się, zanim on zdołał się połapać, co i jak. Od tamtej pory tj. od piątku jej nie widział. I coraz bardziej się o nią niepokoił.

Pierwszy dzień wolnego spędziła wędrując pieszo po zatłoczonych ulicach Paryża. Raz po raz wskazywała Levi'owi na kolejny piękny budynek/rzeźbę/most/fontannę i robiła zdjęcie tegoż obiektu architektonicznego. Była zachwycona pięknem tego miasta. Fakt, że dotychczas niewiele razy była za granicą przyczyniał się również w dużym stopniu do jej oczarowania stolicą Francji. Ale nawet to nie pomogło jej zapomnieć o kłótni z Jackiem.

Westchnęła. Zajęcia zaczynała wieczorem od ogniska zapoznawczego. W sumie oprócz niej na kursie było 100 osób i jak zobaczyła na liście uczestników z najróżniejszych krajów, choć i tak przeważali Amerykanie i Francuzi.

Tak, posłuchanie się swojego brata, było na razie najlepszą rzeczą, którą w ostatnim tygodniu zrobiła. I choć i tak nie wiedziała do ostatniej chwili czy się dostała, to wybranie się za granicę i odsunięcie się od własnych problemów, wpłynie na nią dobrze. Spojrzy na to z boku, bez emocji i podejmie właściwą decyzję. Może, jeśli przejdzie ten kurs bez żadnych wpadek, to zdecyduje się tu zostać i znaleźć jakąś pracę, którą dzięki jednemu papierkowi od organizatorów kursu, powinna dostać bez problemu. Ale… Cóż, wolała nie myśleć, co zrobi gdy już te dwa tygodnie się skończą. A na pewno nie o tym, że będzie musiała dokonać bardzo trudnego wyboru.