Zacisnął drżące, spocone dłonie na swojej katanie. Stróżki potu spływa spod czarnej, zmierzwionej czupryny, gromadząc się na nosie, policzkach i szyi.
Kątem oka widział, jak coraz mocniej zaciska dłoń, a kłucie w okolicy gdzie powinno znajdować się jego serce zmaga się na sile.
Musiał wygrać. Miał już serdecznie dość poniżania, dość słów przesączonych ironią, dość iskry tryumfu wymalowanej na jego twarzy. Dość przegranej! To musiał być koniec, ostatnie słowo, ostatni ruch. Śmierć jego świcie rodem z horrorów!
Wprawił w ruch narzędzie, które miało położyć kres jego rządom. A w ustach czuł już smak zwycięstwa…
— Gdzie twój dom, tam serce twoje, Lou-kun. Fufufu~
Joker odszedł, podrzucając w dłoni bryłkę, w której znajdowało się jego bijące jeszcze serce.
Serce, które własnymi rękami wydarł sobie z piersi.
