Elliot Nightray leżał na łóżku, dysząc ciężko. Mocniej zacisnął oczy i pięści tak, że u tych drugich aż zbielały knykcie. Próbując uspokoić oddech, przewrócił się na bok i owinął ramiona wokół poduszki.

-Znowu ten sen, co? - kpiący głos przerwał ciszę pokoju.

Elliot zerwał się gwałtownie i utkwił wzrok w postaci, siedzącej na balustradzie balkonu. Blond włosy, związane w krótką kitkę, iskrzące się błękitne oczy i ten dziwny, czarno-biały strój. Na głowie jegomościa spoczywał malutki czarny kapelusik, a w dłoni trzymał laskę o zakrzywionym końcu.

-Kim jesteś? - arystokrata odwrócił wzrok od tajemniczego przybysza.

-Czy to ma znaczenie? - jegomość beztrosko zeskoczył z balustrady i bez pytania wszedł do sypialni chłopaka.

Był niziutki i drobny – nie mógł mieć więcej, niż piętnaście lat, a nawet ten wiek był lekką przesadą. Dziwnego wrażenia dopełniało dodatkowo to ubranie...

-Masz imię? - Elliot z impetem usiadł na swoje łóżko.

-Moje imię jest tak stare, że nawet ja go nie pamiętam. - chłopak wymawiał te słowa z prawdziwym namaszczeniem. - Ale mówią na mnie Czarno-biały Pożeracz Snów... - oblizał swoje wargi.

-Nigdy o tobie nie słyszałem.

-A ja o tobie. To jest mniej więcej to samo.

Młody Nightray westchnął. Nie dogada się z tym idiotą – to pewne.

-Chcesz? Mogę pożreć ten sen. - głos Pożeracza wyrwał go z zamyślenia

-Jak? - wpatrywał się w niego ogromnymi oczami.

-Nic nie poczujesz, naprawdę. - chłopak uśmiechnął się złowrogo. - Ale potem będziesz musiał zapłacić...

-Czym?

-Ach, dowiesz się w swoim czasie! A teraz śpij, śpij, bo niedługo nadejdzie świt! - z tymi słowami Pożeracz pchnął Elliota na jego własne łóżko i szepnął mu na ucho: - Śpij, bo jestem naprawe głodny... Mało ludzi miało dziś koszmary, a mój żołądek wymaga konkretnej liczby...

Chłopak sam nie wiedział, kiedy zasnął. Pamiętał, że ostatnio, co czuł, to dłoń Pożeracza na jego czole.