"Kwieceń plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata"

Tegoroczny kwiecień zdecydowanie postawił na lato. Prażące jak nigdy słońce sprawiało, że przebywanie na zewnątrz w godzinach popołudniowych nie było przyjemnym doznaniem. Jednak, to co było przekleństwem dla niektórych, dla innych mogło okazać się wybawieniem.

Tuż przy drodze, częściowo skryta w cieniu bujnych zarośli, stała niewysoka młoda kobieta. Na jej twarzy malowało się skupienie. Wsłuchiwała się uważnie w leniwe brzęczenie owadów. Po chwili jednak odwróciła się i powoli ruszyła w stronę otwartych drzwi niewielkiego domu. Trudno było jej ocenić ile czasu jeszcze miała. A wraz z przedłużającym się oczekiwaniem mnożyły się niepewności. Kobieta jednak odsunęła je od siebie. Zbyt długo czekała na tak dogodną chwilę, by teraz móc się po prostu poddać.
Po chwili zastanowienia weszła do kuchni. Jej spojrzenie automatycznie skierowało się w stronę stojących na blacie kubka i niewielkiej buteleczki. Podeszła do nich powoli. Ostrożnie dotknęła kubka wierzchnią stroną palca. Chłodne. To dobrze.
Przez chwilę zastanawiała się, czy schłodzić go jeszcze trochę, ale po namyśle zrezygnowała. Nie wolno przesadzać. Potem zawahała się jeszcze, patrząc na buteleczkę.

Nie. Jeszcze nie. Jeżeli on się nie zjawi, to się zmarnuje.

Z niechęcią musiała przyznać rację cichemu głosikowi w jej umyśle. Na tym etapie musiała być naprawdę ostrożna. Odetchnęła głęboko. Wszystko, albo nic.
Rozejrzała się wokół. Wiele czasu minęło odkąd przestała nazywać to miejsce domem. Dalsze rozmyślania przerwał jej jednak oczekiwany od rana stukot końskich kopyt. Niewiele myśląc odkorkowała buteleczkę i wlała kilka kropel złotego płynu do kubka drżącymi rękami. Uśmiechnęła się lekko, gdy poczuła zapach lawendy, a ciecz przybrała fioletową barwę.

No już, szybciej! Nie ma czasu na rozczulanie się nad tym, jak bardzo kochasz lawendę!

Głosik znów miał rację, zresztą jak zwykle. Kobieta ostrożnie zamieszała wodę i poczuła ulgę, widząc jak niecodzienna barwa powoli znika.

Idź już, idź! Idź zanim on odjedzie!

Nie pozostało jej już nic innego jak posłuchać. Chwyciła mocno kubek i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia. W drzwiach frontowych nieznacznie zwolniła i przywołała na twarz uprzejmy uśmiech. Nagle poczuła rodzące się w niej podniecenie i euforię. Tym razem wszystko musiało się udać.
Meropa Gaunt była pewna zwycięstwa.


Prolog wsadzony. Trzeba teraz czekać na rozdziały. Nie lubię pisać powitań więc tylko pomacham łapką. *macha łapką*. Jeżeli znajdziecie jakiś błąd, proszę dajcie znać. Ach, ogólne wrażania i konstruktywna krytyka też są mile widziane.