Zaraz po wejściu do mieszkania zobaczyłem go. Salazar. 170 Centymetrów czystego ideału; nieco przydługie kosmyki włosów opadające na wysokie czoło, miękkie różowe usta i piękne ciemne oczy z czerwonymi refleksami spoglądające na mnie zza kurtyny brązowych włosów.
Podszedłem do niego odgarniając moje długie, czarne jak noc włosy na plecy. Stąpałem powoli, jakby nie chcąc go przestraszyć, lecz widziałem w jego oczach utkwionych głęboko w moich zielonych tęczówkach, ze tego nie zrobi. Przysuwając się coraz bliżej musiał zadziera coraz wyżej głowę by moc utrzymać ze mną kontakt wzrokowy. Jednak 10 centymetrów wzrostu więcej czasami się przydaje, bo już po chwili złapałem jego biodra i sadzając go na blacie zacząłem zbliżać swa twarz do niego. Nawilżyłem nasze wargi językiem i to już wystarczyło, by otworzył swe kuszące usta. Nasze języki stoczyły krótką bitwę o dominacje, jednak już po chwili ocierały się o siebie w powolnym tańcu. Upajając się tym pocałunkiem pełnym czułości nawet nie zauważyłem, że ściągnął ze mnie koszule. Dopiero powiew chłodnego powietrza na mojej odsłoniętej skórze otrzeźwił mi umysł. Wciąż czując na sobie gorące dłonie rysujące nieregularne kształty na mojej klatce piersiowej sam, zatem zacząłem przyczyniać się do zmniejszenia ilości jego ubioru. Pocałunkiem zszedłem na żuchwę, by zaraz zająć się szyją i grdyką Slytherina powoli rozpinając jego koszule, by odsłonić więcej mlecznobiałej skory. Znaczyłem jego skore zasysając kolejne jej skrawki nie chcąc pozostawić żadnego nieoznaczonego przeze mnie jej kawałka. Zatrzymałem się przy mostku niby przypadkiem trącając nosem jeden z jego stwardniałych od wiosennego wiatru sutków. Zaraz powietrze przeszył jęk szatyna. 'Chodźmy do sypialni' to ciche zdanie wypowiedziane szeptem przeważyło wszystko. Ściągnąłem go z blatu oplatając jego nogi wokół własnych bioder. Po drodze do sypialni pozbyliśmy się resztek odzieży.
Nie mogąc uspokoić szaleńczo bijącego serca i ugasić rozpalonej od dotyku jego dłoni skóry zacząłem ubierać się patrząc na pogrążonego we śnie Salazara. Chciałem jak najszybciej spełnić jego prośbę, żądanie. To ostatnia rzecz jaką miałem dla niego zrobić. Przyjść i spędzić z nim czas zanim opuści Wyspy. Dalej nie mogłem się pogodzić z tym, że wyjeżdża i zostawia mnie. Zostawia całą naszą trójkę, jednak ja jestem świadomy powodów, dla których to zrobi niestety Helga i Rovena nadal będą uważać go za zdrajcę. Gdyby tylko wiedziały…
To już koniec. Salazar coraz bardziej słabnie, jednak dalej nie chce pokazać światu swej słabości. Woli być uznawany za zdrajcę, a nie chorego. W jego ostatnich chwilach jestem z nim.
Trzymam go za rękę.
Nie chcę pozwolić mu odejść.
Jednak to jest nieuniknione. Widzę, że chce coś powiedzieć, więc pochylam się by go usłyszeć. Ciche: 'Pocałuj mnie' nawet nie brzmi jak jego zwykły rozkaz wydawany szeptem. To ostatnie słowa jakie od niego słyszę. Pochylam się i całuję go delikatnie, subtelnie pieszcząc coraz bardziej omdlałe wargi. Zatracam się w pocałunku, a łzy spływają po moich policzkach dopóki nie czuję, że wargi Slytherina się ochładzają.
Odszedł, tak jak chciał; w samotności, ze mną, w tajemnicy przed całym światem, zhańbiony paladyn.
