Debiut w fandomie Supernaturala. Zobaczmy co z tego wyjdzie, bo nawet połowy Winchestera tu nie ma. Ale miłej lektury i tak.


Przewrócono jej posągi, kadzidła wpadły między pył. Jej imię zastąpiono dziesiątką nowych, idąc na wojnę szeptano i krzyczano AresMarsAtenaMinerwa, nikt już nie pamiętał dni, które upływały w rytm KaliKaliKaliKali. Upadła bogini, bez jednej świątyni, bez jednej godziny wypełnionej modłami. Wściekła, odarta z dumy i czci, podeptana, stłamszona. Na żółtosinej chmurze pomknęła przez świat, niosąc śmierć, zgrozę i nieszczęście. I zatrzymała się w Rzymie, tej zaropiałej perle nowego porządku, Rzymie, gdzie filozofowie tkali idee z mgły i eleganckich słówek, Rzymie, gdzie tłum tupał i gwizdał, gdy na piach Koloseum upadały kolejne ciała. Rozsiadła się tam Kali, z kielichem bardzo czerwonego wina w dłoni, żądna już tylko zemsty, zemsty na tych głupcach co chcieli nowych bogów zamiast niej. Słowa śmierci krwawiła cezarowi do sterczącego ucha.

I był tam młody arystokrata, rozwalony na poduszkach z bezczelnym uśmiechem i błyskiem w brązowym oku, a Kali pozwoliła mu przez jedną noc wierzyć, że jest zwykłą śmiertelniczką, a księżyc świecił nad nimi jasno, a cytry grały słodko.

Kiedy cezar szalony od słów śmierci i chaosu uczynił ze swego miasta jeden wielki ofiarny stos, Kali tańczyła. Między płomieniami wzniecała nowe płomienie, tam gdzie jeden pomagał drugiemu, ona siała zamęt. Pod obaloną kolumną znalazła tamtego arystokratę i z ostatnim pocałunkiem, co smakował już tylko sadzą, wepchnęła go prosto w ogień.

Ostatnie kłęby dymu zmieszały się z chmurami, czarny, rozdęty trup rzymski jęczał skargi do bogów, którzy nie słuchali. A pośrodku tego wspaniałego arcydzieła zniszczenia siedziała Kali, kołysząc się w ekstazie.

Kilka dni albo minut później – tak trudno liczyć jest czas zwycięskim – spomiędzy zgliszczy wyszedł ten chłopiec, bez jednego nawet skaleczenia. Razem z nim wyszło słońce i Kali zobaczyła że jego oczy są złote bardziej niż bransolety na nadgarstkach cezara, i starsze niż sam Rzym.

Nie mówiąc nic, odtąd szli razem. On siał chaos, a ona zbierała śmierć.


Gdyby ktokolwiek miał wątpliwości, to tak, to jest Gabriel, jeszcze nie Loki, już uciekły z nieba.

Jeśli ktoś ma coś do powiedzenia, wysłucham (przeczytam) bardziej niż chętnie. W końcu to - jak już powiedziałam - debiut w fandomie.