W piwnicy panował półmrok rozproszony światłami ulicznych latarni wpadających przez niezasłonięte okna i łunę niezgaszonej lampki, sączącą się zza uchylonych drzwi. Pchnęła je, zaglądając do środka. Quinn leżał na boku z głową opartą o prawe przedramię. Oczy miał zamknięte. Zaczekała chwilę, jakby spodziewała się, że otworzy je, patrząc na nią tym pełnym bólu spojrzeniem, lecz nie drgnął nawet. Weszła powoli, jakby niepewna, czy powinna. Pochyliła się, gasząc lampkę przy łóżku, lecz nie odeszła, kucając przy łóżku. Przyglądała mu się w ciszy, spoglądając na kosmyk opadający na czoło, na zapadnięte, podkrążone oczy i usta zaciśnięte w wąską kreskę.

Wyciągnęła dłoń, delikatnie gładząc go po włosach, odgarniając je z czoła.

– Zależy mi na tobie – wyszeptała. Rozchyliła usta, nabierając powietrze, lecz zamknęła je. – To jest powód – dodała.

Cofnęła dłoń, przyglądając się przez chwilę jego bladej twarzy i wstała, cicho kierując się do wyjścia.

– Carrie – usłyszała jego słaby głos. Zatrzymała się w drzwiach i odwróciła w jego stronę, próbując uśmiechnąć się blado. – Możesz… zostać?

Przechyliła nieznacznie głowę i mimowolnie zmarszczyła brwi, zaskoczona jego prośbą. W końcu usta drgnęły jej w bladym uśmiechu i niezauważalnie skinęła głową, podchodząc do niego z wahaniem. Okrążyła łóżko i powoli wsunęła się pod kołdrę, kładąc się za nim. Quinn nie poruszył się, nie spojrzał na nią nawet, gdy delikatnie nasunęła mu kołdrę na ramię, gładząc je niepewnie kciukiem.

Leżała, obserwując, jak spokojnie oddycha, ale sama nie mogła zasnąć. Uniosła się na ramieniu, spoglądając na jego twarz wypełnioną smutkiem nawet we śnie. Usiadła ostrożnie, by go nie zbudzić, z nadzieją, że choć te kilka chwil jest w lepszym świecie, że nie dręczą go koszmary. Przed oczami wciąż miała jego spojrzenie, gdy pytał, dlaczego go uratowała. Tak puste, obojętne, jakby nie sprawiało mu to różnicy, jakby naprawdę tego nie wiedział.

A potem przypominała sobie, z jaką złością na nią patrzył, słyszała brzęk tłuczonego szkła i wiedziała, że widział różnicę. I że wcale tego nie chciał, nie chciał ratunku. Nie takiego.

– Mamo?

Carrie spojrzała zaskoczona na zaspaną córeczkę stojącą w drzwiach. Weszła do pokoju, ciągnąc za sobą pluszowego króliczka i stanęła koło matki.

– Mogę do was wejść? – spytała cicho, tylko na chwile odrywając wzrok od śpiącego mężczyzny.

– Jasne – odparła Carrie, uśmiechając się ciepło i wyciągnęła ramię w stronę córki.

Dziewczynka ostrożnie wdrapała się na łóżko, siadając koło matki. Przytuliła mocniej pluszaka, troskliwie wpatrując się w Quinna.

– Co mu się stało? – wyszeptała po chwili piskliwym, dziecięcym głosem i spojrzała na matkę oczami tak samo szarymi, jak jej ojca.

Carrie rozchyliła usta, ale nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zamknęła je jednak, uśmiechając się szeroko i objęła córkę ramieniem.

– Wiesz co, kochanie, wróćmy na górę. Dajmy mu spać, potrzebuje tego.

– Jest smutny, prawda? – spytała, nie schodząc z łóżka.

Usta Carrie zadrżały, ale udało jej się powstrzymać napływające do oczy łzy. Pokiwała głową, ze smutkiem spoglądając na córkę.

Dziewczynka ponownie przeniosła wzrok na śpiącego mężczyznę. Po chwili przysunęła się i ostrożnie nad nim pochyliła.

– Frannie, nie… – wyszeptała Carrie.

– Chcę mu tylko dać Hopa – odparła cichutko, kładąc przy nim pluszaka.

Carrie uśmiechnęła się, spoglądając z czułością na córkę. Przyciągnęła ją i objęła.

– Nic mu nie będzie? – spytała szeptem.

Usta ponownie jej zadrżały. Przesunęła dłonią po mięciutkich włosach Frannie i ucałowała ją w czubek głowy.

– Mam nadzieję – odparła w końcu. – Mam nadzieję, powtórzyła ciszej, spoglądając na Petera.