Stworzone rozrywkowo dla brata i jemu dedykowane ^_^

Wszelkie postacie należą do jej twórcy, oprócz Komugi – jest moja!

Czy piekło ma swoje copy right? :)

Rozdział 1

Severus Snape, człowiek który według wielu nie odczuwał strachu, a przynajmniej nie okazywał go osobom postronnym – zwłaszcza swoim uczniom – poczuł niczym nie wytłumaczalne, irracjonalne przerażenie patrząc na średniej wielkości paczkę z napisem "Do rąk własnych Lorda Voldemort'a".

Tego tu nie powinno być, pomyślał całkiem racjonalnie. Wszak nikt nie zna miejsca kolejnego spotkania Jego Wściekłej Mości. Jeśli to jakiś kretyński wybryk Potter'a to go zatłukę, pomyślał ponuro – o ile przeżyje dzisiejsze spotkanie. Swoją drogą ciekawe, czemu nikt wcześniej nie wziął paczki?

Severus rozejrzał się niespokojnie, wiedząc że nie ma wiele czasu na zastanowienie się co robić z pakunkiem. Mroczny znak odezwał się ponaglająco i każda zwłoka mogła skończyć się bardziej niż nieprzyjemnie. Wiedział, że jest ostatnim z przybyłych na spotkanie i to nie dlatego że się ociągał, o nie... On po prostu nie miał warunków aby szybciej dotrzeć... Tak to jest jak się z bachorami pracuje, ani chwili wytchnienia.

Severus westchnął i podniósł paczkę. Trzeba dostarczyć ją do adresata. Hmm, może choć raz Czarny Pan zajęty będzie bardziej kwestią paczki niż chęcią ukarania spóźnialskich. Snape miał niejasne przeczucie, że to „karanie" było przeznaczone wyłącznie dla niego... Czyżby jego szpiegowskie dni miały się wkrótce zakończyć?

Mężczyzna odrzucił szybko niewesołe myśli i blokując swój umysł wkroczył do jaskini węża.

- Ach, mój drogi profesorze, cóż cię tak zajęło że znowu się spóźniasz? - siedzący na czymś co niby miał przypominać tron Voldemort patrzył ironicznie na przybyłego. - Czyżby Potter wysadził się w powietrze przy próbie uwarzenia jakiegoś mało znaczącego eliksiru? Czyżbyś właśnie jego szczątki miał w tym pudle?

Stojące wokół zakapturzone postacie zachichotały złośliwie prawie równocześnie, niczym dobrze wytresowane pieski.

Po twarzy Snape'a przebiegło coś na kształt niesmaku i niechęci. To, że jego dawni koledzy zachowywali się niczym osły już mu nie przeszkadzało, ale jakikolwiek komentarz o nieprzydatności eliksirów od człowieka, który wiele im zawdzięczał zawsze go irytowała.

- Nie, mój panie – odezwał się spokojnie, bez zbytniej służalczości. Wiedział, że ta odrobina dumy może go sporo kosztować, ale nie potrafił się aż tak płaszczyć. Choć z drugiej strony pomysł przyniesienia Potter'a w pudełku nie był taki najgorszy... - Przed wejściem znalazłem tę oto paczkę adresowaną do ciebie, ale zanim zdążyłem sprawdzić czy aby nie kryje żadnego niebezpieczeństwa dla twej cennej osoby, zostałem zmuszony do pośpiechu. Wiem, że za nic masz sobie niebezpieczeństwo, ale jako twój wierny i oddany sługa nie mogłem wkroczyć, i dać ci coś co mogło okazać się pułapką. Ukarz mnie za moją niekompetencję panie, albowiem strach przed twą karą okazał się silniejszy od twojego dobra.

No dobrze, może nie potrafił się płaszczyć, ale znał inne sposoby by odwrócić od siebie uwagę. Nawet jeśli dla postronnego widza to tak nie wyglądało. Zgodnie z przewidywaniem Snape'a Czarny Pan zainteresowany był teraz bardziej tym, co on trzymał w rękach niż ukaraniem spóźnialskiego i mało służalczego sługi.

- Czyżbyś podejrzewał podstęp, Severusie? - czarodziej roześmiał się nagle, czym spowodował salwę śmiechu u innych. - A niby czyj? Potter'a?

Zanim Snape'a zdążył odpowiedzieć coś poruszyło się w pakunku. Snape spojrzał zdziwiony najpierw na pakunek, a potem na zrywającego się z siedzenia Czarnego Pana, który wycelował w pakunek swą różdżkę. Za nim jak zauważył pozostali wyciągnęli swoje różdżki i skierowali je na paczkę lub ogólnie w jego kierunku.

No to koniec, pomyślał spokojnie Snape, rozluźniając wszystkie mięśnie. Ich napięcie i tak nie wiele by pomogło przy tylu zaklęciach, a po co ma boleć bardziej niż powinno? Ciekawiło go tylko kto go tak załatwił...

- Otwórz to Snape! - głos Voldemort'a zrobił się lodowaty. - Powoli... Żadnych głupich, zbędnych ruchów.

Severus nawet na niego nie spojrzał. Sam doskonale wiedział jak wrażliwi byli tu zebrani. Wypuścił z płuc długo wstrzymywane powietrze. Wraz z nowym oddechem bardzo delikatnie jego prawa dłoń powędrowała do wieka pudła, gdy lewa równie delikatnie przesunęła pudło bardziej na brzuch. Coś wewnątrz wyczuło które miejsce tej małej przestrzeni powiększy się. Ruch w środku zamarł i zamienił się w wyczekiwanie. Bojąc się mrugnąć Snape powoli otworzył jedno wieko, a po chwili drugie. I nagle zapominając o ostrożności mrugnął zaskoczony.

Z pudełka bowiem niespodziewanie wyłonił się łepek małego, białego króliczka. Jego różowy nosek łakomie chłonął nowe zapachy. Mózg zajęty ich analizą nie przejmował się ciemnymi sylwetkami patrzącymi na niego z rosnącym zdumieniem.

- Co to u diabła jest? - mruknął któryś.

- Snape, żarty sobie stroisz? - Voldemort zasyczał gniewnie. Jego różdżka celowała teraz w mężczyznę, który nadal wpatrywał się w zwierzaka i pudełko. - Wywal to paskudztwo. Albo lepiej daj je Nagini do zjedzenia... tylko niech ktoś najpierw sprawdzi czy nie nafaszerowano tą białą mysz jakimś paskudztwem.

- Mój panie – Severus podniósł powoli wzrok – tu jest jakiś list.

- List? - Voldemort spoczął ponownie na swym tronie nie przerywając mierzenia różdżką w stojącego przed nim mężczyznę. - No to go przeczytaj!

- Na głos? - Snape spytał zdziwiony, za późno orientując się, że powinien ugryźć się raczej w język.

- A co? Umiesz tylko po cichu? - Czarny Pan sapnął zirytowany ledwo powstrzymując się od rzucenia klątwy.

Snape powoli włożył rękę do pudełka, by wyciągnąć z niego list owinięty w bardzo poszarpaną folię. Nie był pewien jakim cudem kartka w środku nie była w takim samym stanie. Postawił pudełko delikatnie na ziemi i zaczął rozwijać list. Ta chwila wystarczyła by zwierzak zdecydował się na spacer i przez nikogo nie niepokojony wyskoczył ze swojego dotychczasowego schronienia.

- Mój drogi przyjacielu – Snape spojrzał szybko na swojego szefa, by ten domyślił się że zaczął czytać i nie posądził go bogowie tylko wiedzą o co. Po czym spojrzał na obwąchującego go ciekawie królika i powrócił do lektury. - Zwracam się do Ciebie z wielką prośbą – zaopiekuj się moją Małą Komugi. Muszę wyjechać na parę dni i nie mam z kim jej zostawić. A już na pewno nie zostawię ją z tą zgrają ciemniaków w Piwnicy.

Mój znajomy zaproponował mi twą wspaniałą osobę albowiem zna Cię z wielkiej miłości do zwierząt. Powiedział mi w wielkim zaufaniu, że nikt się tak do tego nie nadaje jak człowiek, który wszystkich traktuje jak zwierzęta. Mam nadzieję, że nie sprawi ci to zbyt wielkiego kłopotu. Wszak zajmujesz się tylko jedną wojną i to jeszcze taką, która oficjalnie się nie rozpoczęła.

Komugi nie jest kłopotliwa. Trzeba jej tylko zapewnić odrobinę pożywienia, wody i miejsca do spania. Za odrobinę czułości potrafi się odwdzięczyć i jest przy tym niesamowicie zabawna. Czasami jednak ma zły humor i potrafi wtedy... warczeć. Wiem, wiem, brzmi to dziwnie ale radzę ja wówczas zostawić w spokoju lub zacząć delikatnie głaskać, o ile się nie boisz żę może cię ząbkami chapnąć.

Przyjadę po nią za parę dni.

Dziękuję ci bardzo. K.

P.S. Gdybyś przypadkiem miał dziwne pomysły to ostrzegam, że Komugi posiada zaklęcia chroniące ją przed jakąkolwiek formą brutalności ze strony Twojej lub Twoich podwładnych. Ten twój wąż też nie będzie miał z niej pożytku, zobacz jaka ona malutka...

Zapanowała cisza, przerywana jedynie stukotem drobnych pazurków o posadzkę.

Rety, Snape przebiegł ponownie wzrokiem po liście, kto to jest?

Parę stwierdzeń bardzo go rozbawiło, co na szczęście zdołał ukryć, ale dopisek po prostu go zaskoczył – ten ktoś doskonale zdawał sobie sprawę z tego kim jest Czarny Pan. Gorzej, wygląda na to że nawet wie czym się zajmuje i gdzie się tym zajmuje, a to już źle. Nawet gorzej, wręcz tragicznie, bo jeśli nie jest to osoba związana z bandą tego dwulicowego białowłosego durnia, to już po nim...

Snape zaczął uważnie przyglądać się niczym nie przejmującemu się zwierzakowi wciąż badającemu otoczenie. Hmm, nie czuć od niego magii, zresztą nie przypominał sobie żeby gdziekolwiek wspominano o królikach jako magicznych stworzeniach. Co prawda kiedyś tam słyszał o jakimś króliku wskazującym drogę jakiejś eksperymentującej z eliksirami małolacie, ale to pewnie jakaś bajka była. No i coś chyba było o królikach i księżycu? Księżyc? Snape omal nie potrząsnął głową. Nie, księżyc zdecydowanie odpadał. Poza tym żaden szanujący się czarodziej nie wziął by niemagicznego stworzenia na swojego zwierzaka. Choć z drugiej strony ropuchy to również śmieszny wybór dla czarodzieja, a tyle tego draństwa wokół...

Nie, Snape rzucił ukradkowe spojrzenie na Jego Wściekłość, królik to tylko narzędzie. Ważniejsza jest osoba, która przysłała tu to stworzenie. Tylko, że w chwili obecnej nie mógł przypomnieć sobie nikogo posiadającego królika, wiedzę na temat poczynań Czarnego Pana i moc, która pozwoliłaby na takie żarty.

Ze zmiany sylwetki i spojrzenia siedzącego mężczyzny Snape domyślił się że myśli tamtego podążały podobnym torem. Na twarzy Voldemort'a zagościł sadystyczny uśmiech.

- Zaklęcie chroniące, powiadasz? - Voldemort rozsiadł się wygodniej na tronie. - Dla królika?

Parę osób spojrzało na niego niepewnie, ale gdy tylko ich Pan i Władca zachichotał złośliwie, zaczęli mu wtórować. Nie wszyscy oczywiście. Część – ta mniej szalona i bardziej inteligentna, tak jak Snape – po prostu patrzyła wyczekująco, ciągle starając się dojść o co w tym wszystkim chodzi.

- No dobrze panowie – Voldemort wycelował różdżką w królika. - Sprawdźmy co ta paskuda potrafi.

Różdżki zebranych skierowały się ku nowemu celowi. Ktoś delikatnie odsuwał nogą zwierzaka, bo ten akurat zainteresował się jego szatami. Parę osób pośpiesznie cofało się, by nie ściągnąć przypadkiem zaklęć na siebie. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu.

Zanim jednak ktokolwiek zdążył rzucić zaklęcie Nagini, która od pewnego momentu również uważnie przyglądała się królikowie, podniosła się i zasyczała.

- Ach, moja droga – Voldemort spojrzał na swojego zwierzaka. - Czyżbyś miała ochotę na małą przekąskę?

Wąż, jakby tylko na te słowa czekając, ruszył do przodu.

Heh, Snape spojrzał na królika, który z zainteresowaniem patrzył na zbliżającego się gada, obyś tylko był napchany jakąś dobrą trutką na gady. Nie wiedzieć czemu Severus poczuł żal, że to już prawie koniec. W sumie zwierzak wyglądał ślicznie.

Biała kulka puchu zastygła gdy wąż pojawił się przed nią. Tylko nosek chodził nadal ruchliwie sprawdzając kolejny nowy zapach. Nagini uniosła się lekko ponad swą ofiarę. Atak był szybki i niespodziewany, jak na węża przystało. Tylko że... Snape patrzył lekko zdziwiony na gada, który gwałtownie cofał się, by po chwili zrejterować kompletnie. Jeden z kłów Nagini leżał połamany na podłodze, a Snape mógłby przysiąść że wąż zaskamlał z bólu.

Czarodziej zaczął szybko odtwarzać w myślach co się wydarzyło. To, że wąż zaatakował to normalne i zrozumiałe – w końcu miał przed sobą przekąskę. Ale to, że królik zawarczał i rzucił się na węża, to już raczej normalne nie było. Tylko że to nie królik połamał zęby Nagini a tarcza ochronna, która pojawiła się tuż przed nim. Błysk był ledwo widoczny, ale siła z jaką Nagini rzuciła się na królika i dodatkowo skok królika na węża sprawił, że warstwa ochronna zachowała się niczym prawdziwa tarcza łamiąc kieł Nagini.

To zaczyna być ciekawe, mężczyzna uśmiechnął się w duchu, patrząc na zrywającą się z tronu wściekłą postać.

- Dość tego! - Voldemort aż zapienił się z gniewu. - Rozwalić to paskudztwo!

Czarne postacie za przykładem swojego suwerena raz za razem zaczęły rzucać mniejsze lub większe zaklęcia, by „pokonać" małego królika. A Snape z coraz większym zainteresowaniem oglądał jak te same postacie obrywają rykoszetami własnym zaklęć. Voldemort, który jako jedyny rzucił zaklęcie zabijające ledwie umknął przed własnym, powracającym niczym bumerang. Inni nie mieli takiego szczęścia.

- Snape! - Voldemort krzyknął gniewnie na mężczyznę, który nagle zorientował się że jest jedyną stojącą osobą. - Pomóż im, a potem pogadamy!

To się nazywa, nie zwracać na siebie uwagi, Snape pomyślał sarkastycznie podchodząc to najbliższej leżącej postaci.

- Pozwolisz? - spytał ironicznie królika, który też zainteresował się tą samą osobą, wskoczył na nią, by radośnie się przespacerować po nieprzytomnym czarodzieju i... jak Snape zauważył rozbawiony, nasiusiać na niego.

Królik przekręcił ciekawie łepek w jego stronę, po czym z miną „a co mi tam" zeskoczył z jednej osoby i wskoczył na kolejną.

No ładnie, Snape pomyślał ubawiony, klękając by sprawdzić jak pomóc pierwszemu z długiej listy oczekujących, teraz rozmawiam z królikami. Gorzej, jestem dla tego zwierzaka milszy niż dla własnych uczniów czy kolegów.

Voldemort w milczeniu przyglądał się swoim wiernym aż do znudzenia poddanym, którzy pod kierunkiem Snape'a powoli zaczynali dochodzić do siebie i pomagać innym. Delikatnie głaskał swojego węża, który nadal był w szoku. Biedna Nagini, pomyślał współczująco, jeden mały królik a tyle zamieszania. Swoją drogą ten królik omal nie zakończył tego co zaczął Potter...

Voldemort zmarszczył brwi – to nie była dobra myśl.