Autor prompta: Emcia

Treść prompta:

Fandom: Harry Potter
Temat: Severus Snape jest ogromnym fanem musicali. Co najmniej raz w tygodniu ogląda jakiś spektakl w Londynie (teleportacja na Broadway jest zbyt ryzykowna). Pewnego dnia postanawia założyć w Hogwarcie kółko teatralne i wystawić jeden z najpopularniejszych westendowskich tytułów...
Dodatkowe wymagania: błagam, niech to nie będzie parodia. Fajnie by było, gdyby tekst był kanoniczny (wiem, że to może być trudne, ale wierzę w Was!).

Beta: SzmaragDrac

Autor: Eti (tutaj Neonika)


1. Podchody

Severus Snape szedł szybkim krokiem przez błonia. Był sfrustrowany. Zawsze reagował w ten sposób, kiedy nie mógł obejrzeć spektaklu do końca z powodu jakichś bzdur. Posiedzenie kadry, też coś! Żeby zdążyć, musiał wyjść na początku drugiego aktu, co oznaczało, że stracił niemal połowę przedstawienia!

Całe szczęście, że to tylko „Król Lew", pomyślał. Nie przepadał za tym musicalem, ale na West Endzie nie grali dzisiaj nic innego. Nie lubisz „Króla Lwa", Severusie? – rozbawiony głosik niepokojąco podobny do głosu Dumbledore'a odezwał się w głowie mistrza eliksirów. Czyżby Simba kojarzył ci się z Harrym?

- „Król Lew" kojarzy mi się wyłącznie z „Hamletem", bo i do niego nawiązuje! – warknął Snape. Czasami naprawdę łatwiej było mu zachować kamienną twarz podczas tortur Czarnego Pana niż w obliczu domyślności dyrektora. Nawet tej wyimaginowanej.

Hamlet"? – głosik wydawał się nieco skonfundowany. Tak, to musiał być dyrektor, pomyślał Snape z przekąsem. Tylko on mógł znać historię Simby, a nie mieć pojęcia o Szekspirze. Szekspirze, na litość Merlina!

Snape odetchnął głęboko, starając się poskromić wyobraźnię. Zerknął na zegarek; spóźni się, niewątpliwie. Będzie musiał znaleźć jakąś wymówkę. Może zebranie Wewnętrznego Kręgu? – zastanawiał się. Nie, Dumbledore poprosi o raport. Opracowanie planu ochrony Pottera? W to nikt mu nie uwierzy. Cóż, w ostateczności przyzna się do wizyty w Londynie, ale… O, powie, że był na „Les Misérables". To brzmiało majestatycznie, a przy odrobinie szczęścia nikt nie odgadnie, że to po prostu „Nędznicy". Poza tym Severus naprawdę lubił ten musical. I „Piękną i Bestię" też lubił, ale do tego by się nigdy nie przyznał.

Severusie, czyżby… - zaczął głosik, lecz tym razem Snape'owi udało się go powstrzymać. Naprawdę nie chciał słuchać analizy swojej psychiki opartej na sympatii do „Nędzników" i „Pięknej i Bestii". Zwłaszcza że wchodził właśnie do zamku i wolał nie zostać przyłapany na mówieniu do siebie, gdyby Dumbledore w jego głowie okazał się zbyt bezczelny. Albo zbyt bliski prawdy.

Snape wpadł do pokoju nauczycielskiego z groźnym grymasem na twarzy.

- Severusie, nie jesteśmy uczniami, nie musisz próbować na nas swoich sztuczek – skomentowała sucho McGonagall i zacisnęła usta w wąską linijkę, podczas gdy mistrz eliksirów kierował się w stronę wolnego krzesła z nieodłącznym łopotem czarnej peleryny.

Opiekun Slytherinu postanowił zignorować koleżankę po fachu i skinął głową dyrektorowi.

- Albusie – powiedział z twarzą bez wyrazu. – Wybacz spóźnienie, musiałem coś załatwić w Londynie. Mam nadzieję, że nic ważnego mnie nie ominęło?

- Wprost przeciwnie, mój drogi – odparł z uśmiechem Dumbledore. – Omawialiśmy właśnie szkolny budżet. Filius zaproponował, żeby zakupić nowe stroje dla szkolnego chóru, planują koncert bożonarodzeniowy. Wspaniale, prawda, Severusie?

- I to jest to coś ważnego? – wycedził Snape, unosząc brew.

- Fundusze szkoły są ograniczone – rzuciła najwyraźniej niezadowolona z pomysłu McGonagall. – W związku z tym wyposażenie chóru będzie oznaczało rezygnację z zakupu pomocy naukowych. Mniej teleskopów na lekcje astronomii, mniej książek do biblioteki – wyjaśniła i po chwili zastanowienia dodała: – I mniej rzadkich składników do eliksirów, fiolek, zlewek i zapasowych kociołków.

Snape wpatrywał się w Minerwę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Początkowo chciał zmieszać z błotem pomysł, Flitwicka i wszystkich chórzystów (mniej fiolek, doprawdy!), ale nagle coś przyszło mu do głowy. Jeżeli miało ucierpieć na tym aż tyle rzeczy, to omawiana kwota musiała być duża. Jeżeli kwota była duża, to można było zrobić z nią coś dużego. Większego niż jakieś ciuchy dla bandy wyjących bachorów. I Severus już nawet wiedział co. Musiał tylko działać ostrożnie, żeby nie zdradzić swoich intencji. Gdyby złożył propozycję wprost, to musiałby po pierwsze czekać w kolejce za Flitwickiem, czyli do przyszłego roku, po drugie – McGonagall zrównałaby jego pomysł z ziemią w zemście za to, że nie wziął Pottera na zaawansowane eliksiry, a po trzecie – wrażenie, które wywoływał swoją osobą, bezpowrotnie by zniknęło i stałby się obiektem kpin. Już słyszał głos Minerwy, natrząsającej się z jego miłości do musicali - Och, Severusie, „Romeo i Julia"? Nie wiedziałam, że z ciebie taki romantyk. Nie. Zdecydowanie nie mógł do tego dopuścić. Już lepiej było przyznać się Czarnemu Panu do zdrady.

Okazja była jednak zbyt kusząca, by jej nie wykorzystać. Potrzebował dobrego planu, ale zdawał sobie sprawę, że musi podjąć decyzję natychmiast. Rozejrzał się uważnie po zebranych, a na jego usta powoli wypływał cyniczny uśmieszek.

- Przepraszam, dotąd wydawało mi się, że Hogwart jest szkołą magii, nie muzyczną – powiedział jadowicie. – Może jeszcze zaczniemy wystawiać przedstawienia? Albo musicale, skoro nasi uczniowie są tak uzdolnieni wokalnie, że ich stroje są ważniejsze od spraw naukowych? – zadrwił, patrząc prosto na Flitwicka.

McGonagall prychnęła pod nosem, niewyraźną minę miała też Augusta Longbottom, nowa nauczycielka obrony. Pozostali jednakże chwycili przynętę i Snape musiał ze wszystkich sił powstrzymywać zadowolony uśmiech, kiedy Flitwick zaczął wręcz podskakiwać z podekscytowania na krześle.

- Uważam, że to doskonały pomysł, Severusie – pochwalił rozpromieniony Dumbledore. – Filiusie, jak sądzisz?

Snape, starając się nie wyglądać jak kot, który dostał miskę tłustej śmietanki, prychnął z pogardą na takie dictum.

- Dumbledore, i ty jesteś nadzieją jasnej strony? – jęknął, udając przerażenie. – To była ironia. Sarkazm. Drwina. Cokolwiek, co oznaczało, że nie miałem tego na myśli! Naprawdę wolisz wydać pieniądze na ubrania zamiast na składniki eliksirów? – warknął ze złością. – To niedorzeczne!

- Ależ Severusie! – Minerwa oburzyła się na takie traktowanie dyrektora. – Myślę, że… że to może być… pouczające doświadczenie dla uczniów – dodała z wyraźnym przymusem.

Snape rozejrzał się z politowaniem. Manipulowanie nimi było dziecinne proste. Pozornie niezamierzenie podsunąć ideę, skrytykować wszystko i wszystkich, a na co rozsądniejszych wymusić poparcie, drażniąc ich poczucie lojalności. Banda naiwniaków, pomyślał niemal z czułością, spod której zdecydowanie wyłączył Trelawney.

- Mógłbyś się tym zająć? – Z rozważań pełnych samozadowolenia wyrwał Snape'a głos dyrektora.

Co? O nie, źle. Niedobrze. Bardzo źle. Nienienienienie, spanikował mistrz eliksirów. Chcieli oddać jego projekt komuś innemu?! Niedoczekanie! Już zaczął zastanawiać się, czy Dumbledore dostrzeże niewerbalny Confundus, ale uzmysłowił sobie, że nawet nie wiedział, kogo miałby przekląć. Obrzucił zebranych krótkim spojrzeniem, jednak zanim wyciągnął jakiekolwiek wnioski, odezwał się Flitwick.

- Obawiam się, że nie dam rady, Albusie – powiedział nauczyciel zaklęć z prawdziwym żalem. – Prowadzę już chór, a i moi Krukoni potrzebują przecież Opiekuna Domu.

Snape odetchnął z ulgą i natychmiast zaczął obmyślać strategię. Zgłosić się nie mógł, to ktoś musiał go wskazać, ale jak do tego doprowadzić? Jeszcze raz przesunął uważnie spojrzeniem po twarzach zebranych. A gdyby tak…

- Proponuję Minerwę – wycedził ze złośliwym uśmieszkiem. – W końcu uznała, że to… to coś – prychnął pogardliwie – będzie pouczające. Niech więc…

- O nie! – przerwała szybko McGonagall. - Zbyt wiele czasu pochłaniają obowiązki wicedyrektora, poza tym również jestem Opiekunką Domu.

- Cóż, więc może są… - zaczął Dumbledore, ale nauczycielka transmutacji jeszcze nie skończyła.

- Severusie – zaczęła, mrużąc oczy jak kotka, a Snape wiedział już, że wygrał. – Severusie, ty jesteś idealnym kandydatem. W końcu to był twój pomysł, na pewno świetnie go zrealizujesz.

- Raczysz żartować, Minerwo – zmusił się do syknięcia przepełniony triumfem mistrz eliksirów. – Mogło ci to umknąć, ale ja także mam pod opieką uczniów. Nie mam czasu na jakieś idiotyczne przebieranki!

- Och, na pewno sobie poradzisz – orzekł beztrosko Dumbledore, cmokając z zadowoleniem. – Omówicie wszystko jutro na zebraniu prefektów z opiekunami. Teraz przejdźmy do kolejnej kwestii…

Dla zachowania pozorów Snape protestował jeszcze przez chwilę, ale dyrektor zbywał wszystko machnięciem ręki. W końcu mistrz eliksirów postanowił zakończyć przedstawienie, posyłając piorunujące spojrzenie wyjątkowo zadowolonej z siebie McGonagall i warcząc na poklepującego go po plecach Flitwicka. Wszystko poszło tak gładko… Tańczyli, jak im Tarantallegrą rzucał, pomyślał z drwiną. A Minerwa… Ledwo udało mu się powstrzymać od śmiechu. Gryfonka do szpiku kości. Beznadziejna. Oni wszyscy byli beznadziejni. Tak obrzydliwie prostoduszni i łatwowierni. Przechytrzył nawet Dumbledore'a!

Pławiąc się w samouwielbieniu krążącym wokół ślizgońskich cnót i umiejętności szpiega, nie zauważył, że zebranie dobiegło końca i wszyscy opuścili już pokój nauczycielski. Dopiero chrząknięcie dyrektora przywołało go do rzeczywistości.

- Całkiem zgrabnie ci to wyszło, Severusie – oznajmił Dumbledore. W jego oczach migotały podejrzanie wesołe iskierki.

- Obawiam się, że nie rozumiem – wycedził Snape i podniósł się z miejsca. – Wybacz, Albusie, ale muszę przygotować się do zajęć – dodał wyniośle, obrzucając w myślach wszechwiedzącego starca wszystkimi znanymi przekleństwami. Gdy nie doczekał się żadnej odpowiedzi, poprawił pelerynę, skinął głową dyrektorowi i skierował się do drzwi.

- Severusie…

- Tak? – Mistrz eliksirów odwrócił się i spojrzał na przełożonego z niechęcią.

- Hakuna matata.

- Słucham?!

- Nowe hasło do mojego gabinetu. Od pierwszego września.

Snape'owi nie zostało nic innego, jak obrócić się na pięcie i wymaszerować z pokoju z całą godnością, na jaką było go jeszcze stać.