Siedzimy na nagrzanym przez słońce czerwono-brązowym kocu, a nasze ciała otula przyjemne ciepło promieni słonecznych. Na moich ustach widnieje szeroki uśmiech, który samoczynnie pojawił się wraz z twoim przyjściem, a wzrokiem śledzę ptaki przelatujące obok nas. Nasze splecione ze sobą dłonie są już śliskie i lepkie od potu, a jednak żadne z nas się nie odsuwa, co w głębi duszy mnie cieszy. Czuję, jak należące do ciebie chude, małe palce zaciskają się na kłykciach mojej dłoni, a pachnący miętą oddech łaskocze mnie w ramię, dzięki czemu uśmiecham się jeszcze szerzej.

Po chwili biernego wylegiwania się ziewasz potężnie i odwracasz się w moją stronę, zerkając na mnie spod półprzymkniętych powiek. Dobrze wiem, że ostatnio nie sypiasz zbyt dobrze – twoje wyjątkowo podkrążone oczy i specyficzne otumanienie jasno dają to do zrozumienia – więc domyślam się, o co za chwilę zapytasz.
- Asahi, czy mogę...
- Po prostu śpij, Noya.

W okamgnieniu układasz się pomiędzy moimi nogami i przysuwasz się, jak najbliżej to możliwe, po czym momentalnie zasypiasz wtulony w moją klatkę piersiową. Serce obija mi się o żebra na samą myśl o tym, jak blisko siebie jesteśmy, a ręce zaczynają drżeć, gdy ciepło twojego ciała do mnie przenika. Zaczynam głębiej oddychać, łapczywie wciągając cytrynowy zapach twojego szamponu, po czym wtulam twarz w twoje włosy.

Uwielbiam spędzać z tobą czas. Każda nawet najmniejsza chwila sprawia, że czuję się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a widok twojego uśmiechu robi ze mnie najprawdziwszego wariata. Nawet nie wiem kiedy stałeś się częścią mojego życia, bez której naprawdę nie mógłbym się obyć.

Przekręcasz się na drugi bok, niezrozumiale mrucząc coś pod nosem. Chce mi się śmiać na samą myśl o tym, jak niewinnie i spokojnie wyglądasz, kiedy tak leżysz w moich objęciach. Mimo, że na twoich ustach nie gości uśmiech, a oczy nie świecą entuzjazmem tak, jak zwykle, wciąż uważam, że jesteś naprawdę uroczy. Masz coś, co mnie do ciebie przyciąga; coś, co sprawia, że nie potrafię przestać o tobie myśleć. Nie ma dnia ani nocy, byś chociaż raz nie pojawił się w mojej głowie. Moje usta co i rusz rozciągają się w uśmiechu za każdym razem, gdy o tobie wspominam, a ludzie zazdroszczą nam, gdy widzą nas razem. Dzięki tobie staję się lepszy; taki, jaki zawsze chciałem być.

Obracasz się na drugi bok i otwierasz oczy. Przez chwilę patrzysz na mnie niewidzącym wzrokiem, jakby nad czymś się zastanawiając, po czym uśmiechasz się szeroko – zdecydowanie szerzej i radośniej niż zwykle.

- Coś się stało? – pytam zaciekawiony i odwzajemniam uśmiech. Ogniki w twoich oczach jasno mówią, że się z czegoś niezmiernie cieszysz.

Zamiast normalnie odpowiedzieć, wyciągasz się do mnie i delikatnie muskasz swoimi ustami mój policzek. Jak zwykle od razu oblewam się rumieńcem. Choć już tysiące razy mnie całowałeś, za każdym razem czuję się, jakby to był nasz pierwszy raz.
- Pamiętasz, że za tydzień mamy rocznicę? – pytasz, po czym ponownie układasz się wygodnie między moimi nogami, a ja obejmuję cię i przyciągam do siebie najbliżej, jak to możliwe.
- Jasne, nigdy bym nie zapomniał.

Patrzę na ciebie z góry i uśmiecham się. Ponownie przysypiasz, ale zdążasz jeszcze sennie wymamrotać to jedno zdanie, które sprawia, że moje serce bije jeszcze szybciej:

- W takim razie szczęśliwej przed-rocznicy, Asahi.


Fanfic pisany specjalnie dla M, mojej drogiej Parówy, która ostatnio wciąż motywuje mnie do pisania i pociesza mnie kiedy tego potrzebuję c: Dziękuję, że znosisz moje humorki; że chce ci się tego wszystkiego wysłuchiwać… No, po prostu dzięki, geju.