Dean był zrozpaczony. Kolejny raz okazało się, że jest bezsilny. To on był starszym bratem. Był odpowiedzialny za Sama. Miał jedno jedyne zadanie: chronić go. Nie był w stanie zrobić nawet tego. Teraz jego ukochany braciszek leżał w łóżku szpitalnym i walczył o życie, a Dean mógł tylko siedzieć. Nie potrafił znieść widoku mężczyzny, z którego uszło prawie całe życie. Szatyn wyszedł z sali i skierował się w stronę szpitalnej kaplicy.
Ku uciesze Deana, tego wieczoru pomieszczenie było puste. Rozejrzał się, zakłopotany, by upewnić się, że jest sam. Potem usiadł na jednej z ławek i oparł głowę o ręce.
- Cas, jesteś tam?
Zieloonoki znów się rozejrzał, jakby oczekiwał, że usłyszy trzepot skrzydeł i zobaczy swojego przyjaciela, choć wiedział, że tak się nie stanie. Zamknął oczy i kontynuował swoją modlitwę.
- Potrzebuję cię, stary – jego głos się załamał. – Sammy... nie potrafię mu pomóc. Nie tym razem. To zbyt duże nawet dla mnie. Proszę cię.
Dean przestał mówić, lecz wciąż nic się nie działo. Mężczyzna westchnął ciężko i po chwili zdecydował ciągnąć dalej swoją przemowę.
- Przepraszam – rzekł niemal szeptem. – Wcale się nie zdziwię, jeśli uznasz mnie za kompletnego dupka niewartego uwagi i nie pojawisz się. Zawsze byłeś przy mnie. A co ja zrobiłem dla ciebie? Nie pomogłem ci, kiedy pracowałeś z Crowleyem. Nie pomogłem ci kiedy byłeś chory. Nawet nie potrafiłem wyciągnąć cię z tego przeklętego Czyśćca! Przepraszam cię, Cas. Nie chcę, żebyś mi wybaczył, bo wiem, że nie zasługuję na to. Jednak chcę, żebyś wiedział, że dla mnie zawsze będziesz częścią rodziny. Zawsze będziesz mile widziany i obiecuję, że jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował mojej pomocy, zrobię wszystko, co w mojej mocy.
Dean aż podskoczył, kiedy poczuł dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się i ujrzał najbardziej niebieskie oczy jakie kiedykolwiek widział. Ciepłe spojrzenie, w którym każdy by się roztopił, było skierowane do niego.
- Dean – rzekł anioł z uśmiechem. – Zaprowadź mnie do Sama.
- Ale...
- Zaprowadź mnie do Sama – powtórzył Castiel. Dean bez słów zrozumiał wiadomość przyjaciela. Nie musiał się niczym przejmować, bo wszystko już dawno zostało mu wybaczone. Mężczyzna uścisnął dłoń towarzysza.
- Dzięki, Cas.
